10 września 2019

„Jestem katolikiem, ale…” Tych błędów trzeba się wystrzegać!

(źródło: pixabay.com)

„Jestem katolikiem, ale…” Takie zdanie można bardzo często usłyszeć w rozmowie ze współczesnymi katolikami. Wielu ludzi mimo publicznie deklarowanej przynależności do Kościoła i wiary w Chrystusa popiera prądy myślowe, koncepcje lub ideologie, które są z tą wiarą zupełnie sprzeczne. Zazwyczaj stoi za tym nieświadomość, często naiwność, a w skrajnych przypadkach zła wola.

 

W rzeczywistości jednak wypowiadając zdanie „Jestem katolikiem, ale…” wyrażają na poziomie językowym sprzeczność swoich poglądów, choć zapewne w większości przypadków tego nie dostrzegają. Co pojawia się w drugiej części tego wyrażania? Zobaczmy trzy najbardziej popularne warianty.

Wesprzyj nas już teraz!

 

…popieram społeczność LGBT”

Zaczniemy od najpopularniejszego, zwłaszcza w ostatnim czasie, dokończenia tytułowego zdania. Jesteśmy świadkami tego, jak praktykujący katolicy coraz liczniej uczestniczą w tzw. paradach równości. Są wśród nich również osoby publiczne, a także dziennikarze mediów, które określają się jako katolickie.

 

Jedną z wielu możliwych motywacji takich osób jest chęć podkreślenia tego, że Jezus przychodzi zbawić wszystkich ludzi. Jednak nie rozróżniają oni dwóch zupełnie różnych pojęć: szacunku dla człowieka i popierania ideologii sprzecznej z chrześcijaństwem. Nasz mistrz, Sługa Boży ks. Piotr Skarga mówił: „Nienawidzić grzechu, miłować grzesznika”. W tym nakazie streszcza się cała postawa, jaką katolik powinien przyjąć wobec osób o innej orientacji seksualnej. Należy otaczać tych ludzi modlitwą i pomagać im w ciężkiej walce o zachowanie takiego obrazu życia, jakiego wymaga od człowieka ochrzczonego Ewangelia. Nie wolno ich prześladować, czy dyskryminować. Ale jednocześnie nie można pochwalać ich czynów i tolerować obnoszenie się z nieewangelicznym stylem życia, a tzw. parady równości są w swej istocie skrajnym przykładem gloryfikacji grzechu. Jednym z uczynków Miłosierdzia pozostaje „Grzeszących upominać”, a nie „W grzechu utwierdzać”!

 

Tym bardziej nie wolno nam popierać ideologii LGBT, która pod fasadą pięknych haseł o wolności, równości i tolerancji niesie coś zupełnie innego: walkę z rodziną i tradycyjnymi wartościami, demoralizację najmłodszych, nienawiść do osób o odmiennych (od nich) poglądach i wprowadzenie totalnej cenzury środków masowego przekazu. Niedostrzeganie tych zagrożeń przez wielu katolików jest elementem smutnej analizy kondycji współczesnego Kościoła. Niektórzy z nich są wręcz zdziwieni profanacjami, jakie odbywają się na imprezach opatrzonych szyldem LGBT. Ich przekonanie o pozytywnym wymiarze tego ruchu było tak głębokie, że nie mogą zrozumieć, skąd u tych, którzy mieli być szermierzami tolerancji, tyle nienawiści do religii i osób wierzących?

 

Na koniec przypomnijmy, że homoseksualizm jest w Biblii potępiony tak jednoznacznie, jak mało które zjawisko: „Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość” (Kap 20, 13) oraz „Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwiąźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego” (1 Kor 6, 9-10). Za cytowanie tych właśnie fragmentów Pisma Świętego ostatnio jeden człowiek w Polsce stracił pracę, a kanadyjski sąd w ogóle zakazuje ich przytaczania bez kontekstu jako „mowę nienawiści”!

 

…jestem pacyfistą”

Ten punkt może u wielu osób wywołać odruchowy sprzeciw. Jak to? Co niby jest złego i sprzecznego z wiarą w tym, że katolik sprzeciwia się istnieniu wojen i stosowaniu przemocy? Dzięki takiemu postawieniu sprawy dochodzimy od razu do sedna. Otóż pacyfizm nie jest ideologią sprzeciwiającą się stosowaniu przemocy. To zmanipulowany obraz tego ruchu, który na trwałe zakorzenił się w kulturze masowej dzięki staraniom amerykańskiej lewicy. Pacyfizm jest ideologią, która odrzuca autorytet władzy, Kościoła, wojska, czy policji, sprzeciwia się tradycyjnemu modelowi rodziny jako „opresyjnemu” i „tłumiącemu ludzką wolność”, a promuje tzw. wolny seks, antykoncepcję i aborcję.

 

Nie da się całkowicie rozdzielić pierwszej fali pacyfizmu z początku XX w., która uderzyła w te jeszcze wówczas silne w Stanach Zjednoczonych wartości, od jego drugiej fali z końca lat 60., kojarzonej z „dziećmi kwiatów”, wśród których niemało było agentów KGB, ani wreszcie od powstałej u progu XXI w. ideologii LGBT. Wszystko to jeden ciąg przyczynowo-skutkowy. Katolik, który nazywa się pacyfistą, najprawdopodobniej po prostu nie zdaje sobie sprawy z tego, pod jaką ideologią się podpisuje i nieświadomie legitymizuje jego działania. Papież św. Jan Paweł II, który wołał: „Nigdy więcej wojny! To pokój, pokój musi kierować losami narodów i całej ludzkości” (Westerplatte, 1979 r.), jednocześnie zawsze sprzeciwiał się nazywaniu go pacyfistą.

 

Nie trzeba pisać w tym miejscu o negatywnym stosunku Kościoła do wojny, o zachętach do pokojowego rozstrzygania sporów i powstrzymywania się od używania przemocy, sprzecznej z piątym przykazaniem – to sprawy oczywiste. Są jednak przypadki, takie jak wojna obronna, czy walka w samoobronie, kiedy nie można zabronić katolikowi uzasadnionego i proporcjonalnego do zagrożenia odpowiedzenia siłą. „Uprawniona obrona może być nie tylko prawem, ale poważnym obowiązkiem tego, kto jest odpowiedzialny za życie drugiej osoby. Obrona dobra wspólnego wymaga, aby niesprawiedliwy napastnik został pozbawiony możliwości wyrządzania szkody. Z tej racji prawowita władza ma obowiązek uciec się nawet do broni, aby odeprzeć napadających na wspólnotę cywilną powierzoną jej odpowiedzialności” (KKK 2265). Dobrym przykładem są tu meksykańscy christeros, którzy po wyczerpaniu wszystkich innych możliwości samoobrony (listy protestacyjne, demonstracje, blokady ulic) byli zmuszeni sięgnąć po broń, by walczyć nie tylko o swoje prawa i wolność religii, ale o własne przetrwanie w obliczu krwawych represji antyklerykalnej władzy.

 

„…jestem ideologicznym wegetarianinem”

Oczywiście katolik może nie spożywać mięsa, tak samo, jak ma prawo nie jeść słodyczy, brukselki, albo dowolnego innego pokarmu. Z różnych powodów: bo mu nie smakuje, przez kwestie zdrowotne, albo dlatego, że jego wrażliwość nie godzi się z zabijaniem zwierząt. W tym nie ma nic złego. Zupełnie inną sprawą jest ideologiczny wegetarianizm, czyli założenie, że katolikowi NIE WOLNO jeść mięsa (to co innego, niż NIE CHCIEĆ tego robić).

 

Ideologiczni katolicy-wegetarianie twierdzą, że Bóg stworzył wszystkie stworzenia równymi sobie, co jest oczywistą nieprawdą. Już pierwszy rozdział Księgi Rodzaju mówi: „A wreszcie rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!” (Rdz 1, 26). Dlatego właśnie ubój zwierząt był zjawiskiem powszechnym u Żydów, zarówno na cele ofiarne, jak i spożywcze, przy czym został obwarowany licznymi, restrykcyjnymi przepisami prawa mojżeszowego odnośnie sposobu przyrządzania mięsa oraz zakazu spożywania wieprzowiny.

 

Chrześcijaństwo odeszło od zasad koszerności i nie wyklucza konsumowania żadnego gatunku mięsa. Nauczanie Kościoła w kwestii porządku świata stworzonego ukształtował na wieki jeden z najwybitniejszy teologów chrześcijaństwa, św. Tomasz z Akwinu. Jego hierarchia bytów umieszcza na samym szczycie Boga, poniżej aniołów, a dalej wszystkie byty stworzone: człowieka, zwierzęta i przyrodę nieożywioną. Dokładnie w tej kolejności. Dlatego nie popełnia grzechu katolik, czerpiąc pożywienie ze zwierząt, bo stoją one od niego niżej w hierarchii bytów i według św. Tomasza nie zostały obdarzone nieśmiertelną duszą. Oczywiście nie oznacza to, że wolno nam źle traktować zwierzęta, czy zadawać im niepotrzebne cierpienie. Bóg uczynił człowieka nie tylko panem świata, ale także odpowiedzialnym za niego. Dlatego św. Jan Paweł II pisał: „Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie pociągało za sobą negatywnych skutków dla żywych istot, ludzi i zwierząt, dziś i jutro”.

 

W Tradycji Kościoła Katolickiego od czasu papieża Mikołaja I (858-867) ukształtował się zwyczaj postu od pokarmów mięsnych we wszystkie piątki roku na pamiątkę Męki Chrystusa. Dziś dożyliśmy bardzo dziwnych czasów, w których z jednej strony powszechnie podważa się zasadność postu piątkowego i coraz więcej praktykujących katolików w Polsce nie ma oporów, aby w ten dzień tygodnia zamówić danie mięsne w restauracji, a z drugiej strony niektóre osoby próbują nas przekonać do całkowitej niedopuszczalności spożywania mięsa, na co nie ma żadnych dowodów ani w Piśmie Świętym, ani w nauczaniu Kościoła.

 

Marcin Więckowski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie