23 kwietnia 2012

Wydawać by się mogło, że talony na żywność to albo relikt powojennej przeszłości sprzed Planu Marshalla na Zachodzie, bądź też wciąż dobrze pamiętana specjalność naszej części Europy, ewentualnie egzotycznych krajów, które miały nieszczęście zarażenia się pewnym chorym systemem. Podobnie ma się sprawa z pomocą humanitarną, akcjami dożywiania dzieci w szkołach lub rozdawanymi przez zakonników najbiedniejszym posiłkami. Tymczasem Biuro Budżetowe Kongresu Stanów Zjednoczonych informuje, że już co siódmy Amerykanin (co daje liczbę 45 milionów osób, więcej niż mieszkańców Polski), korzysta ze specjalnych kartek na żywność, noszących oficjalną nazwę Supplemental Nutrition Assistance Program. W opublikowanym przez Biuro raporcie czytamy, że większość odbiorców talonów żyje w niskobudżetowych gospodarstwach domowych, za które uważane są takie, w których średni dochód nie przekracza 8800 dolarów rocznie.

 

Rządowy program kartek na żywność kosztował w ubiegłym roku budżet USA 75 miliardów dolarów. Jeszcze w 2007 roku bony na żywność otrzymywał co 11 mieszkaniec najbogatszego kraju świata (26 milionów osób), co oznacza wzrost o 70 procent w ciągu zaledwie czterech lat. Także koszta systemu wzrosły, i to dwukrotnie, gdyż w 2007 roku akcja rozdawnictwa talonów oznaczała wydatek rzędu 30 miliardów dolarów.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Winą za tak lawinowy wzrost beneficjentów pomocy ze strony państwa autorzy raportu winią „recesję”, a także brak zmian w prawie, które zaostrzyłyby kryteria doboru uprawnionych. Nic dziwnego zresztą, urzędnicy odpowiedzialni za dystrybucję „federalnej żywności” muszą mieć jakichś podopiecznych, by ich stanowiska i zaangażowanie nie straciły racji bytu, a wiadomo, że im więcej, tym lepiej. Tylko Republikanie odgrażają się (oby skutecznie), że program jest zbyt rozbuchany, a jego budżet o wiele za wysoki, do tego z  talonów na jedzenie korzysta szereg osób jako żywo do tego nieuprawnionych, nawet w świetle obecnych przepisów.

 

Miejmy nadzieję, że sprzeciw obejmie nie tylko cięcia budżetowe (zakłada się rozłożenie ich na 10 lat), ale również ułatwienie niesienia prawdziwej pomocy niedożywionym Amerykanom. A tą z pewnością nie powinno zajmować się państwo (ile centów z  wartości każdego rozdanego hamburgera pochłaniają koszty administracji programu?), tylko zwykli, dobrzy ludzie i tworzone przez nich organizacje. W naturze ludzkiej leży chęć pomocy innym, znajdującym się w gorszej sytuacji bliźnim. Taka głęboko chrześcijańska postawa jest jednak utrudniana bądź wręcz niemożliwa w sytuacji, gdy nie wolno swobodnie dysponować swoimi dochodami, są one wysoko opodatkowane, wreszcie nie opłaca się – ze względu na rosnące koszta – zatrudnianie ludzi przez przedsiębiorców, co „pcha” ich w ramiona państwa opiekuńczego, które chętnie ich nimi obejmuje, bo przecież jakoś musi markować, że jest potrzebne.

 

Jest wielkim wstydem, że w kraju tak bogatym w tradycje indywidualnej i zorganizowanej pomocy, wypływających w ogromnej większości z chrześcijańskiej motywacji, praktykowaniem miłosierdzia zajmuje się państwo. Liczba 45 milionów jego beneficjentów też więcej wyjaśnia niż mówi o tamtejszym społeczeństwie po czteroletniej kuracji zaaplikowanej przez obecnego prezydenta.

 

 

Piotr Toboła

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 133 333 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram