24 lipca 2017

Tyle są warte układy z „czerwonymi”!

(fot.Artyom Geodakyan/TASS/FORUM)

W dwudziestoleciu międzywojennym pakty o nieagresji były dość często stosowane jako forma bezpieczeństwa. Na zawarcie takiej umowy decydowały się oczywiście państwa skłócone – najczęściej sąsiedzi mający wspólną granicę, lecz nie tylko, gdyż pakt o nieagresji zawarły w roku 1932 Włochy i ZSRR, a przecież dzieli je znaczny dystans geograficzny. Państwa podpisujące układ o nieagresji udzielały sobie gwarancji nie użycia siły wobec siebie i gwarancji nietykalności terytorialnej – mówi prof. Marek Kornat (UKSW).

 

Jak wyglądały stosunki polsko-sowieckie po podpisaniu traktatu ryskiego 18 marca 1921 roku?

Wesprzyj nas już teraz!

Traktat ryski formalnie zakończył wojnę polsko-sowiecką. Wprawdzie ustanowił on pokój między oboma walczącymi wcześniej stronami, lecz nie położył kresu antagonizmowi polsko-sowieckiemu. Sowieci traktowali pokój z Polską, jako tymczasowy układ polityczny, który wcześniej czy później zostanie zerwany. Wola pogodzenia się Rosji Sowieckiej z niepodległością Polski nie zaistniała.

 

Trzeba pamiętać, że od chwili gdy Sowieci osiągnęli bardzo korzystne dla siebie porozumienie z Niemcami w Rapallo, które godziło w ład wersalski, przestali oni być zainteresowani porozumieniem z Polską. Rząd niemiecki wprost nalegał, aby Związek Sowiecki nie zawierał z Polską jakichkolwiek nowych umów międzynarodowych, które potwierdzałyby terytorialne status quo, czyli wschodnie granice Polski. W drugiej połowie lat dwudziestych miały miejsce poufne rozmowy wojskowe między Niemcami a Sowietami, w których pojawiła się bardzo groźna koncepcja zredukowania Polski do granic etnograficznych…

 

Już w latach dwudziestych?!

Tak jest. Na szczęście dla nas nie zawarto wówczas żadnego porozumienia w tej sprawie. Po prostu obie strony były zbyt słabe, aby taki zamysł wykonać. Myśl jednak zaistniała i przetrwała…

 

Skąd tak wielka wrogość Moskwy wobec Warszawy?

Należy wziąć pod uwagę kilka czynników. Po pierwsze: Rosja miała ogromne, ideologiczne ambicje niesienia komunizmu poza swoje granice. Polska zaś leży na drodze dostępu Rosji do Niemiec. Po drugie: Moskwa była przekonana, że Polska dąży do stworzenia bloku państw wschodnio-europejskich przeciwko niej. Oczywiście blok taki był poza zasięgiem możliwości dyplomacji polskiej – ale już to inna sprawa. Po trzecie: Sowieci bali się, iż Józef Piłsudski, który powrócił do władzy po zamachu stanu w 1926 roku, nie zrezygnował z ambicji odbudowy Polski na wzór jagielloński, czyli opartej o federacyjne powiązania z Ukrainą i innymi „narodami sukcesyjnymi” dawnej Rzeczypospolitej.

 

Po polskiej stronie również brakowało zaufania do Moskwy, ale to nie oznacza, że polska dyplomacja zaprzestała jakichkolwiek działań na rzecz uspokojenia i stabilizacji stosunków ze wschodnim sąsiadem. Takie działania były podejmowane już od roku 1925.

 

Na czym polegały te działania polskiej dyplomacji?

Jesień 1925 roku przyniosła z punktu widzenia Moskwy nieoczekiwany i niekorzystny zwrot w sytuacji międzynarodowej. Zarysowało się wówczas porozumienie gwarancyjne dotyczące granic pomiędzy Niemcami i Francją na zachodzie, przy udziale Wielkiej Brytanii i Włoch jako stabilizatorów tego układu. W ten oto sposób doszło w Locarno do zawarcia Paktu Reńskiego 16 października 1925 roku.

 

W Moskwie odebrano to posunięcie Niemiec jako nielojalne i sprzeczne z duchem polityki Rapallo zapoczątkowanej w roku 1922. Sowieci żywili obawy, że system Rapallo po prostu odchodzi w przeszłość. W związku z tym nastąpiło chwilowe ocieplenie stosunków Moskwa-Warszawa. Sowieci chcieli przez to zademonstrować Niemcom, że mają możliwość poprawy stosunków z Polską, gdyby ci odwrócili się od Moskwy.

 

W ten oto sposób nieoczekiwanie, po raz pierwszy w historii, we wrześniu 1925 roku w Warszawie złożył wizytę ludowy komisarz spraw zagranicznych Georgij Cziczerin. Uzgodnił on z polskim ministrem spraw zagranicznych Aleksandrem Skrzyńskim, że będą podjęte formalne rozmowy o zawarcie paktu o nieagresji. Jest to bardzo istotny moment w stosunkach obydwu państw, ponieważ to wtedy właśnie rozpoczęły się długotrwałe, trwające ponad 7 lat rozmowy na temat paktu o nieagresji między Warszawą a Moskwą. Negocjacje te były kilkakrotnie zrywane, kilkakrotnie też wznawiane, zaś ich ostatecznym uwieńczeniem stało się porozumienie w postaci paktu o nieagresji z 25 lipca 1932 roku.

 

Zanim jednak doszło do podpisania polsko-sowieckiej umowy o nieagresji z 1932 roku, miało miejsce podpisanie dwóch innych traktatów. Pierwszym z nich był pakt Brianda-Kellogga.

Była to umowa multilateralna, czyli wielostronna. Obejmowała ona wszystkie cywilizowane państwa na świecie, których wówczas było ponad sześćdziesiąt. Geneza tego układu jest następująca: otóż w kwietniu 1927 roku przypadła 10 rocznica przystąpienia Stanów Zjednoczonych do I Wojny Światowej. W związku z obchodami tej rocznicy Aristide Briand, minister spraw zagranicznych Francji, skierował publiczne zapytanie do rządu USA, czy gdyby sytuacja się powtórzyła i znów pojawiło się takie niebezpieczeństwo dla świata jakie wywołały Niemcy podczas I Wojny Światowej, to USA byłyby gotowe jeszcze raz stanąć przy Francji?

 

Ponieważ Stany Zjednoczone, od chwili odejścia z urzędu prezydenta Wilsona (początek 1921 roku), prowadziły politykę izolacjonizmu, w wyniku której wyrzekły się zobowiązań zapisanych w pakcie Ligi Narodów, a także nie ratyfikowały traktatu wersalskiego, to też nie mogły udzielić wprost pozytywnej odpowiedzi na to pytanie. Brak jakiejkolwiek odpowiedzi również był niemożliwy do przyjęcia z powodów wizerunkowych. Wobec tego rząd w Waszyngtonie, ustami swojego sekretarza stanu Franka B. Kelloga (późniejszego laureata pokojowej nagrody Nobla) odpowiedział Francuzom, że USA wprawdzie nie mogą zawrzeć sojuszu i zagwarantować im bezpieczeństwa, ale są gotowe patronować wielkiej koncepcji wyrzeczenia się wojny agresywnej jako środka polityki zagranicznej (narodowej).

Zaproszono do tego wszystkie państwa. Rozpoczęły się konsultacje, a potem formalne rokowania, które zaowocowały podpisaniem w Paryżu paktu o wyrzeczeniu się wojny zaborczej 27 sierpnia 1928 roku. Traktat ten był początkowo podpisany tylko przez światowe mocarstwa takie jak USA, Francja, Wielka Brytania, Włochy i Japonia. Dopuszczono do niego również Niemcy i ZSRR oraz dwa kraje, które nie miały statusu mocarstwa, ale były „ważne” ze względu na swoje trudne położenie geopolityczne, czyli Polskę i Czechosłowację.

Pozostałe państwa ówczesnego świata uzyskały prawo przyłączenia się do tego układu w czasie późniejszym i tak też się stało.

 

Jak ocenia Pan ten traktat?

Pakt Brianda-Kellogga był układem dającym wybitnie iluzoryczne nadzieje na pokój. Potępiał on wojnę, ale nie ustanawiał żadnych sankcji i propozycji działania sygnatariuszy w razie złamania zawartych w nim porozumień. Była to wielka deklaracja moralna, która realnie nie miała znaczenia. Jedynym istotnym aspektem tego paktu jest zdefiniowanie pojęcia „zbrodni przeciwko pokojowi”. Posłużyło to w przyszłości do osądzenia w Norymberdze niemieckich zbrodniarzy wojennych jak np. von Ribbentropa.

 

Pakt Brianda-Kelloga został bardzo szybko pogwałcony. Pierwsza zrobiła to Japonia uderzając już w 1931 roku na Chiny. Następnie pogwałciły go Włochy w 1935 roku napadając na Abisynię, a potem podobnie postąpiły Niemcy i ZSRR atakując Polskę 1 i 17 września 1939 roku. Powtórzę więc: pakt Brianda-Kellogga nie miał żadnego znaczenia. Był jedynie wielką „obietnicą” odwołującą się do szczytnych haseł. Posłużył jedynie do zdefiniowania pojęcia zbrodni przeciwko pokojowi.

 

Czy to samo można powiedzieć o Protokole Litwinowa podpisanym 9 lutego 1929 roku?

Tak. Protokół Litwinowa nie miał żadnego samoistnego znaczenia. Należy jednak zwrócić uwagę na dwa jego aspekty polityczne. Po pierwsze: propaganda sowiecka zaczęła pod koniec lat 20. coraz mocniej odwoływać się do haseł pokojowych – aby zdobyć życzliwość opinii międzynarodowej. W myśl hasła „Związek Sowiecki jest państwem ludzi szczególnie miłującym pokój”, propaganda bolszewicka postanowiła wykorzystać pakt Brianda-Kellogga do złożenia swoim sąsiadom „specjalnej oferty”, aby te nie czekały na zakończenie procesu ratyfikacyjnego tego porozumienia, tylko podpisały dodatkową umowę z rządem ZSRR, na mocy której natychmiast wprowadzono by w życie zasady zawarte w pakcie Brianda-Kellogga. Protokół Litwinowa był więc niczym innym, jak tylko powtórzeniem podpisanych w Paryżu ustaleń.

 

Po drugie: sowiecka oferta była dla Warszawy mimo wszystko interesująca, ponieważ złożona została nie tylko Polsce, ale również wszystkim innym europejskim sąsiadom ZSRR. Polacy zgodzili się na tę propozycję, mimo że mieli świadomość, iż nie wpłynie ona zbyt doniośle na stosunki wzajemne z Moskwą. Zawarcie takiego układu pozwalało jednak odnieść wrażenie, że sąsiedzi Związku Sowieckiego działają razem i zgodnie zawierają układ stabilizujący granice w Europie Wschodniej.

 

Mimo to, że prasa zagraniczna, m.in. Niemiec (a także i Francji) ogłosiła, że Protokół Litwinowa jest de facto paktem o nieagresji, to z tego typu umową międzynarodową nie miał on zbyt wiele wspólnego. Dodam jeszcze, że to polskiemu posłowi, Stanisławowi Patkowi przypadł zaszczyt przemawiania w Moskwie w imieniu wszystkich europejskich sąsiadów Rosji przy podpisywaniu Protokołu Litwinowa. Gest ten miał niewielkie znaczenie polityczne, ale za to duże w wymowie propagandowej.

 

Czy sami Polacy zdawali sobie sprawę z tego, że mają do czynienia z kolejną sowiecką mistyfikacją?

Jak najbardziej. Przytoczę anegdotę najlepiej to obrazującą: podczas spotkania Józefa Piłsudskiego z wiceministrem spraw zagranicznych, Alfredem Wysockim w sprawie paktu, marszałek poderwał się z krzesła i pokazał ręką pewną część ciała, mówiąc, że tam właśnie ma tę umowę.

 

Skoro marszałek Piłsudski wymownie pokazał, gdzie ma pakt z ZSRR, a w Europie panowało przekonanie, że Protokół Litwinowa jest w rzeczywistości umową o nieagresji, to jaki był cel podpisania kolejnego paktu o nieagresji między Polską a ZSRR w roku 1932?

Protokół Litwinowa był umową multilateralną. Tego typu porozumienia były postrzegane przez marszałka Piłsudskiego jako mniej skuteczne niż bilateralne. Piłsudski był zwolennikiem bilateralizmu, czyli tezy, iż dwustronne umowy w stosunkach między państwami są możliwie najskuteczniejsze, gdyż wzajemnych gwarancji udzielają sobie tylko dwie strony. Zawsze łatwiej o ugodę dwóch państw suwerennych niż na przykład pięciu, bo w tym drugim przypadku dużo łatwiej o rozbieżność interpretacji podpisanego tekstu. Zgodnie z tymi zapatrywaniami, dyplomacja polska, którą wówczas prowadził minister spraw zagranicznych August Zaleski, ale najważniejsze decyzje podejmował Piłsudski, była szczególnie przekonana, że należy dążyć do zawarcia z ZSRR dwustronnego paktu o nieagresji. Wydaje się bezsporne, że polski przywódcą chciał w ten sposób pokazać Niemcom, iż antagonizm z Rosją nie jest nie do załagodzenia i Polska ma pewne pole manewru.

 

W 1930 roku otworzyły się ku temu nowe możliwości. Powstały one wskutek załamania się systemu politycznego Niemiec Weimarskich i głębokiej destabilizacji tego kraju. Stosunki niemiecko-sowieckie – oparte o „linię Rapallo” – zostały wówczas wystawione na wielką próbę niepewności. Dla Sowietów jeszcze większe zagrożenie przyniosła dokonana w październiku 1931 roku japońska agresja na chińską Mandżurię. Na Kremlu zastanawiano się, czy aby nie jest to tylko preludium uderzenia na ZSRR. W istocie rzeczy Japończycy planów takich nie mieli, ale obawy Stalina i jego ludzi miały miejsce, w czym dyplomacja polska nie mogła zresztą mieć pełnego rozeznania.

 

Należy pamiętać, że Rosja od wieków wyznaje doktrynę, iż nie można skutecznie walczyć na dwa fronty. W myśl tego przekonania, Stalin wydał polecenie komisarzowi Litwinowowi, aby jak najszybszej sfinalizować siedmioletnie rozmowy z Polską. Chciał za wszelką cenę zabezpieczyć sobie pokój w Europie na wypadek wojny z Japonią, którą uważał za realną.

W moim przekonaniu, wizja ewentualnej wojny z Japonią była dla dyktatora sowieckiego dużo groźniejsza niż destabilizacja Niemiec. Niektórzy historycy dopatrują się jeszcze innej okoliczności. Otóż, lata 1929-1930, to początek powszechnej kolektywizacji wsi w ZSRR. Jest możliwe, że Stalin chciał zapewnić sobie spokój na czas realizacji tej „reformy”. Moim zdaniem jednak nie miało to większego znaczenia dla finalizacji rozmów polsko-sowieckich.

Trzeba dodać, że polski rząd był bardzo zadowolony faktem, że Moskwa idzie na ustępstwa. Było to bardzo pomyślne, gdyż w tym samym czasie znacznemu pogorszeniu uległy stosunki na linii Warszawa-Berlin, bowiem Niemcy, poczynając od roku 1930 coraz natarczywiej stawiały żądania w sprawie zmiany granicy z Polską. I tak w efekcie, po bardzo ciężkich negocjacjach udało się zniwelować ostatnie rozbieżności.

 

Na czym one polegały?

Najważniejszym elementem spornym było żądanie ze strony dyplomacji polskiej, aby Związek Sowiecki równocześnie zawarł układ o nieagresji z Rumunią. Nadmienić wypada, że w pierwszej połowie 1932 roku nastąpiła seria umów tego rodzaju z państwami bałtyckimi. Na ostatniej prostej Polska odstąpiła od żądania, aby pakt rumuńsko-sowiecki koniecznie towarzyszył układowi polsko-sowieckiemu. Notabene rumuński polityk Titulescu, który bardzo zręcznie prowadził sprawy zagraniczne swego kraju – wykazywał wobec Polski niechęć i był podejrzewany w Warszawie o to, iż chce doprowadzić do likwidacji aliansu obydwu państw.

 

Inna rozbieżność polsko-sowiecka wydaje się dzisiaj bardziej dziwna. Otóż ówczesne prawo międzynarodowe stanowiło, że zawarcie i zastosowanie w praktyce traktatu o nieagresji musi pozwalać na możliwość interwencji Ligi Narodów poprzez procedurę arbitrażu. Mówiąc wprost: popisujemy układ i w razie jego pogwałcenia w przyszłości, Liga Narodów będzie miała prawo oceny stanu rzeczy. Moskwa nie godziła się na to argumentując, że Liga Narodów jest antysowiecką organizacją państw kapitalistycznych. (Stosunek ZSRR do genewskiej instytucji uległ zmianie dopiero w roku 1934). W ostatniej fazie rokowań, aby jak najszybciej podpisać pakt o nieagresji z ZSRR, rząd polski odstąpił również od ligowej formuły arbitrażu.

 

Czy dzisiaj w polityce międzynarodowej obowiązuje pojęcie „paktu o nieagresji”?

W dwudziestoleciu międzywojennym pakty o nieagresji były dość często stosowane jako forma bezpieczeństwa. Na zawarcie takiej umowy decydowały się oczywiście państwa skłócone – najczęściej sąsiedzi mający wspólną granicę, lecz nie tylko, gdyż pakt o nieagresji zawarły w roku 1932 Włochy i ZSRR, a przecież dzieli je znaczny dystans geograficzny. Państwa podpisujące układ o nieagresji udzielały sobie gwarancji nie użycia siły wobec siebie i gwarancji nietykalności terytorialnej. Nietypowym przykładem paktu o nieagresji, który w swym tytule nie ma takiej nazwy jest podpisany w Locarno pakt gwarancyjny. Prawo międzynarodowe, jego normy i formy zobowiązań stale jednak ewoluują, w związku z czym dzisiaj prawie nikt nie podpisuje tego typu umów. Obecnie tylko Korea Północna proponuje tego typu traktat Stanom Zjednoczonym (ale już nie chce go zawrzeć z Koreą Południową). „Oferta” ta za każdym razem jest odrzucana przez Waszyngton.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiał Tomasz Kolanek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie