25 listopada 2013

Historia pewnej rekonstrukcji…

(Fot. sxc.hu)

W gabinecie premiera Ronalda Taska przez ostatnie siedem lat jego rządów życie płynęło nadzwyczaj spokojnie. Mówiąc wprost: nie działo się nic. Aż tu pewnego jesiennego wieczora zadzwonił telefon…

 

A trzeba wiedzieć, że telefon w gabinecie dzwonił niezwykle rzadko, więc premier, który ucinał sobie właśnie kilkugodzinną drzemkę na zapleczu gabinetu, wyskoczył z łóżka jak poparzony. Zdejmując z oczu śpioszki poczłapał do swojego biurka i z pewnym wahaniem spojrzał na dzwoniący telefon. „A jak to z Brukseli?” – myśl przebiegła mu przez głową rażąc go niczym impuls elektryczny. „Trzeba będzie coś negocjować, zajmować jakieś stanowisko…” – dręczył się wpatrując w piszczący aparat telefoniczny. W końcu nabrał powietrza i podniósł słuchawkę.

Wesprzyj nas już teraz!

Task: Hello, I’m friend. How are you?

Głos w słuchawce: Eee… tu szef CBA, Paweł Wojtalik. Czy rozmawiam z premierem?

Task zawahał się. „Dlaczego on do mnie dzwoni? Zawsze mówiłem, żeby ci z służb trzymali się ode mnie z daleka. Może zasyczę, zaszumię i powiem, że zakłócenia i w końcu odłożę słuchawkę” – w duchu uśmiechnął się nawet do siebie, wyobrażając sobie minę Wojtalika, gdyby wyciął mu taki numer. W końcu jednak zdecydował.

Task: Tak, to ja. Myślałem, że to z Brukseli, czekam na ważny telefon więc mów szybko.

Premier skłamał gładko, bo na żaden telefon nie czekał od siedmiu lat, czyli od początku swojej kadencji. To znaczy raz, dwa lata temu odbierał komórkę z gratulacjami po wygranych wyborach, ale to było klasyczne small talk.

Wojtalik: Szefie, jest sprawa. Jutro robimy wielkie zatrzymania w związku z aferami przetargowymi. Niestety zatrzymania dotyczą urzędników w Pana rządzie.

„Prowokacja?” – Taska zmroziło. Tylko tego mu brakowało.

Task: Zwariowałeś?! Nie przez telefon, jeszcze nas CBA podsłucha.

Wojtalik: Szefie, ale to ja jestem CBA.

Task: Acha, no tak. W porządku. Zatrzymania mówisz… Jakiś minister?

Wojtalik: Nie, urzędnicy. Ale afera gruba. W grę wchodzi kupa kasy i sporo zatrzymań.

Task: Dobra, dzięki za info. Wymyślę coś. A za Kaczora kiedy się weźmiecie? Musicie tak po swoich tylko grzebać?

Wojtalik: Przecież szef mówił, że trzeba się uwiarygodniać, że nie możemy od razu za opozycję…

Task: Dobra, dobra, ale nie podejrzewałem cię o taką gorliwość. Wiesz, że u mnie na nadgorliwości długo nie zajedziesz, he, he. Weź się za konkretną robotę. No, trzymaj się.

Premier poczuł ulgę, gdy odłożył słuchawkę. Ale tylko na chwilę, bo zaraz zaczęło mu się robić na przemian zimno i gorąco. „Przecież taka akcja rozwali mi cały rząd” – wpadł niemal w panikę. W końcu nabrał głębokiego oddechu, przebrał się z pidżamy w elegancki, ciemnogranatowy garnitur, przyczesał włosy co do których bujności można by mieć spore zastrzeżenia i nacisnął guzik by się połączyć z sekretarką. W takich chwilach wiedział, że może liczyć tylko na nich dwóch. Sztab kryzysowy. Rzecznik rządu, Paweł Wraś i nadworny spec od PR-u, Igor Ostaszewski. Stawili się nadzwyczaj szybko, mimo tego, że była już godzina 19:00, a przecież wtedy nikt normalny w rządzie już nie pracuje. A kto jest nienormalny, ten jest z rządu natychmiast usuwany ergo o tej godzinie budynki ministerstw zioną pustkami.

Zadowolony z ich szybkiej reakcji Task wyjaśnił zgrabnie współpracownikom co się jutro wydarzy. Użył przy tym kilku klasycznych zwrotów jak „grunt wali nam się pod nogami”, „sytuacja zagraża stabilizacji rządu” czy, bardziej rozpaczliwie, „wymyślcie coś, bo nas wywalą z roboty, przyjdzie Kaczor i wyśle nas na długie wakacje do sanatorium”. Ten ostatni argument sprawił, że na czole Wrasia pojawił się perlisty pot, zaś Ostaszewski poluzował nerwowo krawat.

Wraś: Musimy coś wymyśleć.

Task: Co ty nie powiesz? Masz jeszcze jakieś twórcze konstatacje?

Wraś: Konsta… co?

Ostaszewski: Nie ważne. Nie możemy działać pod wpływem emocji. Mam pewien pomysł!

Za to właśnie Task lubił Ostaszewskiego i za to też, co oczywiste, mu płacił. Kiedy w rządzie działo się coś niepokojącego, kiedy słupki leciały na łeb na szyję Ostaszewski wpadał na pomysł. Ostatnio co prawda jego zaangażowanie trochę zmalało, bo pisał jakąś głupią książkę o żywych trupach Żydów, ale na dziwactwa warto czasem przymknąć oko, dla takich chwil jak ta. Dla chwil, gdy Ostaszewski miał pomysł.

Task: Mów.

Ostaszewski: Musimy zrobić rekonstrukcję.

Wraś: Reko… co?

Ostaszewski: Rekonstrukcję, czyli przeprowadzić zmiany…

Task: Daj spokój, później mu wytłumaczymy. On jest od ułożenia przekazu dnia, by wiedział co ma mówić w telewizji i co mają powtarzać po nim ci goście w Sejmie, którzy jakimś cudem zostali naszymi posłami. Wyjaśnij lepiej, co za pomysł z tą rekonstrukcją? To nie jest, delikatnie mówiąc, zbyt rozsądne. Musiałbym się przyznać do błędów, a przecież ustalaliśmy coś siedem lat temu – mam być gościem od sukcesów.

Ostaszewski: Niby tak, ale kto tu mówi o przyznawaniu się do błędów. Sondaże są dla nas mniej korzystne, ludzie potrzebują nowych, ładnych twarzy żeby myśleli, że coś się dzieje. A ci, których wywalisz będą mówić, że takie jest życie, że trochę byli zmęczeni, a ty jesteś super i wszystko zawsze ci się udaje.

Task: To nawet nie takie głupie Igor. Dobra mów kogo wymieniamy.

Ostaszewski: No, niech pomyślę. Sport to na bank musimy zmienić, bo Joanna Pszczoła pokazała, że się nie zna i ludzie jej nie lubią.

Task: To kogo za nią? Może ten, co tak agresywnie wypowiadał się przed kamerami o tym głupku Guwinie, ten… jak mu tam… Miernat! Właśnie. Może on? Uczył wuefu, czymś tam kiedyś kierował, chyba da radę?

Ostaszewski: Ok. Wymieniłbym też szefa tego całego ministerstwa administracji i cyfryzacji. I tu mam kandydaturę prosto z europarlamentu, niejaki Czaskowski.

Task: Zwariowałeś? On się może na tym znać!

Ostaszewski: Spokojnie, zna się, ale na integracji europejskiej. Żadnej szkody nam nie zrobi.

Task: No dobra, niech ci będzie. Wymienię też ministra od środowiska, bo to taki bzdurny resort, że pies z kulawą nogą się tym nie zainteresuje. Kurcze, taka rekonstrukcja to fajna zabawa! Masz jeszcze jakieś pomysły Igor?

Ostaszewski: Ja bym zmienił minister edukacji. Nie ukrywajmy, nie udała się nam. I przy okazji, jednym rzutem sprzątnąłbym też szefową od szkolnictwa wyższego.

Task: No powiem ci, ostro. Na szkolnictwie wyższym to ja się nie znam, studia skończyłem dawno, he, he, he. Zatrudnimy jakiegoś profesora, bo to ładnie zawsze wygląda i po zabawie.

Ostaszewski: Nie do końca. Poszedłbym jeszcze dalej i zmieniłbym… ministra finansów Jacka Vincenta.

Task: Czyś ty zgłupiał?! Przecież on nam robi świetna robotę! Fajnie kombinuje z tymi długami, żeby nam to jakoś wyszło w miarę dobrze, pogonił kryzys, tu przesunie, tam zabierze, tym nałoży podatek… on jest super! Gdzie ja znajdę lepszego gościa?

Ostaszewski: Niby tak, ale z drugiej strony mam badania, które wskazują, że ludzie go średnio lubią…

Task: A to inna rozmowa. Myślałem, że ty tak niezobowiązująco, ale jak masz badania, to co innego. To dużo wyjaśnia. Ale kogo mamy za niego?

Ostaszewski: On ostatnio bardzo chwalił jakiegoś… Mateusza Myszkę.

Task: Myszkę? Żarty sobie stroisz?

Ostaszewski: Podobno dobry. Będzie cię słuchał we wszystkim, jak Vincent.

Task: No dobra. Ale gościa z takim nazwiskiem nie zrobię wicepremierem. Na to mnie nie namówisz. Trzeba by kogoś innego dać na tę funkcję… Czekaj, czekaj Igor. Mam w rządzie taką babkę, całkiem elegancką. Pamiętam, że ona w ostatniej kampanii wyborczej tak ładnie się wypowiadała, w sensie, że kompetentnie… jak ona…

Ostaszewski: A z jakiego ministerstwa?

Task: Pytasz, jakbym miał znać wszystkie te resorty. Ale coś ma z regionem wspólnego. Siedzi tak zawsze po prawej stronie na posiedzeniach rządu, blondynka taka… B… Bia…

Ostaszewski: Aaa, Biańkowska! Super. Strzał w dziesiątkę panie premierze. Ach, masz ten geniusz i słuch społeczny.

Task: Wiem, ale dzięki. Dobra, no to wszystko załatwione. Robimy rekonstrukcję i przykrywamy aferę w mediach. Wraś, coś tam przygotował na przekaz dnia?

Wraś: Rząd kompetentny, ale potrzebował nowej energii. Dobrzy zastąpili dobrych, a wierzę głęboko, że ci będą jeszcze lepsi.

Task: Dobre. Spisaliście się chłopaki. A teraz dajcie mi odpocząć, strasznie się dzisiaj napracowałem. Mózg mi wysiada.

 

Sztab kryzysowy opuścił gabinet premiera, a ten zacierając ręce odkrył, że zrobił się strasznie śpiący. W dodatku za kilka minut rozpoczyna się mecz Ligi Mistrzów. Otworzył więc piwo, paczkę chipsów i ułożył się wygodnie na kanapie. Już sięgał po pilot od telewizora, gdy przypomniał sobie o jednej ważnej rzeczy. Zapomniał wyłączyć telefonu. Na szczęście w porę się zorientował…

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie