24 października 2016

Pogoń za Żubrydem

(ot. Lukasz Dejnarowicz / FORUM)

Antoni Żubryd przeżył zaledwie 28 lat, ale jego burzliwą biografią dałoby się obdzielić wiele osób. W PRL  przez dziesięciolecia jego nazwisko było synonimem „watażki” i „reakcyjnego bandyty”. Skwapliwie przemilczano fakt, że przyszły wróg ustroju komunistycznego wpierw pracował jako agent sowieckiego wywiadu, a następnie wysoki rangą funkcjonariusz UB.

 

Pierwsze kroki

Wesprzyj nas już teraz!

Pochodził z Sanoka, od wczesnej młodości swe życie związał z wojskiem. Już jako 15-latek rozpoczął naukę w Szkole Podoficerów Piechoty dla Małoletnich w Śremie. Po jej ukończeniu uzyskał przydział do 40. Pułku Piechoty „Dzieci Lwowskich”.


We wrześniu 1939 roku plutonowy Żubryd wyruszył na wojnę. Bronił przed Niemcami Warszawy, za męstwo okazane w walce otrzymał Krzyż Walecznych oraz awans do stopnia sierżanta. Po zwolnieniu z obozu jenieckiego powrócił w rodzinne strony. Próbował utrzymać się z handlu. W październiku 1940 roku poślubił Janinę Praczyńską, młodszą o trzy lata mieszkankę Sanoka. Rok po ślubie przyszedł na świat ich syn, Janusz.

 

Przyjaciel wciągnął Żubrydów w prace jaczejki sowieckiego wywiadu, zbierającej informacje o wojskach niemieckich stacjonujących na ziemi sanockiej. Po jakimś czasie na trop Żubrydów wpadło gestapo. Oboje ratowali się ucieczką za graniczny kordon, do zaboru sowieckiego. Postawieni przed obliczem „razwiedki”, odmówili dalszej współpracy. Aresztowano ich, ale rychły wybuch wojny niemiecko-sowieckiej (1941) przywrócił im wolność. Wykorzystując zamęt, oboje zbiegli i powrócili do Sanoka.

 

Nie był to koniec ich epopei. Już wkrótce Antoni Żubryd został aresztowany, tym razem przez Niemców, którzy zdobyli materiały dokumentujące działalność sanockiej siatki szpiegowskiej. Śledztwo trwało dwa lata, po jego zakończeniu dawny agent usłyszał wyrok – karę śmierci. Życie uratowała mu kolejna ucieczka. Do końca okupacji ukrywał się przed Niemcami, prawdopodobnie utrzymując kontakty z podziemną Armią Krajową.

 

Wallenrod czy Szaweł?

Latem 1944 roku, po przejściu frontu, Żubryd zgłosił się do władz komunistycznych, deklarując chęć podjęcia pracy w aparacie bezpieczeństwa.


Istotnie, w lutym 1945 roku Antoni Żubryd rozpoczął służbę w sanockim UB jako oficer śledczy w stopniu podporucznika. Następnie otrzymał nominację na zastępcę szefa tamtejszego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Czym się kierował? Czy była to próba odnalezienia się w nowej rzeczywistości? Czy też, jak chcą inni, był „wtyczką” podziemia?

Problem był o wiele szerszy, nie ograniczał się tylko do osoby wiceszefa sanockiego UB. W pierwszych miesiącach rządów komunistycznych pokaźna liczba osób, którym nie sposób było odmówić patriotyzmu, znalazła się w szeregach „ludowego” wojska, milicji, a nawet bezpieki. Wielu nie wyrzekło się swych ideałów. Tylko w okresie od czerwca do sierpnia 1945 roku aresztowano za współpracę z podziemiem 265 funkcjonariuszy UB, dalszych 365 zwolniono ze służby za „niesłuszne” poglądy, zaś 176 zdezerterowało do partyzantki. Z drugiej strony trafiały się również osoby o pięknej przeszłości, które teraz wiernie służyły komunistom, wykonując bez szemrania najbardziej odrażające rozkazy.

Jak zachowywał się Żubryd jako ubecki śledczy? Istnieją relacje, że ostrzegał ludzi przed aresztowaniami, że podczas przesłuchań symulował bicie zatrzymanych. Już po czterech miesiącach służby, 8 czerwca 1945 roku, Antoni zdezerterował, przy okazji uwalniając dziesięciu więźniów podejrzanych o przynależność do AK. Niemal natychmiast stanął na czele oddziału partyzanckiego, obierając pseudonim „Zuch”.


Historycy gubią się w domysłach, czy ucieczka Żubryda była zwieńczeniem jego sekretnych działań na rzecz podziemia, czy też aktem zerwania z przeszłością, prawdziwym nawróceniem Szawła, który odzyskał właściwą ocenę sytuacji. Niezależnie od jego motywów, były wiceszef PUBP dokonał wyboru, który zaważył na jego losach. Jako posłusznego ubeka czekałaby go kariera w „Polsce Ludowej”, zaś w III RP dożywałby w dostatku swych dni. Tymczasem on, wypowiadając otwartą wojnę komunistom, wkroczył na ścieżkę bez powrotu.

 

Batalion „Zuch”

Żubryd nawiązał kontakty z podziemiem poakowskim, następnie z przedstawicielami konspiracyjnego Stronnictwa Narodowego.


Ostatecznie podporządkował się Narodowym Siłom Zbrojnym, a jego oddział przyjął nazwę Samodzielny Batalion Operacyjny NSZ „Zuch”. Narodowcy zatwierdzili Żubrydowi stopień porucznika, potem został awansowany do stopnia kapitana (zdaniem niektórych nawet majora).

 

Szeregi Batalionu rosły. Garnęli się doń byli żołnierze konspiracyjnych struktur, nie brakowało też dezerterów z komunistycznych służb mundurowych. Już w grudniu „Zuch” miał pod rozkazami ponad dwie setki partyzantów. Operował na terenie powiatów sanockiego, brzozowskiego i leskiego. W trakcie półtorarocznej działalności Batalion przeprowadził około 200 akcji.

 

Żubryd jak wielu dowódców partyzanckich tamtego okresu starał się kierować ostrze swego działania w „czerwony” aparat represji, długo unikając starć z oddziałami „ludowego” Wojska Polskiego. Co ciekawe, udało mu się nawiązać przyjazne relacje z żołnierzami 34. „Budziszyńskiego” Pułku Piechoty LWP. Ci ostatni zaopatrywali partyzantów w broń i amunicję, prowadzili współpracę wywiadowczą, a zdarzały się nawet wspólne akcje bojowe przeciw UPA. Jednak władze komunistyczne coraz intensywniej angażowały wojsko do operacji przeciwpowstańczych. W tej sytuacji nie dało się uniknąć bratobójczych starć.

 

Oddział Żubryda konsekwentnie przeciwstawiał się bojówkom UPA terroryzującym Polaków, zwalczał także bandytyzm pospolity (działalność kryminalistów była wielce uciążliwa dla miejscowej ludności, a służyła też czerwonym propagandystom, którzy obarczali podziemie odpowiedzialnością za wyczyny zwykłych rzezimieszków).

 

Bez litości

Walka stawała się coraz brutalniejsza. 24 maja 1946 roku podczas publicznej egzekucji na stadionie piłkarskim „Wierchy” w Sanoku komuniści powiesili dwóch partyzantów – Władysława Skwarca i Władysława Kudlika.


4 czerwca na sanockim rynku zawisł na szubienicy kolejny żubrydowiec, chorąży Henryk Książek. Egzekucje miały charakter pokazowy, spędzono na nie setki uczniów i nauczycieli sanockich szkół. Ubowcy wygłaszali do nich triumfalne przemowy, zapowiadając, że „tak skończą wszyscy, którzy podniosą rękę na władzę ludową”.


Pętla wokół Batalionu zaciskała się. Jego liczebność topniała. Większy oddział nie był w stanie wyżywić się ani wymykać kolejnym obławom. Komuniści sięgnęli również po metodę infiltracji. W szeregi żubrydowców wprowadzono szereg agentów UB i Informacji Wojskowej, podających się za dezerterów. Ci w sprzyjających okolicznościach mordowali partyzantów albo naprowadzali na nich oddziały pościgowe.

 

Represjonowano także rodziny „leśnych”. Syn Żubrydów, Janusz, zasłynął jako „najmłodszy więzień polityczny Polski Ludowej”. Pierwszy raz aresztowano go, gdy miał niespełna 4 lata, zaraz po dezercji ojca z UB (został zwolniony, gdy „Zuch” zagroził działaniami odwetowymi). Następnie od kwietnia do listopada 1946 roku był przetrzymywany w więzieniu na Zamku Rzeszowskim.

 

Przyjaciele namawiali „Zucha” do przerwania walki i do ucieczki za granicę. Długo odmawiał argumentując, że trudno będzie walczyć za Polskę na obczyźnie, że trzeba to robić tu, na miejscu.

 

Judasz

„Zuch” nie wiedział, że w jego najbliższym otoczeniu czaił się zdrajca.


Jerzy Vaulin „Mar” w czasie okupacji niemieckiej służył w AK, był żołnierzem rzeszowskiego Kedywu. Po wojnie podjął studia na Politechnice Wrocławskiej. Aresztowany w czerwcu 1946 roku, został zwerbowany do współpracy z UB i skierowany w Bieszczady. Jego zadaniem było unieszkodliwienie samego „Zucha”.

 

Agent szybko dotarł do oddziału Żubryda i sprytnie wkradł się w łaski dowódcy, który obdarzył go pełnym zaufaniem. Zdrajca stąpał po cienkim lodzie, dlatego czekał pierwszej okazji do zrealizowania powierzonego mu zadania.

24 października 1946 roku wieczorem Żubryd, jego żona oraz Jerzy Vaulin zatrzymali się u znajomego gospodarza w Malinówce (powiat brzozowski, gm. Haczów).  Obaj mężczyźni opuścili następnie kwaterę, aby rozejrzeć się po okolicy.

Zapadły ciemności. Janina Żubryd zaczęła niepokoić się nieobecnością męża. Od sześciu lat była mu towarzyszką w najbardziej niebezpiecznych przedsięwzięciach. Teraz zamartwiała się jeszcze losem syna, który dwa dni wcześniej, w więziennej celi, obchodził swe piąte urodziny. Pod sercem nosiła drugie dziecko – była w ósmym miesiącu ciąży.

Nagle na progu chaty stanął Jerzy Vaulin. Niespokojnie wypytywał kobietę oraz gospodarza, czy nie słyszeli nic podejrzanego. Jak wyjaśnił, w okolicy stacjonowało wojsko. Polecił Janinie zabrać wszystkie rzeczy i udać się do lasu, gdzie – jak wyjaśnił – czekał na nią mąż. Wkrótce oboje skrył mrok…

 

Pogoda dla zbrodniarzy

Nazajutrz w lesie obok Malinówki znaleziono zwłoki dwojga osób. Antoni i Janina Żubrydowie zginęli od strzałów w tył głowy.


Polowanie na żołnierzy Batalionu trwało, również i na tych, którzy zaniechali aktywności zbrojnej. Jako ostatni stanął przed sądem Tadeusz Lipski „Puchacz”, aresztowany w 1964 (!) roku i skazany na 12 lat więzienia. Inwigilacja i szykany wobec byłych partyzantów oraz ich rodzin trwały do końca epoki PRL.

 

Jerzy Vaulin, winny zamordowania małżeństwa Żubrydów oraz ich nienarodzonego dziecka, zrobił karierę jako dziennikarz i filmowiec-dokumentalista. Gdy w latach 90. ujawniono jego drugą twarz, nie wypierał się odpowiedzialności. Udzielając wywiadów, szokował szczerością wyznań („nie czuję pokuty”, „lubię zabijać ludzi”). Wpakowanie kul w potylice dowódcy oraz jego ciężarnej żony tłumaczył bezczelnie… samoobroną.

 

Przeciw Vaulinowi wszczęto śledztwo, które toczyło się przez bite trzy lata ze ślamazarnością typową dla działań organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości III RP. Ostatecznie postępowanie umorzono, uznając zbrodnię za przedawnioną. Morderca zakończył żywot 11 marca 2015 roku, do końca bezkarny.

 

Niespełna miesiąc później zmarł oficer prowadzący Vaulina, Władysław Pożoga, w 1946 roku referent rzeszowskiego WUBP, potem zaś generał milicji, szef Służby Wywiadu i Kontrwywiadu MSW, wiceminister MSW. Pookrągłostołowi włodarze Trzeciej Rzeczypospolitej musieli być pełni uznania dla jego dokonań i  profesjonalizm, skoro aż do 1991 roku pozwolili mu reprezentować państwo polskie na stanowisku ambasadora RP w Bułgarii. Również i w jego przypadku elity polityczne nie były zainteresowane ściganiem dygnitarza UB.

 

 

Andrzej Solak

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie