W ostatnich tygodniach wybuchły masowe protesty w Libanie, Hiszpanii, Chile, Ekwadorze i Boliwii. Od wielu miesięcy demonstrują mieszkańcy Hongkongu i Wenezueli. Burzą się obywatele Egiptu oraz Algierii. Mimo że wszystkie te protesty są różne – z odrębnymi przyczynami, metodami i celami – istnieją pewne wspólne kwestie, które je łączą – sugeruje brytyjska stacja BBC.
BBC podaje, że choć niektóre z wymienionych krajów dzielą od siebie tysiące kilometrów, to protesty w nich rozpoczęły się z podobnych powodów. Brytyjskie medium uważa, że jedną ze wspólnych przyczyn wybuchu niepokojów jest nierówność. Wielu protestujących to ludzie, którzy od dawna czują się odcięci od bogactwa swojego kraju. W kilku przypadkach wzrost cen kluczowych usług okazał się ostateczną przyczyną wszczęcia demonstracji.
Wesprzyj nas już teraz!
I tak protesty w Ekwadorze rozpoczęły się w momencie, gdy tamtejszy rząd ogłosił, że wycofuje stosowane od dziesięcioleci dopłaty do paliwa w ramach cięć wydatków publicznych uzgodnionych z Międzynarodowym Funduszem Walutowym (MFW). Wskutek programów socjalnych kraj znacznie się zadłużył i podjął starania o pożyczki z MFW. Gwałtowny wzrost cen benzyny uderzył w szczególności w ludność tubylczą zajmującą się rolnictwem. Rdzenne grupy obawiały się drastycznego wzrostu kosztów transportu publicznego i żywności.
Protestujący zablokowali autostrady, zaatakowali parlament i starli się z siłami bezpieczeństwa domagając się zakończenia pakietu oszczędnościowego i przywrócenia dopłat do paliwa. Rząd ustąpił pod ich naciskiem po wielu dniach masowych demonstracji, które paraliżowały kraj.
Podwyżka cen transportu wywołała również zamieszki w Chile. Rząd tłumaczył, że ceny biletów musiały wzrosnąć ze względu na wyższe koszty energii i słabszą walutę.
Gdy w piątek wieczorem demonstranci starli się z siłami bezpieczeństwa, przedstawiano zdjęcie prezydenta Sebastiána Piñeira w ekskluzywnej włoskiej restauracji. Mówiono o przepaści między elitami politycznymi Chile a ludźmi na ulicach.
Chile jest jednym z najbogatszych krajów Ameryki Południowej, ale także jednym z największymi dysproporcjami rozwojowymi. Istnieje potężna przepaść między bardzo zamożnymi osobami a biednymi (największe dysproporcje pośród 36 krajów OECD).
Podobnie jak w Ekwadorze, rząd zawiesił podwyżkę opłat, próbując stłumić protesty, ale przybrały one gwałtowny obrót. – To nie jest zwykły protest przeciwko wzrostowi opłat za przejazdy metrem, to reakcja na wieloletni ucisk, który dotknął głównie najbiedniejszych – przekonywał jeden z demonstrujących studentów w rozmowie z agencją Reutera.
Liban z kolei doświadczył niepokojów w związku z planami opodatkowania połączeń WhatsApp, a także z powodu większych problemów gospodarczych, nierówności i korupcji.
Przy stale narastającym poziomie długu rząd stara się wprowadzić reformy gospodarcze, by zabezpieczyć duży pakiet pomocy od międzynarodowych instytucji. Wielu zwykłych ludzi twierdzi, że cierpi z powodu polityki gospodarczej kraju i niewłaściwego zarządzania przez rząd.
– Nie jesteśmy tu jedynie z powodu WhatsAppa. Jesteśmy tutaj z powodu wielu innych rzeczy: wzrostu kosztów paliwa, jedzenia, nade wszystko chleba – mówił jeden z mężczyzn w Bejrucie.
W Libanie demonstranci przekonują, że chociaż cierpią z powodu kryzysu gospodarczego, przywódcy kraju wykorzystują swoją pozycję, aby się wzbogacić. – Widziałem wiele rzeczy, ale nigdy nie widziałem tak skorumpowanego rządu jak w Libanie – uważa 50-letni Rabab.
W poniedziałek rząd zatwierdził pakiet reform, w tym obniżenie pensji polityków w celu stłumienia niepokojów.
Mieszkańcy Iraku demonstrują z powodu systemu politycznego, który, jak mówią, zawiódł ich. Jednym z głównych punktów spornych jest sposób mianowania przez rząd ministrów na podstawie kwot sekciarskich lub etnicznych, a nie zasług.
Protestujący uważają, że pozwoliło to liderom na nadużywanie funduszy publicznych w celu nagradzania siebie i swoich wyznawców, przy bardzo niewielkiej korzyści dla większości obywateli. Iraccy demonstranci uważają, że ich system polityczny bardzo sprzyja korupcji.
Protesty miały również miejsce w Egipcie, wywołane we wrześniu telefonem Mohameda Alego, egipskiego biznesmena żyjącego na wygnaniu w Hiszpanii, który oskarżył prezydenta Abdela Fattaha al-Sisi i wojsko o korupcję.
Jego zarzuty odnośnie do złego zarządzania funduszami, odbiły się echem wśród wielu Egipcjan, którzy coraz bardziej są zmęczeni środkami oszczędnościowymi wprowadzonymi przez rząd, który wystarał się o pożyczki z MFW i pomoc Banku Światowego. Jednym z warunków było m.in. podjęcie działań, zmierzających do ograniczenia przyrostu naturalnego.
W Hongkongu protestujący również wyrażali niechęć wobec systemu politycznego. Początkowo niewielkie demonstracje latem tego roku przerodziły się w wielkie protesty z powodu projektu ustawy o ekstradycji, który w określonych okolicznościach pozwalałby na ekstradycję podejrzanych o przestępstwa do Chin kontynentalnych. Hongkong jest częścią Chin, ale jego mieszkańcy cieszą się specjalnymi swobodami i istnieje głębokie poczucie strachu, że Pekin chce przejąć większą kontrolę nad wyspą.
Podobnie jak inni demonstranci w Chile i Libanie, masowa akcja w Hongkongu doprowadziła do wycofania kontrowersyjnego ustawodawstwa, ale same protesty wciąż się utrzymują. Demonstranci chcą całkowitego powszechnego prawa wyborczego, niezależnego dochodzenia w sprawie domniemanej brutalności policji i amnestii aresztowanych demonstrantów. Ich taktyka zainspirowała działaczy politycznych w połowie świata.
Setki tysięcy ludzi zgromadziły się także w Barcelonie, by wyrazić gniew z powodu uwięzienia katalońskich separatystycznych przywódców. Separatyści zostali skazani 14 października za wywrotowy udział w referendum zakazanym przez sądy hiszpańskie w 2017 r., a następnie za ogłoszenie niepodległości.
Niedługo po wydaniu wyroku, ludzie w Barcelonie otrzymali zaszyfrowaną wiadomość z informacją, że powinni udać się na lotnisko El Prat w Barcelonie, naśladując taktykę stosowaną przez protestujących w Hongkongu.
Jak podają lokalne media, w drodze na lotnisko grupa młodych ludzi krzyczała: „Jedziemy do Hongkongu”.
Katalońscy demonstranci rozpowszechniali również infografiki wykonane w Hongkongu, które szczegółowo instruowały, w jaki sposób demonstranci mogą chronić się przed policyjną armatką wodną i gazem łzawiącym. – Teraz ludzie muszą być na ulicach, wszystkie bunty zaczynają się tam. Spójrz na Hongkong – mówił agencji AFP jeden z uczestników demonstracji w Barcelonie.
Według BBC, wiele protestów, o których słyszymy, było związanych ze środowiskiem i zmianami klimatu. Demonstracje klimatyczne miały miejsce w takich krajach, jak: USA, Wielka Brytania, Niemcy, Hiszpania, Austria, Francja i Nowa Zelandia. Jego uczestnicy paraliżowali ruchliwe centra miast.
– Nie mamy wyboru, musimy się buntować, dopóki nasz rząd nie ogłosi zagrożenia klimatycznego i ekologicznego, i nie podejmie działań niezbędnych do ocalenia nas – mówiła jedna z australijskich działaczek Jane Morton.
Młodzi ludzie na całym świecie również biorą udział w cotygodniowych strajkach szkolnych, do których namawia 16-letnia Szwedka Greta Thunberg. Miliony w zeszłym miesiącu przyłączyły się do globalnego strajku klimatycznego dzieci, począwszy od garstki demonstrantów na wyspach Pacyfiku po masowe wiece w miastach takich, jak: Melbourne, Mumbaj, Berlin i Nowy Jork.
Jednak najczęstszą przyczyną demonstracji są podwyżki cen. Dopłaty do cen ropy naftowej były również głównym elementem protestów na Haiti. Mieszkańcy Ugandy demonstrowali przeciwko nowemu podatkowi od mediów społecznościowych. W Sudanie poważne protesty wywołały cięcia dotacji do żywności i paliw.
Trend jest taki, że wzrosty cen są mocno oprotestowywane, a internet pomaga ludziom szybko zorganizować się przeciwko takim zmianom. Co ciekawe, protesty pracowników wydają się tracić na znaczeniu, a zyskują demonstracje konsumentów.
Jednym z pierwotnych żądań demonstrantów „gilets jaunes” we Francji było domaganie się bezpłatnego parkowania w Disneylandzie w Paryżu. W przyszłości zmiany cen mogą być znacznie trudniejsze do osiągnięcia politycznie. Nowym trendem nie jest centralne planowane ani reformy rynkowe, lecz raczej zamrażanie cen, zwłaszcza gdy te są ustalane w sferze politycznej.
Źródło: bbc.com, marginalevolution.com
AS