7 lipca 2017

Hulaj dusza, czyli… rodacy na wakacjach

(Fot. Lukasz Dejnarowicz / FORUM)

Pamiętają Państwo scenę z serialu Czarne chmury, w której dwóch szlachciców zasiadając w karczmie, woła do usługującego: Gospodarzu! Wina! Najlepszego! Ta sarmacka scena i panująca w niej atmosfera „wypoczynku” nieodzownie przywodzi mi na myśl inną, z pozoru odległą sytuację, której mimowolnym świadkiem stałem się kiedyś na dalekim dalmatyńskim wybrzeżu. I choć inny był czas i miejsce, jednak aktorzy i atmosfera jakby te same… W każdym razie w obu przypadkach bohaterami byli zrelaksowani rodacy.

 

Temat wakacyjnych wyjazdów i odpoczynku Polaków, a właściwie naszego specyficznego sposobu bycia i zachowania na urlopach nie należy niestety do łatwych i przyjemnych. Owszem, wiele potrafilibyśmy powiedzieć o tych, którzy nasz piękny kraj odwiedzają i nie zawsze są przy tym wzorem wysokiej kultury. Znamy przecież haniebne zachowania wielu lwów Albionu poszukujących w Polsce taniego alkoholu i innych, nie zawsze godnych, rozrywek. Oburza nas często ich barbarzyńskie postępowanie. Tych prymitywnych zachowań pijanych brytyjskich turystów doświadczają często mieszkańcy Krakowa. Obruszamy się też na hałaśliwe zachowania Niemców, którym w naszych restauracjach i kawiarniach jakże często brakuje dyskrecji. Kościoły w naszym kraju każdego letniego dnia doświadczają prawdziwej inwazji dzikich (niezależnie od nacji), niejednokrotnie półnagich, którzy swoim strojem lekceważą święte miejsca. No, ale żebyśmy to my, Polacy, mieli być powodem czyjegoś – delikatnie mówiąc – zażenowania w trakcie naszego wypoczynku, to chyba przesada…

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wyluzuj, są wakacje…

Tymczasem, podejmując temat: jak odpoczywać po katolicku, nie możemy pominąć i tych drażliwych dla nas kwestii, które jak na dłoni pokazują najgorsze nasze wady narodowe. I nie ma się co oburzać i twierdzić, że to przejaw antypolskich stereotypów. Lepiej dokonać takiego rachunku sumienia, w którym dostrzeżmy to, co tkwi w nas jeszcze barbarzyńskiego. Owszem, nie wszyscy Polacy na wakacjach zachowują się tak samo, jednak dla bardzo wielu z nas opuszczenie rodzimego matecznika staje się okazją do porzucenia resztek kultury osobistej, poczucia wstydu i zasad moralnych. Jakby zmiana otoczenia i poczucie anonimowości dawały przyzwolenie na zachowania, które na co dzień trzymamy pod kontrolą. Skoro jednak ruszamy na „totalny relaks” i „upragniony wypoczynek” za naszą krwawicę z dala od wszystkich recenzentów, to najwyraźniej sądzimy, że po to cały rok się staramy, aby teraz dać sobie „luz”. I niestety, dajemy…

Rok temu słyszeliśmy o skandalu z udziałem Polaka, który będąc gościem chorwackiej restauracji umieścił na talerzu owada, by później domagać się niepłacenia rachunku za posiłek. Zgubiła go jednak zamontowana przez właściciela lokalu kamera, która uwieczniła cały misterny plan „oszczędzenia” na rachunku. Oczywiście to jeden z bardziej haniebnych wyczynów naszych rodaków za granicą, ale nie brak i takich, których świadkowie choćby czerwienią się ze wstydu za swoich ziomków. Sam z przykrością mógłbym garściami dostarczyć przykładów takich zachowań, które przyprawiały mnie o chęć natychmiastowej zmiany miejsca lub co najmniej języka, aby nie wstydzić się za innych.

 

Brzuchy obnoszone przodem

Pewnego razu na wyspie Pag w Chorwacji, któregoś lipcowego poranka, zanim jeszcze słońce zaczęło się dawać we znaki, ruszyłem pieszo wąskimi uliczkami starego miasta w kierunku poczty. Dokoła niemal żadnej żywej duszy… oprócz zbliżających się z naprzeciwka wolnym krokiem dwóch osobników. „Miejscowi? Nie, chyba jednak turyści…” – pomyślałem. – „Ciekawe, którą z obecnych tutaj licznie nacji reprezentują?”.

 

Ot, zwykła ciekawość turysty na wakacjach. W miarę jednak zbliżania się nieznajomych wątpliwości zaczęły mnie z wolna opuszczać. Oto w cichej, wąskiej uliczce pomiędzy kamiennymi kamieniczkami ich nadejście poprzedzał bowiem odgłos prowadzonych rozmów. Nie było złudzeń: każde zdanie okraszone łaciną, a rozmowa, jak zwykle, o pieniądzach. Kiedy podeszli całkiem blisko, okazało się, że to dwóch mężczyzn w średnim wieku, w samym środku sennego jeszcze miasteczka, wyszło w samych tylko spodenkach, eksponując swoje gołe brzuchy.

 

To niestety jeden z najbardziej typowych portretów Polaków na letnich wakacjach w ciepłym kraju. Niewłaściwy, nieskromny lub niechlujny ubiór jest naszą częstą wizytówką. Czy to na ulicy, czy w restauracji półnadzy mężczyźni w bermudach i japonkach. Czasami gruby złoty łańcuch na szyi lub przegubie ręki i duży, bijący po oczach zegarek. Ostatnio do tego stylu pół‑Indianina dołączył mały słomiany kapelusik w stylu trilby i kolorowe, zalewające znaczną część ciała tatuaże.

 

Ależ ci Włosi dziwnie ubrani…

Słyszałem, jak pewna osoba opowiadała o wycieczce z jej zakładu pracy do Włoch. Wycieczka jak wycieczka. Nic nowego. Pije się, od kiedy autokar wyruszy, aż do powrotu pod dom. Ale nie w tym rzecz. Bo przecież na sucho nie pojedziesz… No a poza tym wiadomo – jest gorąco, to nie ma co się zbytnio ubierać. Dlatego ani środek Rzymu, ani metro, ani nawet cmentarz na Monte Cassino nie były w stanie powstrzymać panów od paradowania w stroju Indianina. Panie zresztą też świeciły, ale bynajmniej nie przykładem – swymi szortami ściągały na siebie uwagę zniesmaczonych rzymian. Dwóch tubylców na skuterze omal nie rozbiło się na drzewie, pękając ze śmiechu na widok opasłego, półnagiego polskiego turysty odpoczywającego na zacienionym murku.

 

– Jacy ci Włosi dziwni – usłyszałem od mojego sprawozdawcy z wycieczki – ubrani po szyję w taki upał, patrzyli na nas jak na dziwolągi…

 

I nic dziwnego, bo cywilizowani ludzie nawet w upale nie zachowują się jak dzicy.

 

Gospodarzu! Wina! Najlepszego!

Chorwacja to w ostatnim czasie jedna z ulubionych destynacji na letni wypoczynek Polaków. I oprócz wielu naprawdę kulturalnych rodaków można tam nader często spotkać również przedstawicieli licznego u nas gatunku homo ludens – człowieka bawiącego się, a przynajmniej ciągle spragnionego „wyrafinowanej” rozrywki.

 

Parę lat temu w jednym z nadmorskich miasteczek Dalmacji, gdzieś w połowie drogi między Szybenikiem a Trogirem, widziałem scenę rodem z komedii, w której autentyczność nigdy bym nie uwierzył, gdybym nie był jej świadkiem. Wraz z żoną i dziećmi, znużeni długim popołudniowym spacerem po nadmorskim deptaku, wstąpiliśmy na lody i kawę do jednej z licznych kawiarenek. Ich specjalność to z reguły lody, ciastka i napoje. Zdążyliśmy już nieco ochłonąć od upału dzięki zwykle dobrym chorwackim lodom i pokrzepić się paroma łykami parzonej na sposób włoski kawy. Tak więc, nie było mowy, abyśmy pod wpływem piekącego słońca mogli doświadczyć pustynnych majaków. Ale rzeczywistość okazała się bardziej nieprawdopodobna od fatamorgany.

 

Otóż do lokaliku niespodziewanie zawitały dwie młode pary naszych pobratymców. Odruchowo chciało się powitać ich radosnym i swojskim: „Dzień dobry”. Jednak nasz entuzjazm szybko zgasł, kiedy jeden z rodaków zawołał głośno do obsługi:

 

– Co tutaj macie najlepszego?!

 

Omal nie zachłysnąłem się kawą. Na przemian targały mną niepohamowany napad śmiechu i potężne zażenowanie. Na powyższe dictum zdumiona załoga kafejki nie znalazła żadnej odpowiedzi. A my nie czekaliśmy na dalszy rozwój wydarzeń, tylko zapłaciwszy, pośpiesznie opuściliśmy lokal. Po drodze pękając ze śmiechu, wymyślaliśmy nawzajem, jakież to najlepsze specjały mogła zaserwować naszym spragnionym luksusu rodakom obsługa małej kawiarenki. Może na przykład – aby sprostać sarmackim potrzebom naszych ziomków – wniesiono na tacy wielkiego lodowego prosiaka z wisienkami zamiast oczu? Nie wiadomo.

 

Masz tu chłopie i pamiętaj…

Wilno – choć tak blisko i tak bliskie sercu wielu Polaków, jednak stosunkowo rzadko bywa przez nas odwiedzane. A z pewnością warte jest odwiedzenia, jednak ze świadomością, że zwłaszcza tam potrzeba nam nie tylko poczucia dumy z pozostawionej na tamtych terenach wspaniałej spuścizny wielu pokoleń Rzeczypospolitej Obojga Narodów, ale też i roztropnego obchodzenia się z niektórymi kompleksami litewskimi. Po prostu, winniśmy się tam zachowywać jak kochający starsi bracia, którzy czują się odpowiedzialni za młodsze, często porywcze i niedojrzałe rodzeństwo. My jednak w takich miejscach, które uznajemy za mniej zamożne, czy może słabsze, lubujemy się w okazywaniu naszej wyższości. Pycha i buta wyłazi z nas nie tylko na Litwie, ale w wielu innych krajach, które dają nam poczucie, że jesteśmy lepsi.

Widziałem to w okolicach Ostrej Bramy. Pewien młody Rosjanin z Kaliningradu żebrał tam, zbierając na bilet powrotny do domu. Zaczepiał grzecznie przechodniów i prosił o pomoc. Dostał i od naszej grupy jakieś pieniądze oraz chwilę rozmowy. Kiedy nas minął, podszedł do grupki młodych turystów z Polski, prosząc ich o to samo. Jakież znów było nasze zażenowanie, gdy zobaczyliśmy, jak jeden z mężczyzn wyciągnął ostentacyjnie pięć euro i podając je żebrzącemu, głośno powiedział:

 

– Masz i pamiętaj, że Polak to dobry człowiek.

 

Szczyt pokory, dyskrecji i miłości bliźniego, nieprawdaż?

 

Nie ma tu miejsca na liczne opisy ekscesów polskich turystów przywoływane przez pilotów polskich wycieczek oraz innych świadków. Internet obfituje w historie wiecznie niezadowolonych ze wszystkiego ziomków, pijanych i awanturujących się w samolotach, nabierających na talerze ponad miarę jedzenie z hotelowych szwedzkich stołów, czyniących zapasy w standardach all inclusive i wyrzucających potem jedzenie do kosza. Na takie nasze zachowania skarżą się nawet hotelarze w odległej Portugalii.

 

Nie chodzi o to, aby wszystkie te haniebne zachowania wymieniać. Niech jednak wymienione przykłady będą dla nas wszystkich lekcjami pokory i wskazówką, jak wiele jeszcze mamy do zrobienia wokół siebie i w naszych domach. Bo to stamtąd biorą się nasze najgorsze i najlepsze zwyczaje. A wakacje nie zwalniają nas z praktykowania dobrych manier i zasad.

 

 

Sławomir Skiba

 

 

Artykuł pochodzi z 57. numeru magazynu „Polonia Christiana”. Już od piątku 7 lipca w dobrych sklepach i salonach prasowych!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie