12 grudnia 2013

Ile ofiar stanu wojennego?

(Fot. ipn.gov.pl)

Oficjalnie twierdzi się, że komuniści w okresie od 13 grudnia 1981 r. do 1990 r. zamordowali ponad sto osób. Myślę, że liczba ta, tak naprawdę, jest znacznie wyższa – mówi dla PCh24.pl historyk, prof. dr hab. Wojciech Polak.

 

Panie Profesorze, czy w grudniu 1981 r. była groźba zbrojnej interwencji Związku Sowieckiego i jego sojuszników w Polsce?

Wesprzyj nas już teraz!

Sowieci odrzucali w tym czasie myśl o interwencji w Polsce. Zdawali sobie sprawę, że otwarcie drugiego frontu – pierwszy mieli już w Afganistanie – będzie dla nich zabójcze, zwłaszcza w wymiarze ekonomicznym. Dlatego zależało im, żeby Wojciech Jaruzelski wprowadził stan wojenny wyłącznie własnymi siłami. W grudniu 1981 r. Jaruzelski usilnie domagał się od Związku Sowieckiego gwarancji, że jeżeli nie da rady pokonać „Solidarności” własnymi siłami, to wojska sowieckie wkroczą do Polski i udzielą mu pomocy. Sowieci takich gwarancji zdecydowanie odmówili, co przypieczętowało posiedzenie sowieckiego Biura Politycznego w dniu 10 grudnia 1981 r.

 

Przypomnijmy, jakie rozporządzenia zaczęły obowiązywać na terenie Polski od 13 grudnia 1981 r. Jakie ograniczenia dotknęły Polaków?

„Dekret o stanie wojennym” z 12 grudnia 1981 r. (antydatowany) wprowadzony formalnie przez Radę Państwa tworzył prawo stanu wojennego w Polsce. Poranek 13 grudnia 1981 r. przyniósł Polakom nową, dramatyczną rzeczywistość. Najwyższą władzą stanu wojennego była Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. W poszczególnych województwach powołano komisarzy wojskowych, będących formalnie pełnomocnikami Komitetu Obrony Kraju. Wielu działaczy „Solidarności” zostało internowanych w 52 obozach. Zawieszono działalność wszelkich stowarzyszeń, organizacji, związków zawodowych. Zakazywano organizowania strajków, akcji protestacyjnych i zgromadzeń (z wyjątkiem religijnych). Część zakładów pracy zmilitaryzowano i oddano pod zarząd wojskowych komisarzy. Osobom uchylającym się od pracy w tych zakładach groziło od dwóch lat więzienia do kary śmierci włącznie. Nie obowiązywał w nich ośmiogodzinny dzień pracy. Militaryzacja objęła m.in. kolej, PKS, transport samochodowy, porty, straż pożarną, pocztę, radio, telewizję, przedsiębiorstwa obrotu paliwami naftowymi, komunikację miejską, zakłady zbrojeniowe, kopalnie, elektrownie. Zmilitaryzowano także część administracji państwowej. Na ulicach miast pojawiły się czołgi i bojowe wozy piechoty.

Zawieszono zajęcia w szkołach i na wyższych uczelniach. Zawieszono też funkcjonowanie teatrów, kin, filharmonii, itp. Na polecenie władz Główny Komitet Kultury Fizycznej i Sportu wstrzymał wszystkie rozgrywki pierwszej i drugiej ligi piłkarskiej, lig międzywojewódzkich i eliminacji strefowych we wszystkich dyscyplinach sportu. Emitowano tylko pierwszy program telewizji i pierwszy program radia, z bardzo ograniczoną ilością audycji. Zamknięto przejścia graniczne. Wydano zakaz wydawania gazet, z wyjątkiem „Trybuny Ludu”, „Żołnierza Wolności” oraz przemodelowanych dzienników lokalnych. Wyłączono telefony prywatne i ustanowiono oficjalny podsłuch telefoniczny, wprowadzono zakaz przemieszczania się bez przepustki poza miejsce zamieszkania. Po kilku dniach przepis ten zliberalizowano – bez przepustki można było się poruszać w obrębie województwa. Nie wolno było też nadawać paczek na poczcie, choć w niektórych przypadkach przyjmowano je jednak, pod warunkiem, że zostały zapakowane w obecności personelu pocztowego. Na ulicach miast rozwieszono „Obwieszczenie o wprowadzeniu stanu wojennego ze względu na bezpieczeństwo państwa”. Za organizowanie strajków lub np. druk ulotek można było każdego postawić przed sądem cywilnym lub wojskowym w tzw. trybie doraźnym. Przewidywał on m.in. tylko jedną instancje sądową (bez prawa apelacji) i wyrok – co najmniej trzy lata więzienia.

 

Ile ofiar pochłonął stan wojenny?

Trudno powiedzieć. Oficjalnie twierdzi się, że komuniści w okresie od 13 grudnia 1981 r. do 1990 r. zamordowali ponad sto osób. Myślę, że liczba ta, tak naprawdę, jest znacznie wyższa. Trudno poza tym oszacować, ilu ciężko chorych Polaków zmarło, bo nie działały telefony i nie można było wezwać karetki pogotowia.

 

Jaka rolę w czasie stanu wojennego pełnił Kościół?

Zarówno biskupi polscy, jak i papież Jan Paweł II protestowali przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego. Od pierwszych dni stanu wojennego Kościół prowadził różnorodną działalność: udzielając pomocy duchowej i materialnej internowanym, aresztowanym i więzionym oraz ich rodzinom, otaczając opieką rannych w pierwszych dniach stanu wojennego oraz interweniując u władz w przypadku drastycznych represji wobec opozycji. Już 17 grudnia 1981 r. powstał Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom. Ze względu na miejsce urzędowania w kościele św. Marcina przy ulicy Piwnej nazywano go potocznie Komitetem na Piwnej. Podobne Komitety zaczęły szybko powstawać w innych diecezjach. Udzielały one osobom internowanym i uwięzionym oraz ich rodzinom pomocy duszpasterskiej, żywnościowej, materialnej, prawnej, lekarskiej. Pierwsze paczki udało się dostarczyć do obozu internowania w Drawsku około 15 grudnia 1981 r. Interwencje w sprawie zwalniania osób internowanych (a także więźniów politycznych) podejmowali nieustannie biskupi wszystkich diecezji, jak i sekretarz Konferencji Episkopatu biskup Bronisław Dąbrowski. Często, chociaż nie zawsze, przynosiły one efekty. Wsparcie duchowe w tym trudnym czasie było nie mniej potrzebne niż pomoc materialna. Księża i biskupi próbowali walczyć z poczuciem beznadziejności i przygnębienia, które pojawiało się w umysłach wielu osób.

Kościół katolicki w Polsce udzielał też wszechstronnej pomocy powstającym podziemnym strukturom „Solidarności”. W pierwszych tygodniach liczni działacze związku ukrywali się w klasztorach i pomieszczeniach kurialnych. Np. przywódca dolnośląskiej „Solidarności” Władysław Frasyniuk ukrywał się przez pewien czas w Seminarium Duchownym w Łomży. Arcybiskup wrocławski ks. kard. Henryk Gulbinowicz przechowywał 80 milionów zł, wypłacone przez Józefa Piniora z kont dolnośląskiej „Solidarności”, na kilka dni przed wprowadzeniem stanu wojennego. Pieniądze te zasilały podziemie w całej Polsce. Na wielu plebaniach i w klasztorach przechowywano sztandary i dokumenty Związku, a nawet wydawnictwa niezależne. Kościoły były miejscem zebrań i spotkań działaczy podziemia oraz „skrzynkami kontaktowymi”.

W 1982 r. powstała tradycja odprawiania w kościołach mszy św. za Ojczyznę. Pierwszą zapewne taką mszę w skali całej Polski odprawił 13 stycznia 1982 r. wrocławski duszpasterz ks. Mirosław Drzewiecki. Za przykładem Wrocławia poszły jednak dziesiątki innych miast Polski. W Warszawie pierwsza msza za Ojczyznę została odprawiona 13 marca 1982 r. w kościele św. Krzyża. Oczywiście najgłośniejsze były Msze w intencji Ojczyzny w kościele św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu, odprawiane od kwietnia 1982 r. przez ks. Jerzego Popiełuszkę, w ostatnią niedzielę każdego miesiąca. Warto dodać, że ks. Popiełuszko był w stanie wojennym niestrudzonym orędownikiem „Solidarności”. Uczestniczył w procesach wytoczonych działaczom, celebrował Msze za więzionych i internowanych, pomagał w organizowaniu pomocy dla represjonowanych itp.

 

Jakie były dla Polski skutki gospodarcze wprowadzenia stanu wojennego?

Stan wojenny pogłębił zapaść gospodarczą i spetryfikował niewydolny komunistyczny system funkcjonowania gospodarki. Wszelkie reformy gospodarcze, rzekomo wprowadzane przez ekipę Jaruzelskiego, były fikcją. Polska ubożała, a luka technologiczna, w porównaniu do Europy Zachodniej, pogłębiała się.

 

Kiedy dowiedział się Pan o wprowadzeniu stanu wojennego?

Dnia 13 grudnia rano usłyszałem przez ścianę fragment przemówienia Wojciecha Jaruzelskiego. Byłem wtedy w Olsztynie, w mieszkaniu moich rodziców.

 

W jakich strukturach konspiracyjnych podjął Pan działalność?

Wraz z Grzegorzem Górskim i kilkoma innymi osobami stworzyliśmy zimą 1982 r. struktury podziemnego Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Wydawaliśmy gazetki, ulotki, organizowaliśmy różne akcje. Współpracowałem także z podziemną „Solidarnością” w regionach toruńskim i olsztyńskim.

 

„Chcemy Lecha, nie Wojciecha”, to jedno z haseł, które demonstranci – zapewne również Pan – krzyczeli podczas patriotycznych manifestacji. Jak obecnie patrzy Pan na postać Lecha Wałęsy?

Krytycznie. Uważam, że utracił on wielki kapitał poparcia społecznego, który posiadał, a jego wypowiedzi są – delikatnie mówiąc – bardzo nieprzemyślane. Sądzę także, że gdyby na początku lat dziewięćdziesiątych opowiedział on szczerze o swojej przeszłości, to miał szansę ocalić dużą część swojego autorytetu.

 

Wielu działaczy niepodległościowych, również z lat stanu wojennego, jest obecnie ludźmi starszymi, schorowanymi, otrzymującymi bardzo małe renty czy emerytury. Tymczasem byli działacze partii komunistycznej czy też byli funkcjonariusze UB czy SB wiodą dostatnie życie.  

To jest skandal. Uważam, że świadczenia dawnych funkcjonariuszy UB czy SB powinny być minimalne. Dawni działacze „Solidarności” będący w trudnych warunkach, co ma często związek z ich dawną działalnością, powinni zaś dostawać renty specjalne od państwa. Ponoć senat zgłosił jakieś ustawy w tej sprawie, ale wszystko toczy się stanowczo za wolno.

 

Dziękuję za rozmowę!



 

Rozmawiał Kajetan Rajski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie