17 lipca 2016

Francja po Nicei. „Na krawędzi wojny domowej”

(FOT.REUTERS/Philippe Wojazer/FORUM)

Zamach w Nicei to jedynie ciąg dalszy wojny terrorystów z Francją, która trwa już od dłuższego czasu. Poza aktami terroru, które pochłonęły dziesiątki ofiar i przedostały się do światowych mediów, mieliśmy nie tak dawno zabójstwo pary policjantów w ich własnym domu w Magnaville i 16 innych zamachów udaremnionych przez francuskie służby bezpieczeństwa. Euro upłynęło spokojnie, ale kolejne próby zamachów to kwestia dni, tygodni, a najwyżej miesięcy. Pomimo trwającego i przedłużanego stanu wyjątkowego, państwo jest tu właściwie bezsilne.

 

Terroryści nie są przysłani z zewnątrz, ale wywodzą się z rodzimej społeczności islamskiej, nie tworzą zorganizowanych siatek, a postać sprawcy krwawego rajdu ciężarówką po promenadzie w Nicei, pokazuje, że nawet nie muszą mieć kontaktów z radykalnymi środowiskami. We Francji istnieje duża grupa muzułmanów, którzy chociaż mieszkają w tym kraju, z nim się nie identyfikują, a nawet mają poczucie krzywdy i bycia obywatelami II kategorii. Już od dawna, za sprawą emigrantów i ich skupisk, nad Sekwanę przenoszone są konflikty zewnętrzne z Bliskiego Wschodu, Syrii, a nawet Turcji (Kurdowie). Konflikty w Palestynie powodowały stawianie posterunków przed synagogami, itd. Powstanie państwa islamskiego zradykalizowało wielu tutejszych muzułmanów, na co nakłada się też nie najlepsza kondycja ekonomiczna kraju (pauperyzacja wielu przedmieść), osłabienie rodzimych wartości europejskich, postępująca gettoizacja, przebudzenie islamskie (nawet w drugim pokoleniu emigrantów), czy czynnik demograficzny wzmacniający ich obecność i rewindykacje idące w kierunku niektórych przepisów szariatu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W regionie Alpes Maritimes, którego stolicą jest Nicea, naliczono oficjalnie 515 radykałów islamskich. Mniej oficjalnie mówi się, że takich ludzi jest od 2 do 3 tysięcy i region ten, obok podparyskiego Seine-Saint-Denis, to największa wylęgarnia radykałów.

 

Zamachowiec z Nicei Mohamed Lahouaiej Bouhel nie był jednak znany służbie bezpieczeństwa. Miał na koncie wyrok 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu za bójkę z innym kierowcą – pobił kierowcę, który poprosił go przeparkowanie ciężarówki. Policja po zamachu zatrzymała i przesłuchiwała jego byłą żonę i czterech znajomych, ale nic nie wskazuje na to, by stanowili oni jakąś siatkę terrorystyczną. Problem polega na tym, że kandydatów do dżihadu nie trzeba nawet werbować. Chęć zemsty na Francji za rzeczywiste i wyimaginowane „krzywdy” w połączeniu z eschatologicznymi obietnicami raju dla islamskich „męczenników” tworzą wybuchową mieszankę i zachęcają do działania. W przypadku indywidualnych terrorystów („samotne wilki”) żadna prewencja praktycznie nie istnieje.

 

Państwo popełnia tu z pewnością wiele błędów. Dla przykładu pobłażliwość wymiaru sprawiedliwości pod rządami socjalistów okazuje się zgubna. Bouhel powinien w końcu spędzać pół roku w więzieniu. Podobnie jak zabójca małżeństwa policjantów Larossi Abballa, któremu wymiar sprawiedliwości pozwolił opuścić więzienie przed końcem 2,5-letniego wyroku, chociaż zdawano sobie sprawę, że jego reedukacja nie przyniosła żadnego wyniku. Z drugiej strony, pobyt w więzieniu oznacza często nie tyle „republikańską reedukację”, co islamską radykalizację, zakłady karne są bowiem od lat miejscem nawracania na islam i wylęgarnią potencjalnych terrorystów.

 

Po Mszy żałobnej za ofiary zamachu w Nicei b. prezydent Nicolas Sarkozy stwierdził, że trzeba przestać gadać, zacząć działania. Sarkozy walczący o powrót do Pałacu Prezydenckiego w sprawie walki z terroryzmem islamskim zabierał głos i wcześniej. Jego zdaniem Francja „ jest w stanie wojny”, zarówno zewnętrznej, gdzie wrogiem jest Państwo Islamskie i Al-Kaida, jak i wewnętrznej z „rodakami – adeptami radykalnego islamu”. Jako receptę na ten stan, Sarkozy przedstawił cztery środki. Pierwszy to całkowite odizolowanie przebywających w więzieniach radykałów od reszty skazanych, by uniknąć zjawiska „nawracania”. Po drugie, apelował o powołanie służby wywiadu, która będzie pracowała także w zakładach karnych i nie tylko podsłuchiwała np. cele, ale i miejsca kultu oraz spotkania i kontakty radykałów. Zdaniem b. prezydenta strażnicy więzienni powinni podlegać nie ministerstwu sprawiedliwości, ale MSW. Sarkozy proponował także wyrzucanie z Francji wszystkich podejrzewanych o radykalizm obcokrajowców oraz tych, którzy posiadają podwójne obywatelstwa. Jego zdaniem, państwo nie ma środków pilnowania przez 24 godziny na dobę 11,5 tys. osób, które są wpisane do kartotek potencjalnych terrorystów. Ci, którzy pozostaną, powinni zaś trafić do więzień. Plan dość radykalny, ale przed przyklaśnięciem b. prezydentowi trochę wstrzymuje data przyszłorocznych wyborów i propagandowa walka o reelekcję. Lepsze to jednak, niż wylewanie morza słów przez socjalistów, interministerialne narady, marsze żałoby i podświetlanie barwami republiki parlamentu czy wieży Eiffela.

 

O różnego typu zagrożeniach dla państwa wypowiadał się też jeszcze przed zamachem w Nicei szef bezpieczeństwa wewnętrznego (DGSI) Patryk Calvar, który stwierdził, że kraj „jest na krawędzi wojny domowej”. Nie miał zresztą na myśli tylko zagrożenia terroryzmem islamskim, ale też lokalne walki band osiedlowych z użyciem broni, przenoszone do Francji waśnie z Bliskiego Wschodu (np. Żydzi praktycznie w całości wyprowadzili się z kilku miejscowości w departamencie Sein-Saint-Denis, gdzie dominuje mniejszość arabska, a emigracja do Izraela w 2015 roku zwiększyła się czterokrotnie). We Francji mamy też niekontrolowaną „walkę klasową” (związkowcy demolujący w czasie swojej manifestacji dziecięcy szpital Neckera w Paryżu), używające przemocy ruchy protestów ekologów (np. przeciw budowie lotniska Notre-Dame-des-Landes), obawy o odwet wobec islamu ze strony grup „radykalnej prawicy” (na razie było to tylko kilka świńskich głów podrzuconych przed meczetami), itd.

 

Zamach w Nicei podważył przy okazji zaufanie do państwowych służb. Z dużym opóźnieniem zadziałał np. system ostrzegania ludności sms-ami. Alarmowa aplikacja rozesłała w Nicei pierwsze komunikaty dopiero 2,5 godziny po zamachu. Późno pojawiły się karetki, a pomimo stanu wyjątkowego, reakcja policji też nie nadążała za wydarzeniami. Warto tu przypomnieć, że porządku we Francji strzeże w ramach stanu wyjątkowego 10 tys. żołnierzy i jest to większa mobilizacja sił porządkowych w metropolii , niż podczas… wojny domowej w Algierii w latach 60-tych. Terrorystów to jednak nie powstrzyma, a każdy kolejny udany akt terroru pobudza do planowania i działania następnych adeptów radykalnego islamu. Pomysłów na ataki zapewne nie zabraknie. Ciekawostką jest, że po zamachu w Nicei ściągano z murów plakaty zapowiadające premierę filmu fabularnego „Bastille Day”. Film opowiada o młodej terrorystce, która, ścigana przez agenta CIA, planuje zamach we Francji w dniu jej święta narodowego… 14 lipca. Zamachowiec Bouhel filmu zapewne obejrzeć nie zdążył, a i żadnego agenta CIA też akurat na miejscu nie było… 

 

Bogdan Dobosz




    

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie