29 marca 2013

Homorewolucja podąża aborcyjnym szlakiem

(Fot. darktaco/sxc.hu)

W obliczu rosnącego oporu Amerykanów wobec prób redefinicji instytucji małżeństwa jako opartego na wzajemnej miłości związku jednego mężczyzny i jednej kobiety, homoseksualne lobby próbuje uciec się do wybiegu, jaki 40 lat temu z sukcesem zastosowali zwolennicy legalizacji zabijania dzieci poczętych.

 

Mając marne szanse na przeforsowanie swoich destrukcyjnych pomysłów na poziomie legislatur stanowych i Kongresu USA, zwolennicy objęcia terminem „małżeństwo” sodomicznych związków tworzonych przez osoby tej samej płci chcą narzucić tę obyczajową dewiację jako powszechnie obowiązujące prawo analogicznie jak 40 lat temu – posługując się w tym celu Sądem Najwyższym.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W asyście tysięcy demonstrantów, zarówno obrońców małżeństwa jak i zwolenników unicestwienia tej instytucji w obecnej postaci, Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych debatował w przedświąteczny wtorek i środę nad kwestią, czy Konstytucja USA wymaga od poszczególnych stanów legalizacji jako małżeństw sodomicznych związków tworzonych przez osoby tej samej płci. Tocząca się za Oceanem batalia ma niebagatelne znaczenie w zmaganiach o zachowanie moralnych podstaw naszej cywilizacji. Wynik tej rozgrywki zaważy na obliczu świata jaki znamy. Świata, który bez chrześcijańskich fundamentów zawali się, czyniąc niewyobrażalne spustoszenia.

 

Sąd na normalnością

 

Sąd wysłuchał argumentów w dwóch sprawach dotyczących tzw. małżeństw homoseksualnych. Pierwsza – Hollingsworth przeciwko Perry – dotyczyła tzw. Proposition 8, czyli przyjętej w 2008 r. i zatwierdzonej w 2009 r. przez Sąd Najwyższy poprawki, do Konstytucji stanu Kalifornia, która określa małżeństwo jako związek jednego mężczyzny i jednej kobiety, zaś druga – Stany Zjednoczone przeciwko Windsor – dotyczy przyjętej w 1996 r. federalnej ustawy Defense of Marriage Act, która na szczeblu prawa federalnego definiuje małżeństwo jako związek jednego mężczyzny i jednej kobiety.

 

Powódką w drugiej sprawie jest lesbijka Edith Windsor. Pozwała ona rząd federalny, twierdząc, że Defense of Marriage Act narusza jej konstytucyjną gwarancję do równej ochrony przez prawo. Windsor „poślubiła” w Kanadzie inną kobietę, Theę Spyer. Kiedy jej „partnerka” zmarła, zostawiła w jej spadku majątek, od którego Windsor musiała zapłacić 363 tys. dolarów federalnego podatku od nieruchomości. Nie musiałaby płacić, jeśli prawo federalne uznałoby jej dewiacyjny związek z Theą Spyer za małżeństwo.

 

Zwolennicy pseudomałżeństw homoseksualnych mają nadzieję, że Sąd Najwyższy odgórnie zalegalizuje tę obyczajową i legislacyjną dewiację we wszystkich stanach, argumentując, że zakaz zawierania małżeństw przez osoby tej samej płci narusza zarówno prawo do rzetelnego procesu, jak też konstytucyjną klauzulę ochrony równości.

 

Znamienne, że Defense of Marriage Act nie broni prezydent Stanów Zjednoczonych (za pośrednictwem biura Prokuratora Generalnego), tak jak jest to w zwyczaju, lecz ustanowiona przez Izbę Reprezentantów Ponadpartyjna Prawna Grupa Doradcza (Bipartisan Legal Advisory Group). Duża część ustnych wystąpień dotyczyła kwestii, czy sąd w ogóle powinien rozpoznawać sprawę, zważywszy, że Windsor pozywa rząd federalny, aby uzyskać pieniądze, przeciwko czemu przedstawiciele rządu nie oponują.

 

Dewiacja nie jest konstytucyjnym prawem

 

Podczas  poświęconemu obu sprawom sympozjum zorganizowanym przez The Heritage Foundation i Alliance Defending Freedom, John C. Eastman, profesor prawa i były dziekan Chapman University School of Law, wyraził przekonanie, że sąd nie powinien i raczej nie będzie wspierać tego poglądu. Jego zdaniem, sędziowie będą bardziej powściągliwi i raczej zdecydują, czy Konstytucja nakłada na stany obowiązek legalizacji „małżeństw homoseksualnych” czy też nie. – Uważam, że sąd ostatecznie zamierza skonfrontować kwestię, czy obecny stan prawny narusza prawo obywateli do należytego procesu lub równej ochrony przynależnej obecnie tylko tradycyjnemu małżeństwu, lub innymi słowy, czy Konstytucja czyni tradycyjne małżeństwo niekonstytucyjne – stwierdził Eastman, wyrażając nadzieję, że ostatecznie sąd powie „nie”.

 

Z opinią tą zgadza się Austin Nimocks, prawnik Alliance Defending Freedom, który jest jednym z obrońców Proposition 8 przed Sądem Najwyższym. – Ci, którzy argumentują na rzecz małżeństwa osób tej samej płci w Sądzie Najwyższym twierdzą, że małżeństwo osób tej samej płci jest podstawowym prawem w Konstytucji Stanów Zjednoczonych, co oznacza, że jest ono głęboko zakorzenione w historii naszego kraju i tradycji – powiedział Nimocks. Zdaniem prawnika, odpowiedź na te „argumenty” może być tylko jedna. – Jest to nieprawda. Nie można odnaleźć w historii naszego kraju i w naszej konstytucji głęboko zakorzenionej tradycji i historii małżeństwa osób tej samej płci. Małżeństwo jest tym, czym zawsze było, od początku czasu. Sąd Najwyższy uznał małżeństwo 14 razy w swoim poprzednim orzecznictwie. Odrzucił wniosek o uznanie małżeństwa osób tej samej płci jeszcze w latach 70. Jeśli tak, to w żadnych okolicznościach nasi przeciwnicy nie mogą uczynić małżeństwa osób tej samej płci sprawą konstytucyjną, jako podstawowego prawa zawartego w Konstytucji Stanów Zjednoczonych – argumentował Austin Nimocks.

 

Z kolei Ryan T. Anderson z The Heritage Foundation i współautor publikacji What Is Marriage? Man and Woman: A Defense [Czym jest małżeństwo? Mężczyzna i kobieta: Obrona] argumentował, że polityka państwa w odniesieniu do potrzeb małżeńskich odpowiada na trzy zasadnicze pytania: Czym jest małżeństwo? Dlaczego małżeństwo ma znaczenie dla polityki społecznej? I jakie są konsekwencje redefinicji małżeństwa?

 

Małżeństwo istnieje, aby dokonało się zjednoczenie mężczyzny i kobiety, męża i żony, po to aby stali się matką i ojcem dla wszystkich dzieci, które staną się owocem ich związku. Jest on oparty na antropologicznym fakcie, że mężczyźni i kobiety są różni i komplementarni, na biologicznym fakcie, że obejmuje mężczyznę i kobietę, aby urodzili dziecko oraz na rzeczywistości społecznej świadczącej, że dziecko potrzebuje matki i ojca – powiedział Anderson.

 

Anderson wyjaśnił jednak, że nie znaczy to, że parom, które nie chcą mieć dzieci lub nie są w stanie mieć dzieci, powinno się odmówić statusu małżeństwa. – W kwestii małżeństwa rząd nie jest po to, aby regulować romantyczne życie obywateli. Rząd jest obecny w obszarze małżeństwa ponieważ – choć nie każde małżeństwo będzie rodzić dzieci – każde dziecko ma matkę i ojca, a małżeństwo jest instytucją, która pozwala państwu najmniej przymusowo, najmniej natrętnie zapewnić, że dziecko ma matkę i ojca, oddanych sobie i dziecku – powiedział Anderson.

 

Uważa on, że skoro przytłaczająca większość małżeństw wydaje na świat potomstwo, polityka rządu powinna być skierowana w stronę tego faktu, a nie nielicznych wyjątków. – Po wprowadzeniu ustawy będziemy mieć do czynienia z zasadą, a nie wyjątkiem od reguły. Będziemy mieć do czynienia z hurtem, a nie z detalem. Zatem, choć prawdą jest, że istnieją pary, które nigdy nie będą mieć dzieci, to nadal należy obstawać przy modelu małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety, uwzględniając prawdę, że każde dziecko, które przychodzi do istnienia ma matkę i ojca. Dlatego promowanie małżeństwa jest jedynym sposobem, w jaki państwo może zachęcić dorosłych do wzięcia odpowiedzialności za te dzieci – stwierdził Anderson.

 

W niewoli deprawujących przesądów

 

Jednak dla zwolenników homomałżeństw prawda o naturze człowieka nie ma znaczenia. Sprawa ma czysto ideologiczny charakter, a argumenty antropologiczne mogą nie być w ogóle wzięte pod uwagę. Należy obawiać się, że prawda o naturze człowieka, żelazna logika i zdrowy rozsądek mogą odegrać marginalną rolę przy podejmowaniu przez Sąd Najwyższy ostatecznej decyzji. Sędziowie, chociaż ich pozycja jest szczególna, są także ludźmi o określonych poglądach, które z pewnością odzwierciedlą się w ich decyzjach. Dlatego na dzień dzisiejszy trudno jest przewidzieć ostateczną decyzję sądu, która ma być ogłoszona pod koniec czerwca.

 

Podobnie jak wielu innych znawców problematyki, John Eastman podejrzewa, że ze względu na obecność w składzie sędziowskim drzedstawicieli dwóch przeciwstawnych bloków – liberalnego i konserwatywnego – obie sprawy będą rozstrzygane w stosunku głosów 5 do 4. Sąd Najwyższy jest głęboko podzielony w kwestii uznania pseudomałżeństw osób tej samej płci. Sędziowie Samuel Alito, Antonin Scalia i przewodniczący składu sędziowskiego John Roberts dotychczas zdecydowanie sprzeciwiali się idei, że legalizacja terminu „małżeństwa homoseksualne” jest wymogiem konstytucyjnym. Z kolei niekryjący swoich liberalnych poglądów sędziowie Stephen Breyer, Ruth Bader Ginsburg, Elena Kagan i Sonia Sotomayor, wydają się być przychylni narzuceniu redefinicji małżeństwa wszystkim 50 stanom. Sędzia Clarence Thomas, chociaż nie wypowiadał się w tej sprawie, często głosował po tej samej linii, co jego koledzy z konserwatywnego skrzydła sądu.

 

W tej sytuacji wydaje się, że szalę przeważy postrzegany jako wahający się sędzia Anthony Kennedy. Jednakże po wysłuchaniu argumentów stron podczas wtorkowej i środowej rozprawy jest coraz bardziej prawdopodobne, że Sąd Najwyższy obali część zapisów ustawy Defense of Marriage Act, ponieważ zdaniem ekspertów, sędzia Anthony Kennedy zasugerował, że ustawa narusza prawa poszczególnych stanów. W środowych wywodach wydawał się on potwierdzać pogląd, że skoro akty zawarcia małżeństwa wydawane są przez poszczególne stany a nie rząd federalny, powinno się zostawić stanom decydowanie, kto jest lub nie jest zaślubiony. We wtorek, po wysłuchaniu stron w sprawie Proposition 8, Kennedy wydawał się być niechętny temu, aby sąd podejmował decyzję w tej sprawie.

 

Będą łamać sumienia

 

W związku z toczącą się rozprawą i nieprzewidywalnością decyzji Sądu Najwyższego wielu Amerykanów zastanawia się nad ewentualnymi konsekwencjami obalenia Proposition 8 i Defense of Marriage Act. Szczególnie zaniepokojeni są taką ewentualnością przedstawiciele wspólnot wyznaniowych i religijnych. Z pewnością w rękach sędziów Sądu Najwyższego USA spoczywa przyszłość amerykańskich instytucji religijnych, ponieważ jego orzeczenie może zmienić zasady adopcji, doradztwa małżeńskiego, zatrudnienia, nakazu antykoncepcji, a nawet kwaterowania studentów na uczelniach wyznaniowych.

 

Marc Stern, główny radca prawny z American Jewish Committee i współautor książki Same-Sex Marriage and Religious Liberty (Małżeństwa homoseksualne i wolność religijna), powiedział, że jeśli Proposition 8 nie zostanie podtrzymana, a małżeństwa homoseksualne staną się legalne w 50 stanach, to taka decyzja Sądu Najwyższego potężnie uderzy w instytucje religijne.

 

Stern zwrócił uwagę na rażącą dysproporcję konsekwencji dla zwolenników i przeciwników uznania sodomicznych związków za małżeństwa. Fakt że „niektóre grupy religijne uznają małżeństwa homoseksualne jako obrzydliwość nie upoważnia rządu do zakazywania takich stosunków”. Dla sodomitów nie rodzi to w praktyce żadnych konsekwencji. Tymczasem – zauważa Stern – „gdy rząd uznaje małżeństwa homoseksualne, tworzy nowe problemy dla osób wierzących ingerując w ich swobody religijne”. Jego zdaniem, przejawia się to w głębokiej ingerencji w prawa osób duchownych, działalność domów modlitwy, które obecnie odmawiają wykonywania będących kpiną z małżeństwa homoseksualnych „ceremonii” lub też prawa podatkowe instytucji religijnych sprzeciwiających się „małżeństwom homoseksualnym”.

 

Stern zwrócił uwagę na cztery budzące obawy kwestie, z którymi instytucje religijne prawdopodobnie zderzą się w sytuacji, gdy Proposition 8 nie zostanie przez Sąd Najwyższy podtrzymana. Mianowicie chodzi o to, czy księża, rabini i pastorzy będą musieli zapewnić religijne poradnictwo małżeńskie dla par tej samej płci?; czy religijne uczelnie będą musiały zapewniać zakwaterowanie studentom mającym „ślub” z osobą tej samej płci?; czy kościoły, zbory i synagogi będą zmuszane do zatrudniania pracowników pozostającym w „związku małżeńskim” z osobą tej samej płci, nawet jeśli tacy pracownicy będą stale i publicznie sprzeniewierzać się zasadom religijnym, które winni promować?; i wreszcie, czy prowadzone przez wspólnoty religijne instytucje będą zmuszane do oddawania dzieci do adopcji „parom” tej samej płci?

 

Ale z podobnymi problemami mogą zderzyć się także prowadzone przez ludzi wierzących instytucje świeckie. A że nie są to obawy bezpodstawne, najlepiej świadczą problemy chrześcijańskich pracodawców, którzy na podstawie przepisów narzuconej przez prezydenta Barracka Obamę ustawy zdrowotnej muszą finansować w ramach ubezpieczenia zdrowotnego środki antykoncepcyjne oraz pigułki poronne.

Marc Stern nie ma wątpliwości, że w praktyce będzie to oznaczało zmuszanie rabinów, pastorów i kapłanów do wyrzeczenia się wyznawanych przez nich wartości doktrynalnych i bezwzględne łamanie ich sumień w imię gwarantowanej przez Konstytucję równej ochrony prawnej. Z punktu widzenia ludzi wierzących będzie to zuchwała próba zamachu na to, co dla nich jest najcenniejsze.

 

Krzysztof Warecki, Christian Post

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie