26 lutego 2014

Gdy prawo służy złu

(Fot. darktaco/sxc.hu)

Prawo nie tylko reguluje relacje, ale przede wszystkim wychowuje obywateli – uczy ich, co jest legalne i słuszne, a co takie nie jest.

 

Oto na naszych oczach realizowany jest ostatni etap „strategii emancypacji”. Europarlament przyjął rezolucję „w sprawie unijnego planu przeciwdziałania homofobii i dyskryminacji ze względu na orientację seksualną i tożsamość płciową” (tzw. Raport Lunacek). Teraz pozostaje już tylko wprowadzić i wyegzekwować prawo za pomocą legalnych instrumentów władzy.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Przez wiele stuleci w cywilizacji chrześcijańskiej ludzie byli przekonani, że prawa nie stwarza się, lecz odkrywa, gdyż zostały zapisane w ludzkim sercu przez Boga. Byli oni pewni, że należy je po prostu uznać i ogłosić. Właśnie to przeświadczenie stanowiło podstawę do przyjęcia prawa naturalnego. Dziś jednak, na wszelkie sposoby, poszukuje się argumentów „z prawa” po to, by nadać swoim roszczeniom pozory moralnej słuszności. „Gdy coś staje się podstawowym prawem konstytucyjnym – podkreśla Roger Scruton – przemienia się w absolutne roszczenie w rękach jednostki i nie można już ograniczyć go lub pogodzić z interesem publicznym.”

 

Prymat uprawnień nad zobowiązaniami

Walka toczy się tu przede wszystkim o te dziedziny życia ludzkiego, które do tej pory nie były sformalizowane. Przypisanie praw prowadzi do afirmacji pewnych wartości, co w rezultacie pociąga za sobą zobowiązanie wobec wspólnoty, w której istnieją takie a nie inne standardy moralne. W obecnej sytuacji granica między wykładnią a interpretacją prawa okazuje się jednak tak cienka, że w rezultacie dochodzi do tworzenia nowego prawa bez oglądania się nawet na tak zwane procedury demokratyczne. Warto zwrócić uwagę na to, co kanadyjski filozof Charles Taylor określił mianem „prymatu uprawnień nad zobowiązaniami”, a co na szeroką skalę stało się domeną nienormatywnych mniejszości. Chodzi tu o taki stan, w którym państwo obiera za priorytetową regułę dyskursu politycznego przyznanie praw jednostkowym podmiotom bez konieczności uznania postulatu zobowiązań wobec wspólnoty, czyli obowiązku podtrzymywania i rozwoju społeczeństwa. Koncepcja prymatu uprawnień sprawia, że zobowiązanie wobec społeczeństwa jest traktowane jako pochodne oraz uwarunkowane korzyścią jednostek.

 

Mamy więc do czynienia z procesem jurydyzacji życia społecznego, polegającym na coraz głębszej ingerencji prawa w życie obywateli i wypierania przez prawo norm moralnych czy religijnych. Teoretyczne uzasadnienie jurydyzacji stanowi pozytywistyczny sposób rozumienia prawa, które sprowadza je w całości do prawa państwowego. Jeśli poza nim „nie ma” innego prawa, zrozumiałe jest, że musi ono obejmować wszystkie sfery życia. Rzeczywiście, jeśli społeczeństwa nie łączy już wypływająca z wspólnej tradycji i historii moralność czy religia, to elementem spajającym i gwarantującym spokojne współistnienie pozostaje już tylko umowa społeczna wyrażona prawem. Tyle w teorii a w praktyce?

 

(De)konstrukcja prawa – prawo do zabijania dzieci

Mamy już „uprawnioną” kwestię homofobii, teraz przyjdzie czas by zrobić porządek z tzw. aborcją na życzenie. Zapewne wszyscy pamiętamy przypadek „wojny”, toczonej w polskich mediach w czerwcu 2008 roku, o „prawo do aborcji” dla 14-latki z Lublina. W konsekwencji wielotygodniowej akcji, w którą włączyła się także elita polityczna z minister zdrowia (obecną marszałek sejmu) na czele, doprowadzono do zabicia dziecka „Agaty”. To jeden z brutalnych przykładów „walki o prawa”. W polskim prawodawstwie nie istnieje jednak „prawo do aborcji”, która jest czynem karalnym, a sąd jedynie odstępuje od ukarania sprawcy tego czynu w trzech ściśle określonych przypadkach.

Organizacje międzynarodowe wielokrotnie próbowały wymusić na Polsce zmianę prawa dotyczącego zabijania nienarodzonych, uznając je za niezgodne z standardami międzynarodowymi. W 1999 r. Komitet Praw Człowieka odnotował „z zaniepokojeniem (…) surowe polskie przepisy dotyczące przerywania ciąży, które prowadzą do licznych potajemnych aborcji, a co za tym idzie – sprowadzają zagrożenie dla życia i zdrowia kobiet.” W 2007 r. Komisarz Praw Człowieka Rady Europy zauważył, że „dostęp do legalnej aborcji (…) w Polsce jest często ograniczany” i zalecił rządowi zadbanie o to, „aby kobiety spełniające przewidziane prawem kryteria mogły faktycznie przerwać ciążę bez dodatkowych utrudnień lub przykrości.” Dwa lata później Komitet Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych ONZ ponownie wezwał polskie władze do zmiany prawa tak, by kobiety nie musiały „uciekać się do podziemnych, często niebezpiecznych aborcji ze względu na odmowę wykonania zgodnego z prawem zabiegu przez lekarzy i placówki służby zdrowia”. Brak dostępu do legalnej aborcji traktowany jest jako przejaw dyskryminacji ze względu na płeć, ponieważ, rzekomo, uniemożliwia kobietom korzystanie z pełni ich praw do życia i ochrony zdrowia.

 

Warto przypomnieć, że według raportu Specjalnego Sprawozdawcy ONZ ds. powszechnego prawa do korzystania z najwyższych dostępnych standardów zdrowia fizycznego i psychicznego, obowiązująca w Polsce od 1993 roku „Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach przerywania ciąży”, która dopuszcza możliwość dokonania aborcji jedynie w trzech określonych przypadkach, łamie prawo kobiet do decydowania o tym, czy, kiedy i ile będą miały dzieci. Ponadto brak refundacji środków antykoncepcyjnych, ograniczenia dotyczące zapłodnienia in vitro, wąski, a nawet niemożliwy dostęp do aborcji, brak szkolnej edukacji seksualnej – to zdaniem przedstawicieli ONZ karygodne przykłady łamania prawa do zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego, a tym samym podstawowego prawa człowieka, którego dopuszcza się Polska.

 

Są jeszcze okrutniejsze przypadki. W roku 2009 komitet ONZ potępił rząd Nikaragui za uchwalenie prawa całkowicie zakazującego aborcji. W uzasadnieniu podano, że decyzja Nikaragui łamię międzynarodową konwencją w sprawie zakazu stosowania tortur oraz innego okrutnego, poniżającego lub nieludzkiego traktowania. Komentując to wydarzenie Amnesty International, w raporcie dotyczącym stosowania tortur na świecie, stwierdziła, że nikaraguańska legislacja zabraniająca wszelkiej formy aborcji jest „nieludzka, poniżająca i jest wyrazem okrutnego traktowania kobiet”.

 

Wartość i godność człowieka schodzi na drugi plan, a liczy się przede wszystkim jego zdrowie i dobrobyt. Na tej podstawie na przykład mówi się o prawie kobiety do „decydowania o własnym ciele”, próbując uznać aborcję za „podstawowe prawo człowieka”. Jak zauważa Ryszard Legutko: „Można wypisywać dysertacje o moralnej niedopuszczalności usuwania płodu, ale decyzja zakwalifikowania takiej praktyki jako «prawa kobiety do aborcji» pozbawia owe dysertacje wszelkiej mocy sprawczej. Język uprawnień unieważnia problem odpowiedzialności. Róbmy to, do czego mamy prawo, a reszta nas nie obchodzi.” W takiej wizji człowieka cechą szczególnie chronioną przez prawo staje się skrajny indywidualizm. Promowana jest taka postawa, w której człowiek jest zamknięty w sobie i nie ma żadnych innych punktów odniesienia poza nim samym. Nawet w sytuacji, kiedy prawo jest źle skonstruowane, nie ma znaczenia rzeczywiste dobro, liczy się jedynie realizacja prawa.

 

Na koniec raz jeszcze Ryszard Legutko. „Po mojej stronie może być racja, piękno, prawda i co tam jeszcze, natomiast jeśli mój adwersarz ma prawo, to owe wartości na nic się nie zdadzą ani mnie, ani jemu, ani nikomu. (…) Co więcej, powstaje wrażenie, że owe uprawnienia wynikają z jakiejś uniwersalnej normy moralnej, że zamach na nie jest zamachem na człowieczeństwo i sprowadza nas do poziomu przedcywilizacyjnego.”

 

Monika Kacprzak

Przeczytaj również

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie