14 kwietnia 2018

Ile wiemy o wojnie w Syrii? Jak reaguje świat? [RAPORT]

(fot. TASS / FORUM)

Jednorazowy (na razie) atak na Syrię, przeprowadzony przy użyciu około stu dwudziestu rakiet samosterujących sojuszniczych sił USA-Wielka Brytania-Francja, przebiegł zgodnie ze scenariuszem nakreślonym przez Waszyngtoński Instytut ds. Polityki Bliskowschodniej. Warto dodać, że nalot odbył się po uprzednich konsultacjach koalicji m.in. z sojusznikami NATO.

 

Mimo, że nie ma jeszcze wyników ledwie wszczętego śledztwa w sprawie użycia broni chemicznej, już uderzono nie tylko w domniemane cele produkcji i składowania broni chemicznej, ale przede wszystkim w syryjskie bazy i ośrodki dowodzenia oraz w siedziby elitarnych jednostek, które odniosły ostatnio spektakularne zwycięstwo, przejmując kontrolę w Douma – a więc w ostatniej twierdzy sił rebelianckich na przedmieściach Damaszku. Oznaczało to, że Asad znalazł się na progu zwycięstwa w trwającej już siódmy roku wojnie domowej, toczonej przy udziale mocarstw światowych i regionalnych.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wojny w Syrii nie da się rozpatrywać w oderwaniu od zaplanowanych na najbliższe tygodnie ekstremalnie istotnych wydarzeń. Do 12 maja Trump ma bowiem zdecydować o przyszłości porozumienia nuklearnego z Iranem i ewentualnego przywrócenia sankcji. Wkrótce potem ma się odbyć oficjalne przeniesienie ambasady amerykańskiej z Tel Awiwu do Jerozolimy. Palestyńczycy zapowiedzieli gigantyczny, ponad milionowy w ramach trwającego od wielu dni protestu zwanego „Wielki Marszu Powrotu” na zagarniętą przez Żydów ziemię. W maju planowane jest również spotkanie Trumpa z przywódcą Korei Północnej.

 

Od samego początku urzędowania ekipa Donalda Trumpa próbuje zmusić Rosję do współpracy, by móc zająć się innymi problemami międzynarodowymi, w szczególności rosnącymi aspiracjami i wpływami Iranu – głównego wroga Izraela. Nie można zapominać, że obecni doradcy i najbliżsi współpracownicy amerykańskiego przywódcy są usposobieni wyjątkowo antyirańsko i proizraelsko.

 

Czołowe konserwatywne think-tanki radziły amerykańskiemu prezydentowi, że jeśli nie uda się nakłonić Rosji do współpracy po dobroci na amerykańskich warunkach, trzeba będzie ją do tej współpracy zmusić, zadając jej jak największe koszty w wojnie w Syrii. Waszyngtońscy doradcy podejmują chociażby próby poróżnienia Rosjan z Iranem, próbując wbić klin we wzajemne relacje. Wiedzą, że Moskwa – choć współpracuje z Teheranem – obawia się zainstalowania na stałe Irańczyków w Syrii.

 

Trzeba także pamiętać, że jeszcze tydzień temu Trump chciał wycofać się z Syrii, co przeraziło amerykańskie dowództwo. Radykalna zmiana decyzji nastąpiła po domniemanych atakach z użyciem broni chemicznej, ale tak naprawdę nie wiadomo, czy dokonał tego Asad, wszak zwycięstwo miał prawie w kieszeni.  Mimo, że tego nie można absolutnie wykluczyć, trudno wyobrazić sobie, by chciał „strzelić sobie w stopę” podejmując taką decyzję. Wiadomo przecież, że byłby to doskonały pretekst do wszczęcia zmasowanego ataku na jego kraj.

 

Jakie są fakty?

Kilka dni temu syryjska flaga prezydenta Baszszara al-Asada ponownie zawisła nad miastem Douma we wschodniej Ghucie, która przez ponad pół dekady była w rękach rebeliantów. Rosja, wspierająca oficjalnie syryjski rząd od 2015 r. potwierdziła, że ​​syryjskie siły rządowe mają pełną kontrolę nad jedyną enklawą opozycji i że rosyjskie wojska patrolują ten teren.

Upadek Doumy, ostatniego miasta znajdującego się pod kontrolą opozycji, oznaczał koniec buntu przeciwko Asadowi i jedną z największych porażek sił rebelianckich do tej pory – komentował 12 kwietnia brytyjski „The Telgprah.” Rosyjska telewizja pokazywała materiał z flagą syryjskiego rządu powiewającą nad centralnym meczetem miasta z tłumami mieszkańców wiwatujących na cześć żołnierzy Assada. Rosyjskie wojsko informowało, że sytuacja w Doumie „normalizuje się”, a 166 644 osoby zostały ewakuowane z miasta korytarzem humanitarnym. Rosjanie dodali, że syryjski reżim, wspierany przez rosyjskie naloty i naziemne oddziały wojskowe stoczył „bezlitosną, trwającą miesiąc kampanię we wschodniej Ghoucie”.

 

W ciągu kilku tygodni udało im się przeciąć enklawę, w której mieszkało prawie 400 tys. ludzi na trzy części. Rebelianci szybko zgodzili się na propozycję ewakuacji, nie mając szans wytrzymać zaciekłych ataków lotniczych. Opór stawiali najbardziej zaciekli islamiści, których – zdaniem brytyjskiej gazety – do stołu negocjacyjnego miał przymusić atak chemiczny.

 

Starszy członek Jaish al-Islam, Yasser Dalwan twierdził w czwartek, że jego frakcja zgodziła się opuścić zniszczoną enklawę z powodu ataku chemicznego. Około 8 tys. rebeliantów i członków ich rodzin wysyłano autobusem do obszarów w północnej Syrii, w pobliżu granicy tureckiej.

 

Upadek wschodniej Ghouty oznacza ogromną stratę dla opozycji, która kontroluje tylko dwie inne główne twierdze na północy w Idlib i Deraa na południu.

 

Co ogłoszono oficjalnie?

Skoordynowany – na razie jednorazowy atak w Syrii – USA i sojusznicy przeprowadzili około godz. 1.00 w sobotę. Rosyjski przywódca wezwał zaś do nadzwyczajnego spotkania Rady Bezpieczeństwa ONZ, przestrzegając przez pogłębieniem katastrofy humanitarnej w Syrii.

 

Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka twierdzi, że zaatakowano nie tylko centrum badawcze w pobliżu  Damaszku, ale także bazy wojskowe Gwardii Republikańskiej i 4. Dywizję Pancerną, elitarne oddziały syryjskiego wojska, co sugerowali wcześniej analitycy m.in. Waszyngtońskiego Instytutu ds. Polityki Bliskowschodniej, aby osłabić odnoszące ogromne sukcesy elitarne syryjskie siły konwencjonalne złożone z Alawitów ściśle powiązanych m.in. więzami rodzinnymi z obecnym przywódcą Syrii.  

 

Donald Trump, jak sam powiedział, „nakazał siłom zbrojnym Stanów Zjednoczonych, by przeprowadziły precyzyjne ataki na cele związane z syryjską bronią chemiczną dyktatora Baszszara al-Asada”. Dodał, że ataki były ukierunkowane na „wiele celów” i przeprowadzono je przy pomocy rakiet Tomahawk, by „stworzyć silny środek odstraszającego przeciwko produkcji, rozprzestrzenianiu i używaniu broni chemicznej.” Prezydent ostro skrytykował zarówno Rosjan, jak i Irańczyków za wspieranie rządu Assada.

 

Premier Wielkiej Brytanii Theresa May stwierdziła, że „​​upoważniła brytyjskie siły zbrojne do prowadzenia skoordynowanych i ukierunkowanych ataków, by zniszczyć broń chemiczną syryjskiego reżimu”. Zastrzegła jednak, że „działań militarnych” nie należy postrzegać jako „interwencji w wojnie domowej w Syrii lub próbę zmiany rządu.” Brytyjskie Ministerstwo Obrony podało, że cztery samoloty Tornado przeprowadziły atak za pomocą pocisków Storm Shadow na terenie wojskowym, jakieś piętnaście mil na zachód od Homs. „Zastosowano bardzo staranną analizę naukową, aby określić, gdzie najlepiej celować rakietami Storm Shadows, by zmaksymalizować zniszczenie składowanych chemikaliów i zminimalizować wszelkie ryzyko skażenia okolicznych terenów” – podano.

 

Francuskie władze poinformowały, że uderzono w centrum badań nad chemikaliami, a także w dwa inne obiekty. Francuska minister obrony, Florence Parly dodała, że Rosja została poinformowana o planowanym ataku. Minister przemawiała kilka godzin po tym, jak prezydent Emmanuel Macron nakazał interwencję wojskową w Syrii wraz ze Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią. – Nie chcemy konfrontacji i nie odrzucamy żadnej logiki eskalacji. To jest powód, dla którego upewniliśmy się z sojusznikami, że Rosjanie zostali wcześniej ostrzeżeni  – mówiła Parly dziennikarzom w krótkim oświadczeniu wraz z ministrem spraw zagranicznych Jean-Yvesem Le Drianem.

 

Sekretarz obrony USA James Mattis mówił, że ataki powietrzne na cele w Syrii będą „jednorazowym uderzeniem”, aby wysłać silny sygnał do prezydenta Syrii Baszara al-Assada.

 

Izraelski polityk MK Ofer Shelah (Yesh Atid), członek komisji spraw zagranicznych Knesetu stwierdził w sobotę, że kierowane przez Amerykanów uderzenie w Syrii „jest ważnym aktem samym w sobie” i „powinno także być początkiem nowego porządku”. Dodał, że atak jest „uzasadniony”, ale nie powinien być jednorazowy. – Izrael powinien powiedzieć prezydentowi Trumpowi, by ponownie rozważył swój zamiar opuszczenia Syrii – kontynuował. – Jeśli nie będzie równowagi w regionie, w której z jednej strony będą mocarstwa zachodnie, państwa sunnickie i Izrael, nie będzie wyzwolenia dla cierpiących Syryjczyków – cytował jego wypowiedź „The Jerusalem Post.”

 

Atak poparł nie tylko Izrael, ale także Turcja, która 4 kwietnia spotkała się z liderami Rosji i Iranu  w sprawie przyszłego porozumienia pokojowego dla Syrii.

 

Irańskie MSZ w sobotę zdecydowanie potępiło amerykański ostrzał w Syrii, grożąc, że „Waszyngton i jego sojusznicy poniosą odpowiedzialność za konsekwencje nalotów w regionie i poza nim”.

 

„Bez wątpienia Stany Zjednoczone i ich sojusznicy, którzy podjęli działania militarne przeciwko Syrii, pomimo braku udowodnionych dowodów… poniosą odpowiedzialność za regionalne i ponadregionalne konsekwencje tego awanturnictwa” – głosi oświadczenie irańskiego MSZ.  

 

Najwyższy przywódca Iranu, ajatollah Ali Chamenei stwierdził, że atak na Syrię przez Stany Zjednoczone, Francję i Wielką Brytanię był „zbrodnią i nie przyniesie żadnych korzyści” – podawały irańskie media. Jednocześnie irańskie ministerstwo obrony dodało, że jednorazowy ostrzał zostanie potraktowany jako „ograniczona interwencja”.

 

Agencja Fars zacytowała wypowiedź Yadollaha Javani, zastępcy Rewolucyjnej Straży ds. politycznych, który miał powiedzieć, że „z powodu tego ataku (…) sytuacja stanie się bardziej złożona, a to z pewnością nastąpi kosztem Stanów Zjednoczonych, które będą odpowiedzialne za następstwa regionalne.”

 

Po ataku syryjskie władze opublikowały film, pokazujący, jak prezydent Syrii  przyjechał jak gdyby nic do pracy w sobotę. Wiadomo, że atak wycelowany był m.in. w Pałac Prezydencki, ale rakiety przekierowano na inne cele.

 

Wspierana przez Iran libańska grupa Hezbollah pochwaliła Syryjską Obronę Powietrzną, która miała zestrzelić około jednej trzeciej rakiet zachodnich i zastrzegła, że Ameryka poprzez atak nic nie osiągnie.  Syryjskie ministerstwo spraw zagranicznych podało, że „zachodni atak na Syrię w sobotę nie będzie miał żadnego wpływu na determinację armii syryjskiej, by naciskać na walkę z bojownikami i przywrócić kontrolę nad całym krajem”. Dodano, że „ta agresja doprowadzi tylko do zaostrzenia napięć na świecie i zagrozi bezpieczeństwu międzynarodowemu”.

 

Źródło z izraelskiego MSZ, na które powołuje się „The Jerusalem Post” podało, że atak w Syrii to „sygnał dla Iranu, Syrii i libańskiej grupy bojowników Hezbollah.” „Używanie broni chemicznej narusza czerwoną linię, której ludzkość nie może dłużej tolerować” – napisał na Twitterze Yoav Gallant, członek gabinetu premiera Benjamina Netanjahu.  

 

Rosja uznała atak za „naruszenie prawa międzynarodowego”, które ma na celu „prawdopodobnie uniemożliwić śledczym z globalnego organu nadzoru broni chemicznej wykonywanie pracy.” Szef rosyjskiej komisji ds. międzynarodowych Konstantin Kosaczow określił ostrzał jako „bezpodstawny atak na suwerenny rząd. „Jest to również bardzo prawdopodobnie próba stworzenia komplikacji dla misji Organizacji Zakazu Broni Chemicznej, która miała rozpocząć pracę w Doumie w Syrii, a której to właśnie uniemożliwiono”.  

 

Wg rosyjskiego ministerstwa obrony, żadna rakieta nie uderzyła w strefy, w których rosyjskie systemy obrony powietrznej chronią rosyjskie bazy Tartus i Hmeimim.

 

Na sobotni nalot reagują też państwa pozornie niezwiązane z konfliktem. Prezydent Egiptu, Abdel Fattah al-Sisi przedłużył o trzy miesiące od soboty stan wyjątkowy po raz czwarty, odkąd ogłoszono go po raz pierwszy w zeszłym roku. Ostrzał Syrii potępiły także Chiny. Interwencję poparły za to polskie władze.

 

Celem Zachodu było zniszczenie elitarnych syryjskich jednostek

Według syryjskiego dowództwa sobotnie ataki obejmowały bazę lotniczą na zachód od Damaszku w pobliżu granicy z Libanem. Pociski kierowano w bazę lotniczą al-Shirai znajdującą się w al-Dimas. Ataki kierowano również w Masyaf, około 170 km na północ od Damaszku, składy wojskowe we wschodnim regionie Qalamoun na północny wschód od stolicy, w rejonie Kisweh na południe od Damaszku i wzgórza Qasyoun, gdzie znajduje się Pałac Prezydencki z widokiem na stolicę.

 

Syryjskie media poinformowały, że amerykańskie rakiety skierowane także w Homs, w stanowisko, gdzie operują oddziały syryjskie. Ale rakiety  zostały przekierowane w inne miejsce, raniąc 3 cywilów.

 

Rosyjskie ministerstwo spraw zagranicznych potępiło „nienormalną” decyzję o uderzeniu w Syrię, w sytuacji, gdy „miała szansę na pokój.” „Najpierw arabska wiosna przetestowała Syryjczyków, potem ISIS, teraz inteligentne amerykańskie rakiety zaatakowały stolicę suwerennego rządu, który przez lata próbuje przetrwać agresją terrorystyczną” – napisała rzeczniczka ministerstwa Maria Zacharowa na Facebooku.

 

Syryjscy dowódcy przekonują, że zestrzelili około 30 rakiet i wcześniej udało im się ewakuować potencjalne cele.

 

Szef opozycji syryjskiej, Nasra al-Hariri wezwał w sobotę do kontynuowania ataków na siły Asada. „Być może reżim nie użyje ponownie broni chemicznej, ale nie zawaha się użyć broni, na którą zezwala społeczność międzynarodowa, takiej jak: bomby baryłkowe i kasetowe.”

Ambasador Rosji w USA Anatolij Antonow mówił: „Znów jesteśmy zagrożeni. Ostrzegaliśmy, że takie działania nie pozostaną bez konsekwencji. Obrażanie prezydenta Rosji jest niedopuszczalne. USA – posiadacz największego arsenału broni chemicznej – nie ma moralnego prawa obwiniać innych krajów.”

 

Mimo, że szef Pentagonu mówił o jednorazowym ataku, prezydent Trump pozostawił otwarte drzwi do kolejnych nalotów. Atak miały wesprzeć także Kanada i Australia. Australijski premier Malcolm Turnbull stwierdził, że uderzenie było „skalibrowaną, proporcjonalną i ukierunkowaną odpowiedzią”. Jeszcze tydzień temu Trump zaszokował swoich szefów bezpieczeństwa, nagle ogłaszając zamiar szybkiego wycofania wojsk amerykańskich z Syrii, gdzie walczyli z bojownikami ISIS. Stacjonuje tam około 2 tys. żołnierzy i ponad 5 tys. 500 najemników, którzy mają wspierać logistycznie amerykańską armię.

 

Eksplozje i odgłosy samolotów, które wstrząsnęły Syrią trwały około 45 minut. Niektórzy mieszkańcy Damaszku mieli wylec na ulice – jak podaje agencja AFP – w ramach wielkiego wiecu poparcia dla Asada. Z syryjskimi flagami i portretami prezydenta pojawili się na placu Umayyad w Damaszku, potępiając ataki przeprowadzane przez Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Francję. Rozbrzmiewały patriotyczne pieśni, klaksony aut.

 

Mgliste „przyczyny moralne”

Analitycy zgodzili się, że uderzając w Syrię bez upoważnienia ONZ Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja oparły się na mglistej koncepcji „moralności”. „Naruszenie konwencji nie daje bowiem prawa do użycia siły”, komentowała Francoise Saulnier, szefowa Lekarzy bez Granic zaangażowana w pomoc humanitarną w Syrii. Zgodnie z prawem międzynarodowym, użycie siły militarnej przeciwko innemu państwu jest dozwolone tylko w trzech przypadkach: prawowitej samoobrony, na wniosek kraju, w którym to ma nastąpić lub w przypadku upoważnienia Rady Bezpieczeństwa.

 

Odwoływanie się do mglistych argumentów moralnych jest ryzykowne, ponieważ mogą otworzyć drzwi do jednostronnego użycia siły w różnych sytuacjach, w szczególności przez reżimy, które już nie wykazywały większego szacunku dla prawa międzynarodowego – komentował Didier Billion z Francuskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

 

Wg Patricka Baudouina, prawnika z Międzynarodowej Federacji Praw Człowieka w Paryżu ustanowiono niebezpieczny precedens: Zachód, prowadzący już wojnę z podmiotami niepaństwowymi w Syrii, ryzykuje eskalację konfliktu międzynarodowego, aby potencjalnie powrócić do stołu negocjacyjnego. Próbuje to osiągnąć, pomijając ustalone zasady użycia siły. Tym samym likwiduje struktury prawne zbudowane od czasów II wojny światowej.

 

 

Agnieszka Stelmach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie