7 kwietnia 2016

Jeśli PiS zablokuje ochronę życia, spełni marzenia swoich przeciwników

(Lukasz Dejnarowicz / FORUM )

Zamiast twardo postawić się swoim wrogom w kwestii całkowitego zakazu aborcji, PiS zaczął niespodziewanie strzelać do sojuszników. Czy czeka nas powtórka z 2007 roku?


Jestem przeciwnikiem aborcji, ale uważam, że całkowity zakaz przerywania ciąży w Polsce byłby krokiem ku dechrystianizacji Polski, która nastąpiłaby na zasadzie mechanizmu wahadła. Zapewne po odejściu od władzy obozu zjednoczonej prawicy, jeżeli się pójdzie za daleko w jedną stronę, wahadło wychyla się w drugą stronę usłyszeliśmy parę dni temu z ust Jarosława Gowina. Nie jest to nowa myśl – należy do stałego katalogu zaklęć obozu III RP. Działając na jej zasadzie, prawica nigdy nie mogłaby dokonać żadnej znaczącej reformy, w obawie, by nie przyszła lewica i nie wywróciła zmian, psując państwo jeszcze bardziej, niż poprzednio. Tymczasem polityka tak nie działa. Fanatyczni zwolennicy swobody zabijania dzieci w łonach matek dotychczas raczej nie przejmowali się tzw. kompromisem aborcyjnym i podejmowali próby jego zmiany. Jeśli aborcja zostanie całkowicie zakazana, ich programem maksimum stanie się przywrócenie obecnego stanu rzeczy. Notabene głos Gowina to jakiś skrajny defetyzm – oto wicepremier, który w pół roku po wygranych wyborach wieszczy przyszłą klęskę własnego obozu!

Wesprzyj nas już teraz!

 

Tych, którzy znają ideowy i polityczny rodowód dzisiejszego wicepremiera, słowa te nie mogły jednak zaskoczyć. Najkrócej rzecz ujmując, Gowin reprezentuje średnie pokolenie katolewicy, od dawna hojnie zasilanej przez zachodnie fundusze oraz podążające pół kroku za nimi laickie, liberalne dogmaty. Do osobistych osiągnięć wicepremiera zaliczyć trzeba z pewnością umiejętność sprawnego poruszania się według twardych zasad personalnej karuzeli, stanowiącej dziś na polskim podwórku namiastkę realnego życia politycznego. Obiektywnie na plus zaliczyć trzeba mu natomiast niewątpliwie sformułowanie – choćby i mimowolne – dość precyzyjnej definicji katolicyzmu otwartego. Czym innym jest bowiem poniższe zdanie wypowiedziane na własny temat w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”? – Mnie z wieloma poglądami bliżej do kościołów protestanckich niż katolickiego. Mój projekt ustawy bioetycznej oficjalnie poparli polscy hierarchowie ewangeliccy, zaś zganiło wielu biskupów. Moje przekonania nie są skrajne. One ewoluują.

 

Niestety, coraz więcej wskazuje na to, że cytowane powyżej opinie lidera Polski Razem Zjednoczonej Prawicy nie są w obozie władzy odosobnione. Przeciwnie, być może zaczynają stanowić linię obowiązującą. W kampanii wyborczej PiS pamiętał jeszcze o własnym elektoracie. Nie uważa jednak za dostatecznie istotną kwestię zagwarantowania każdemu człowiekowi prawa do życia od poczęcia. Ostatnio usłyszeliśmy, że partia rządząca w sprawie nienarodzonych nie ma swojego zdania. Wypowiadający się w tych dniach na łamach mediów kolejni czołowi reprezentanci Prawa i Sprawiedliwości udowadniają już, że zabijane każdego roku w majestacie prawa dzieci w prenatalnej fazie rozwoju nie są przez nich traktowane jako żywe istoty ludzkie – podmiot prawa, ale jako przedmiot „kompromisu” i politycznego targu.

 

Abstrahując od faktu, że ów kompromis jest bytem całkowicie fikcyjnym, za taką filozofią kryje się elementarny fałsz, którego nie chcą bądź nie potrafią dostrzec politycy okrzyknięci przez samych siebie mianem prawicowych. Fałsz ten pobrzmiewał w ustach reprezentantów poprzedniego obozu władzy, dzięki Bogu odsuniętego od najwyższych godności w państwie (Jestem za życiem, a więc jestem za in vitro Bronisława Komorowskiego to tylko jeden z wielu przykładów tego pokrętnego typu myślenia). Wyraża on w najlepszym razie brak zrozumienia bądź nieznajomość zapisów obywatelskich projektów pro-life. Ten najnowszy przewiduje na przykład obowiązek opieki władz publicznych nad matką i dzieckiem poczętym w wyniku czynu zabronionego (gwałtu bądź współżycia z udziałem osób małoletnich), czy też poważnie upośledzonym.

 

Gorsza, ale niestety prawdopodobna ewentualność zakłada złą wolę, o której jednak zbyt wcześnie przesądzać. Trudno uwierzyć, że PiS, nieprzejednany w kwestiach Trybunału Konstytucyjnego bądź personalnych zmian w instytucjach państwowych, aż tak mocno przestraszył się otwierania kolejnego frontu. Niewątpliwie jednak, zamiast twardo postawić się swoim realnym wrogom, zaczął właśnie strzelać do sojuszników. Insynuacje rzecznik partii Beaty Mazurek pod adresem autorów projektu to już faul zasługujący na żółtą kartkę. Sugerowanie obrońcom życia motywacji politycznych, a co gorsza – zamiaru rozbicia obozu władzy, fatalnie świadczy o doradcach prezesa Kaczyńskiego.

 

Prawdopodobny, wynikający z wypowiedzi polityków Prawa i Sprawiedliwości oraz opisywany już w „dobrze zorientowanych” mediach scenariusz zakładać ma ograniczenie założeń obywatelskiego projektu do kwestii zakazu aborcji eugenicznej. Byłby to co prawda jakiś krok w dobrą stronę, ale w istocie stanowiłoby to zaprzepaszczenie nieprędko być może możliwej do powtórzenia okazji na ustanowienie w Polsce prawdziwie ludzkiego prawa broniącego najsłabszych.

„Kościół [katolicki] jest po dziś dzień dzierżycielem i głosicielem powszechnie znanej w Polsce nauki moralnej. Nie ma ona w szerszym społecznym zakresie żadnej konkurencji, dlatego też w pełni jest uprawnione twierdzenie, że w Polsce nauce moralnej Kościoła można przeciwstawić tylko nihilizm”.  Słowa te wypada dziś przypomnieć prezesowi Kaczyńskiemu i jego otoczeniu. Pochodzą wprost z programu PiS, widniejącego wciąż na internetowej witrynie partii. Nie chodzi o to, że sprawa obrony życia jest kwestią religijną. Otóż cywilizacyjne „zdobycze” liberalnej demokracji widać gołym okiem na przykładzie państw zachodnich. Czy wciąż musimy przerabiać je także w Polsce?

 

Jeszcze jest czas by zawrócić z drogi prowadzącej wprost do klęski. Jeśli rządzący zablokują projekt pełnej ochrony życia, sami spełnią marzenia swoich przeciwników. Bynajmniej nie zapobiegną dechrystianizacji Polski, jak mylnie deklarują, co najwyżej rozpoczną jej realną „dekaczyzację”. Całkiem jak w 2007 roku. Żeby być prawicą, nie wystarczy bowiem nią się ogłosić. Aby wygrać wojnę, trzeba najpierw odróżnić prawdziwych wrogów od potencjalnych sprzymierzeńców.

 

 

 

Roman Motoła




 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie