9 czerwca 2015

Czerwiec, a wiec już za chwilę wakacje. To słowo – „wakacje” – bez względu na wiek i sposób życia kojarzymy wszyscy tak, jak uczniowie czy studenci. I choć urlopy wypadają niekoniecznie w czas tych wakacji, to wciąż lipiec i sierpień najłatwiej jest definiowany jako „czas bez szkoły”. Ale przecież szkoły, jako takiej, już nie ma, jak udowadniają – i nie bez racji – różni obserwatorzy globalnego oświatowego kombinatu. A jeżeli nie ma szkoły, to i nie ma wakacji…

 

Opatrzność spowodowała, że po bardzo długiej przerwie znów jestem nauczycielem. Prowadząc pozalekcyjne zajęcia teatralne w jednym z gimnazjów miasta Tarnowa mam okazję praktycznie weryfikować tezy mówiące o upadku współczesnego szkolnictwa i o postępującej „debilizacji” systemu oświatowego. Z jednej strony, faktycznie – nie jest dobrze. Z drugiej – apokaliptyczne narracje jakby pomijają wciąż pozytywny potencjał głównych aktorów tego dramatu, czyli uczniów i ich nauczycieli. Pomijają potencjał, a tym samym nie szukają recept mogących temu, co w ludziach dobre pomóc nie sczeznąć, tylko się rozwinąć. Oczywiście, wiem doskonale, że galopujący jak suchoty totalitaryzm przymusowego nauczania ma długą historię i równie licznych diabolicznych antenatów. Wiem, że system formatowania społeczeństwa jest potrzebny rządzącym; jest wręcz ich „być albo nie być”. I z każdym rokiem życia w tzw. rozwiniętej demokracji jest gorzej, bo każdy taki rok, każde kolejne wybory, to postępująca pauperyzacja stymulowana obietnicami na miarę coraz niższych instynktów potrzebnej politykom większości.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Teoretycznie system (państwo) już wygrał wojnę z rodzicami o ich dzieci. Zgodnie ze stworzonymi przez siebie prawami może dzieci odebrać mamie i tacie bardzo wcześnie; wrzucić w tryby maszyny oświatowej i wypuścić po latach, jako ludzi już obcych, a często i wrogich własnym rodzicom. Ale okazuje się, że nie jest możliwa pełna lobotomia społeczeństwa. „Wmontowana” w nas przez Stwórcę duchowość skutecznie – wcześniej czy później – przeciwstawia się edukacji opartej na materializmie, na priorytecie ludzkich zachcianek i fobii. Wystarczy wówczas jedno sumienie, wola nawet garstki ludzi, aby system się rozsypał i to bez względu na represje jakich użyje aby powstrzymać zmianę.

 

Pozostaje wówczas jedynie mieć nadzieję, że ci poszukujący absolutu znajdą drogę do prawdziwego Mistrza, a nie pobłądzą w gąszczu ezoterycznych ofert, fałszywych nawiedzeńców i modernistycznych eksperymentów. Odnalezienie Pana Boga i pojednanie się z nim (może nawet nawrócenie lub konwersja), to nie wszystko. Ten padół łez wymaga od nas także doczesnych wyborów i decyzji. A więc oprócz wychowania duchowego, nieodzownym jest „rymujące się” z nim wychowanie narodowe. Tego właśnie trzeba uczyć w domu, w szkole, w kościele.

 

Tymczasem te tradycyjne miejsca edukacji w zasadzie abdykowały z naturalnej dla nich funkcji. Nie da się bowiem uczyć, jeżeli się nie wychowuje. A wychowywać dzisiaj nie wolno. Wychowującą skutecznie od wieków relację pomiędzy nagrodą a karą oficjalnie zlikwidowano, motywując to kłamliwie „prawami człowieka” czy nienaruszalnością „godności ludzkiej”. Nie wolno więc ucznia skarcić; nie wolno źle oceniać, a przede wszystkim nie wolno „jednostki ludzkiej” straszyć piekłem. No i mamy w efekcie produkt człowiekopodobny, który staje na dwóch tylnych łapach, w przednie klaszcze i otwiera pysk oczekując łakoci.

 

Przykładów poszukiwania szkoły poza szkołą jest coraz więcej. Nauczanie domowe to może nie są okupacyjne tajne komplety, ale coś jest na rzeczy. Organizacje pozarządowe, czy nawet grupy towarzyskie powstające w mały lokalnych społecznościach, skutecznie „odczarowują” omnipotencję władzy i uczą w tym przypadku najważniejszego – niekoniunkturalnej miłości do Ojczyzny. Podobnie jest z coraz liczniejszym powrotem wierzących do Tradycji katolickiej, rozumianej nie tylko, jako uczestnictwo w Mszy św. trydenckiej, ale również jako autentyczny powrót do chrześcijańskiej ortodoksji. Perspektywa łączenia tych energii nie jest już tylko przysłowiowym „pobożnym życzeniem”, ale w trakcie ostatnich wyborów prezydenckich stała się politycznym faktem w kampanii Grzegorza Brauna. Możliwość „policzenia się” zawsze dodawała siły, a ekspozycja publiczna dotąd ośmieszanych, a nawet tępionych przekonań to nic innego, jak widomy znak owej poszukiwanej drogi do szkoły prawdziwej.

 

Jest jeszcze jedna rzecz, o której nie można zapomnieć – to sztuka. Jesteśmy istotami ubranymi w cielesność i nasze zmysły wręcz łakną estetycznych impulsów i inspiracji. Rolą działalności artystycznej nie może być stymulacja fizjologicznych potrzeb naszego ciała i wiwisekcja instynktów, bo to po prostu czyni gorszymi ludźmi. Dla innych i dla siebie. Oddala od Boga i pozwala zapomnieć o Ojczyźnie. Aktorzy wiedzą, że łatwiej pokazać zło niż dobro. I sztuka w tym, aby umieć tworzyć dobrą sztukę. Trudno bowiem o lepszą lekcję człowieczeństwa i patriotyzmu niż ta, którą może nam zaoferować poeta, architekt, muzyk czy właśnie twórca teatralny. I okazuje się, że tak zawsze przyciągający ludzi underground, owa elitarna niezależna twórczość, to dzisiaj na przykład pieśni o Żołnierzach Wyklętych, literatura kresowa, teatralne misteria wielkopostne czy twórczość plastyczna nawiązująca do katastrofy smoleńskiej. I to dzieje się w całej Polsce, wystarczy się rozejrzeć. Czyli uczmy się cały czas, także w wakacje.

 

Tomasz A. Żak

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 160 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram