4 lipca 2012

Haratnęliśmy w gałę. I co dalej?…

(fot.Teodor Ryszkus/FORUM )

Sportowa klapa, jaką zakończyły się dla Polaków piłkarskie mistrzostwa Europy, to zaledwie pospolita czkawka przy konsekwencjach ekonomicznych i społecznych, wiążących się z tym niezwykle kosztownym show.

 

Wstępne szacunki mówią o blisko 100 miliardach złotych wydanych przez Polskę na organizację mistrzostw. Miasta, w których odbywały się mecze, zadłużyły się bardziej, niż wynosi limit określony przez ustawę o finansach publicznych – 60 procent w stosunku do kwoty rocznego budżetu. Dług Poznania przekroczył tę poprzeczkę o 12 procent, zaś Gdańska i Wrocławia – po 5 proc.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wzniesienie samych tylko stadionów w Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu i Gdańsku pochłonęło 4 miliardy złotych. Związane z turniejem budowa i remonty infrastruktury miejskiej kosztowały w Poznaniu 12 miliardów, zaś w stolicy – 17 mld. Co dla nas oznaczają inwestycje ponad stan? Podwyżki podatków i ostre cięcia wydatków inwestycyjnych już w niedalekiej przyszłości. Miasta zyskały efektowne, medialne ­wizytówki (stadiony, odnowione dworce, lotniska czy linie komunikacyjne), porównywane do wiosek potiomkinowskich, bo wzniesione ogromnym kosztem, przesłaniać mają ogromne braki w finansowaniu służby zdrowia, policji, wojska czy szkół. Dochodzą wydatki na bieżące utrzymanie stadionów (łącznie około stu milionów rocznie). Już dziś wiadomo, iż zapewnienie im rentowności będzie wyjątkowo karkołomnym zadaniem.

 

Polski podatnik dołoży do każdego biletu 11–13,5 tys. złotych, przy uwzględnieniu tylko kosztów budowy stadionów. Gdyby liczyć wszystkie inwestycje realizowane pod hasłem „Euro”, dopłata wynosiłaby blisko 250 tys. – powiedział Marek Łangalis, autor raportu Instytutu Globalizacji na temat imprezy. Nie pozostawia on suchej nitki („liczby wzięte z sufitu”, „myślenie życzeniowe”) na szacunkach Ministerstwa Sportu i Turystyki, według którego organizacja mistrzostw wiąże się z dodatkowymi wpływami do naszej gospodarki w wysokości 115 miliardów złotych. W rzeczywistości, zdaniem IG, Polska zyskać ma maksymalnie 1 miliard złotych, co przy poniesionych wydatkach oznacza potężny debet.

Przełykanie żaby pod nazwą Euro 2012 – zadanie rozłożone na wiele lat – będzie tym trudniejsze, że prawdziwym gospodarzem turnieju, a zarazem beneficjentem wymiernych, olbrzymich zysków finansowych z imprezy, jest Europejska Federacja Piłkarska (UEFA), zwolniona nawet z obowiązujących w Polsce podatków (sic!). Nasz kraj miał „tylko” zapewnić infrastrukturę, stadiony, bazę hotelową, połączenia komunikacyjne dla wielotysięcznej rzeszy kibiców. Liczyło się, by za wszelką cenę zdążyć na czas, co w wyniku potężnych opóźnień w regulowaniu należności za rozmaite prace budowlane przyniosło długi oraz bankructwo wielu, zwłaszcza małym i średnim firmom, podwykonawcom budów. Lista wierzycieli tylko jednego generalnego wykonawcy, upadłej firmy Dolnośląskie Surowce Skalne, urosła do ponad ośmiuset firm, a kalkulator jej długów wskazał około 800 milionów złotych. A chodzi zaledwie o 20-kilometrowy odcinek drogi pod Żyrardowem, ten sam, który z powodu zalegania z wypłatami należności opuścił swego czasu chiński Covec. Kolejne kilkadziesiąt firm, faktycznych budowniczych drogi pomiędzy lotniskiem a stadionem, czeka na uregulowanie blisko 50 milionów złotych przez spółkę miejską Gdańskie Inwestycje Komunalne oraz Hydrobudowę. Takich przykładów jest więcej.

 

 

Empatia Tuska i Gronkiewicz‑Waltz

Polska długo będzie ponosić konsekwencje kosztownych igrzysk, za to zyskała na imprezie wizerunkowo – jako atrakcyjny turystycznie kraj gościnnych ludzi. Poprzedzająca turniej międzynarodowa kampania propagandowa, mająca ukazać nas jako ksenofobów i rasistów spełzła na niczym – bez przeszkód bawili się u nas różnokolorowi kibice Holandii, Francji, Portugalii. Angielscy fani, przekonawszy się, jak naprawdę nad Wisłą przyjmuje się przybyszów, spektakularnie wyśmiali czarnoskórego ekspiłkarza, który w emitowanym przez BBC filmie na temat Polski i Ukrainy ostrzegał ich, że z mistrzostw „powrócą w trumnach”. Uchodząca niegdyś za wzór bezstronności brytyjska telewizja znalazła (wśród mieszkających nad Wisłą lewaków) użytecznych rozmówców, ukazujących występujący w każdym kraju rasistowski margines jako „polską normę”. Twórcy filmu pominęli jednak wypowiedzi nieprzystające do tej tezy, m.in. oficera policji i jednego z mainstreamowych dziennikarzy. Portal Rebelya.pl zacytował na przykład, za internetowym wydaniem tygodnika „The Economist”, list Jonathana Orsteina, dyrektora Centrum Społeczności Żydowskiej w Krakowie. Napisał on, że z całej jego około godzinnej wypowiedzi autorzy filmu wybrali tylko krytyczne wobec Polski wyjątki, zupełnie pomijając wszelkie pozytywy. Jestem głęboko wstrząśnięty tą nieetyczną formą dziennikarstwa – stwierdził Orstein. Zaproponował on dziennikarzom, by spytali o rzekomy antysemityzm grających w polskim klubie piłkarzy z Izraela. W odpowiedzi usłyszał, że to „nie pasowałoby do historii”.

 

Tekst jest fragmentem artykułu Romana Motoły, opublikowanego w 27 nr. dwumiesięcznika „Polonia Christiana”. Magazyn będzie dostępny od najblizszego weekendu w kioskach, dobrych salonach prasowych oraz na stronach ksiegarnia.piotrskarga.pl i epch.poloniachristiana.pl.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie