13 czerwca 2018

Koncesje, algorytmy i cenzura. Eurokraci skończą z wolnym internetem?

(źródło: pixabay.com)

20 czerwca Parlament Europejski głosować będzie nad postulowanymi przez Komisję Europejską zmianami w prawie autorskim. Protesty i oburzenie budzą dwa artykuły proponowanych regulacji. Jeden z nich, zdaniem krytyków, doprowadzi do zakazu publikowania streszczeń, a nawet… linków! Drugi zaś wprowadzi w sieci cenzurę prewencyjną na masową skalę. Wypowiedzi ekspertów nie pozostawiają złudzeń: przyjęcie tych propozycji to koniec internetu w znanej nam formie!

 

Według zwolenników „Dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym” (ec.europa.eu) nowe regulacje doprowadzą do poszerzenia transgranicznego (wykraczającego poza UE) dostępu do treści internetowych. Ułatwią ponadto używanie chronionych prawem autorskim materiałów w celach edukacyjnych, badawczych i związanych z promocją kulturowego dziedzictwa. Poprawią także funkcjonowanie rynku praw autorskich.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Zwolennicy zmian twierdzą ponadto, że umożliwią one nadawcom telewizyjnym publikowanie większej liczby filmów i seriali online. Kolejną korzyścią okaże się ułatwienie muzeom czy bibliotekom umieszczania swych zbiorów w Internecie oraz jaśniejsze i korzystniejsze zasady wynagradzania twórców. 

 

Proponowana regulacja składa się z 24 artykułów. Kontrowersje budzą artykuły 11 („Ochrona publikacji prasowych w zakresie cyfrowych sposobów korzystania”) oraz 13 („Korzystanie z treści chronionych przez dostawców usług społeczeństwa informacyjnego polegających na przechowywaniu i zapewnianiu publicznego dostępu do dużej liczby utworów i innych przedmiotów objętych ochroną zamieszczanych przez użytkowników”). Propozycję złagodzono pod wpływem protestów. Wciąż jednak wzbudza ona wątpliwości.

 

Artykuł 11 – wrzucasz link ? – Musisz zapłacić!

Dokument jest napisany zawiłym językiem prawniczym. Na pierwszy rzut oka trudno dopatrzyć się w nim poważnych zagrożeń. Jak jednak twierdzi Bolesław Breczko z portalu WP.PL, interpretacja artykułu 11 doprowadzi do sytuacji zakazu „udostępniania skrótów wiadomości i artykułów na portalach społecznościowych (Facebook, Twitter), agregatorach linków (Wykop) czy aplikacjach newsowych (Squid)”.

 

Z kolei według eurodeputowanej Julii Redy, skutkiem może okazać się nawet zakaz publikowania linków, gdyż każdy zawiera jakiś opis. 

 

Zdaniem eurodeputowanej nowe przepisy doprowadzą do szeregu negatywnych konsekwencji, takich jak:

  • poważne utrudnienia w publikowaniu hiperlinków

  • zmniejszenie wolności ekspresji i dostępu do informacji,

  • zwiększenie liczby fake newsów (z racji ograniczenia konkurencji na rynku)

  • utrudnienia dla powstawania nowych innowacyjnych mediów internetowych

  • ograniczenia dla małych wydawców,

  • sprzeczność z konwencją w Bernie (zapewniającą prawo do cytowania tekstów informacyjnych i tworzenia podsumowań prasowych).

 

Ponadto wspomniana europoseł zauważa, że „wprowadzenie podatku od linków ograniczy prawa małych, nowych i niezależnych wydawców”, polegających na linkach w agregatorach newsów oraz „promocji ich treści w mediach społecznościowych. Ograniczy to innowacje w sektorze i pluralizm mediów, co zaś uniemożliwi istnienie różnorodnego i żywego ekosystemu informacyjnego niezbędnego do efektywnej walki z fake newsami”.

 

Naukowcy przeciwko

W liście otwartym opublikowanym na portalu ivir.nl 169 naukowców zajmujących się własnością intelektualną, prawem internetowym, prawami człowieka i dziennikarstwem zwraca uwagę na niepożądane konsekwencje wprowadzenia artykułu 11.

 

Podkreślają, że bardzo szerokie rozumienie prawa własności intelektualnej zablokuje wolny przepływ informacji niezbędny w wolnym społeczeństwie. Zwracają też uwagę na mnożenie kosztów wynikające z konieczności szukania pozwoleń w niemal każdym przypadku korzystania z cudzego utworu. Sygnatariusze podkreślają, że z ekonomicznego punktu widzenia wdrażanie tego typu regulacji jest niepotrzebne. Naukowcy obawiają się, że na nowelizacji prawa skorzystają przede wszystkim duże koncerny medialne. Z drugiej jednak strony nawet one mogą stracić – tak też stało się w Hiszpanii i Niemczech, gdzie wdrożono podobne prawa.

 

Wprowadzone w Niemczech i Hiszpanii opłaty za linkowanie stanowią jednak przede wszystkich problem dla niezależnych mediów i blogerów. Jak zauważa portal Save the Link ograniczenie dostępu do linków, oznacza „zamknięcie cudów internetu”. Tymczasem „linki są tym, co wyposaża nas w dostęp do największej kolekcji ludzkiej wiedzy i doświadczenia, jakie świat kiedykolwiek widział i to za jednym naciśnięciem guzika”.

 

Wśród przeciwników nowego prawa pojawiają się także obawy, że nowe przepisy uniemożliwią, a w każdym razie znacznie utrudnią publikowanie memów. 

 

Wprowadzenie opłat za linkowanie zdaniem Łukasza Warzechy z „Do Rzeczy” doprowadzi do uprzywilejowania dużych portali społecznościowych. Wprawdzie poniosą one koszty wykupienia prawa do umieszczania linków (przez swych dziennikarzy czy użytkowników), jednak mniejszych wydawców nawet nie będzie na to stać. W efekcie staną się mniej atrakcyjni dla internautów.

 

Ponadto – jak zauważa publicysta – łatwo sobie wyobrazić, że internetowi giganci wykupią licencję na linkowanie od wydawców zgodnych z ich światopoglądem. W efekcie na przykład użytkownicy portalu społecznościowego zyskają prawo do umieszczania w swych postach linków do „Gazety Wyborczej”, ale już nie do mediów katolickich. Nietrudno przewidzieć, jak wpłynie to na kształtowanie debaty publicznej.

 

Automatyczna cenzura

Z kolei artykuł 13 nakazuje podjęcie środków zapobiegających opublikowaniu tekstów sprzecznych z prawem autorskim. Oznacza to, że na przykład portal społecznościowy będzie musiał jeszcze przed publikacją upewnić się, że treść wrzucona przez jednego z użytkowników nie złamie niczyjego prawa. Nie wystarczy zdjęcie materiału po zgłoszeniu przez kogoś roszczenia – jak działo się do tej pory. Do funkcji cenzorów prewencyjnych najlepiej nadadzą się zaś zapewne automatyczne algorytmy.

 

Zgodnie zresztą z artykułem 13 (wersja z 2016 roku) „dostawcy usług społeczeństwa informacyjnego, którzy przechowują i zapewniają publiczny dostęp do dużej liczby utworów lub innych przedmiotów objętych ochroną zamieszczanych przez swoich użytkowników” (a więc na przykład portale społecznościowe) „podejmują środki” w celu między innymi  „zapobiegania dostępności w swoich serwisach utworów lub innych przedmiotów objętych ochroną zidentyfikowanych przez podmioty praw” (a więc cenzury). Jakie są to środki? Przepis mówi o skutecznych technologiach „rozpoznawania treści”. Te ostatnie oznaczają zaś środki automatycznej cenzury.

 

Zdaniem Bolesława Breczko z portalu WP.PL zastosowanie algorytmów kontrolujących ewentualne naruszenie praw autorskich wiąże się z ryzykiem błędu tychże algorytmów. Automat nie potrafi bowiem rozróżnić kontekstu, w jakim pojawiają się treści. Znamy zresztą przypadki zablokowania nagrania wykładu – z powodu obecności muzyki w tle. Usuwano nawet nagrania filmików mruczącego kota. W innym zaś przypadku NASA utraciła własne nagranie z Marsa. Znany jest także przypadek, gdy automat usunął z Youtube relację z wojny w Syrii. Uznał je bowiem za… promocję terroryzmu. Do czego jeszcze doprowadzi nadmierne pokładanie ufności w algorytmy?  

 

Deputowana Julie Reda twierdzi, że wdrożenie tego typu przepisów doprowadzi do sytuacji, gdy platformy otrzymywać będą instrukcje od wielkich posiadaczy praw autorskich informacje o tym, co należy usunąć. Z kolei niezależni twórcy mogą zostać uznani za winnych, dopóki, dopóty nie udowodni się im niewinności. Stracą też projekty takie jak Wikipedia.

 

Łukasz Warzecha na łamach „Do Rzeczy” zauważa zaś, że regulacje uderzą przede wszystkim w małe portale. Niewykluczone, że zaczną one dmuchać na zimne i „jako że nie będzie ich stać na wdrożenie potężnych algorytmów, przeszukujących gigantyczne bazy danych, będą woleli w ogóle nie przywoływać obcych treści, uniemożliwić to użytkownikom, a w skrajnych przypadkach zlikwidować możliwość komentowania lub nawet zamknąć portal”.

 

Wejście w życie nowych regulacji oznaczać może zatem koniec Internetu. W każdym razie takiego, jaki znaliśmy dotychczas. W imię ochrony interesów autorów utrudni się im działalność. W imię ochrony wolności zlikwiduje twórczość. W imię dobra ludzi podporządkuje ich maszynom.

 

Marcin Jendrzejczak

 

 

TEKST PIERWOTNIE OPUBLIKOWANY 13 CZERWCA

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie