26 czerwca 2017

Nowoczesny masowy rynek zapewnia dobra w nieznanej wcześniej obfitości i różnorodności, głoszą jego apologeci. Tymczasem, jak przekonuje znany katolicki autor, to jedynie półprawda. Industrializacja i umasowienie gospodarki przyniosły ze sobą destrukcję różnorodności. Pozostała dostarczana na przemysłową skalę masówka. W USA walec nowoczesności zniszczył w ciągu ostatniego stulecia niemal 13 tysięcy odmian jabłek.

 

„Za jedną z korzyści nowoczesnego masowego rynku uważa się zwiększenie możliwości wyboru. Współczesny konsument może wybrać spośród tak wielu rzeczy dostępnych na przeróżnych platformach, zarówno offline jak i online. Ta możliwość wyboru z obfitości uważana jest za jeden z cudów nowoczesnej ekonomii”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Jednak każdy kij ma dwa końce, zauważa John Horvat. Współczesne rynki dążąc do zapewnienia obfitości dóbr zapominają o ich różnorodności. Zapewniając wiele dóbr, wszędzie oferują te same opcje. Skutkuje to zubożeniem kultury. Teza ta, jak zauważa John Horvat, okazuje się herezją w oczach czcicieli współczesnej gospodarki. Jednak istnieje przykład, by udowodnić jej trafność. Jabłko.

 

„Wygląda na to, że obecnie możemy kupować jabłka skądkolwiek podczas jakiejkolwiek pory roku. Poza sezonem mogą one zostać nam dostarczone z innych części świata. Techniki mrożenia przedłużają ich egzystencję na długi czas”, zauważa autor książki „Powrót do porządku”.

 

To jednak tylko jedna strona medalu. Po pierwsze bowiem większość jabłek dostępnych w Stanach Zjednoczonych (ale przecież, jak można dodać, nie tylko tam) to nie lokalne owoce. Dwie trzecie z nich zbieranych jest w stanie Waszyngton. Po drugie zaś różnorodność dostępnych jabłek jest bardzo ograniczona. Na 90 procent rynku przypada 15 rodzajów jabłek.

 

Co z pozostałymi 16 985 odmianami owocu? Niektóre z nich wciąż pozostają dostępne, choć nie w supermarketach. Można je jednak nabyć bezpośrednio od rolników. Jednak, jak twierdzi John Horvatt, aż 13 tysięcy odmian jabłek w Stanach Zjednoczonych odeszło na zawsze.

 

„Kto zabił te 13 000 odmian?” zapytuje publicysta „Może jakaś zaraza lub tajemniczy pomór przechodzący przez kraj na początku dwudziestego stulecia? Odpowiedź jest tragiczna. Nie było pomoru. Masowy rynek zabił te odmiany jabłek”.

 

Industrializacja, wkraczająca do rolnictwa na początku XX wieku, dokonała pod tym względem spustoszenia. Przetrwały jedynie odmiany dające się dopasować do procesu przemysłowego. Pozostałe zginęły.

 

„Nawet nazwy odmian były obrazowe i działające na wyobraźnię. Książka z 1905 roku, pod tytułem Jabłka Nowego Jorku, wymienia liczne odmiany z poszczególnych stanów. Są tam „Grimes Golden Apples” opisane jako „piękne, bogate, złocisto-żółte, atrakcyjne w formie i doskonałe zarówno do deseru, jak i użytku kulinarnego”. A także „Winter Banana Apples”, a więc „duże, biało-żółte z pięknie kontrastującymi różowo-czerwonymi rumieńcami, charakterystycznie aromatyczne, doskonałe na deser”. Inny przykład to jabłka „Twenty Ounce”? Są one wysoko cenione w domowym użytku, duże, atrakcyjne, zielone, choć żółknące, z szerokimi pasami i odpryskami czerwieni, łagodnie ugotowane, soczyste”.

 

Owo 17 tysięcy odmian owocu nie tylko ubogacało paletę smaków do wyboru, lecz także wspierało zdrowy regionalizm. Jabłka te stanowiły nieodzowny składnik najróżniejszych bardziej złożonych jadeł i trunków: począwszy od cydru i brandy, przez strudle, na amerykańskim ciastku jabłkowym skończywszy.

 

„To zadziwiające, jeśli pomyślimy jak wiele zwykłe jabłko dodało do naszej kultury. To jednocześnie smutne, jeśli wyobrazimy sobie ile zostało utracone, gdy różnorodne smaki 13 tysięcy odmian zakończyły swe istnienie”.

 

Powyższe rozważania nie ograniczają się bynajmniej do jabłek. W organicznym społeczeństwie istnieje bowiem naturalne powiązanie między lokalnym terenem, jego ludnością i produktami. Katolicki publicysta zachęca zatem nas, byśmy oczyma wyobraźni ujrzeli społeczeństwo z „najróżniejszym lokalnymi potrawami, ubraniami i produktami, reprezentowanymi przez tysiące odmian”. Tego, jak przekonuje, nie zastąpi żaden marketing.

 

Niektórzy, jak zauważa John Horvatt, oskarżą autora tego typu rozważań o sentymentalizm. O opiewanie raju utraconego, do jakiego nie ma powrotu, bez poważnych i konkretnych szkód. Powiedzą, że utrata różnorodności jabłek to nieunikniona cena, jaką trzeba zapłacić za gospodarczy rozwój. To jednak nieprawda, przekonuje pisarz i publicysta. Wszak i w dzisiejszych czasach istnieją niszowe rynki, takie jak rynek piw rzemieślniczych. Pokazują one, że produkcja dóbr związanych z danym regionem również może przynosić zyski.

 

Niestety w wielu branżach tego typu nisze nie powstały, albo nie ogrywają istotnej roli. Pokazują to choćby wspomniane jabłka.

 

Wspomniane zorientowanie produkcji na masowego odbiorcę to, zdaniem Johna Horvata problem bardziej moralny, niż ekonomiczny. Wynika on z wykorzenienia człowieka, z oderwania go od rodziny i wspólnoty lokalnej. Takie indywiduum preferować będzie dobra tanie i proste, bez względu na ich powiązanie z lokalną kulturą. 

 

Tymczasem „ludzie z korzeniami pozostają im lojalni. W naturalny sposób preferują produkty, z jakimi łączy ich więź uczestnictwa, jako element ich historii. Ludzie cenią specyficzne lokalne smaki pochodzące z ziemi, klimatu lub ich własnej inwencji”.

 

Źródło: tfp.org

mjend

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 655 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram