Współcześnie na wysokie oceny w szkołach często nie trzeba ciężko pracować. One są czymś, co „się należy”. Taka mentalność prowadzi jednak do wypaczenia sensu dobrych stopni i ich wartości – przekonuje amerykański nauczyciel i publicysta.
Edwin Benson na łamach portalu „Return to Order” pisze, że po pierwszych kilku latach pracy nauczycielskiej uświadomił sobie, że od pracowników oświaty wszyscy żądają jednego: wysokich ocen. Jeśli nauczyciel wystawia je uczniom, to cieszy się powszechną sympatią. Lubią go uczniowie, rodzice, a i władze szkolne patrzą nań przychylnym okiem. Co zaś jeśli nauczyciel pracuje słabo? Nic – pod warunkiem, że wystawia dobre stopnie.
Wesprzyj nas już teraz!
Problem powstaje dopiero, gdy nauczyciel stawia złą notę. Zjawisko to, określone przez niego mianem „inflacji ocen” pozostawało niezauważone, dopóty, dopóki nie wprowadzono testów. Wówczas to okazało się, że wysokie oceny nie chronią przed niskimi wynikami owych testów. Jak podkreśla Edwin Benson, jest to de facto zjawisko bliskie temu, co John Horvat określa mianem „gorączkowej niecierpliwości” i obserwuje w życiu ekonomicznym. W obydwu przypadkach chodzi o dążenie do natychmiastowego zaspokojenia swych potrzeb, bez włożenia wysiłku i oczekiwania na rezultat.
Jak podkreśla nauczyciel, kiedyś otrzymywanie wysokich not świadczyło o solidnej pracy ucznia. Wysokie oceny otwierały drzwi do kariery zawodowej. Dlatego też rodzice pragnęli, by ich dzieci znajdywały się w grupie osób o dobrych stopniach.
Obecnie jednak rodzice pragną, by nauczyciele zapewniali wysokie oceny bez względu na osiągnięcia. Współczesne wysokie oceny uczniów idą zatem w parze z niskimi standardami nauki. Tymczasem do rozwiązania kryzysu niezbędna jest ciężka praca. Nad dobrymi osiągnięciami młodzieży pracować muszą nauczyciele i rodzice, a także oczywiście sami uczniowie. Dobre wyniki wymagają znacznego wysiłku, a przyznawanie wszystkim wysokich ocen to droga donikąd.
Choć autor omawianego tekstu pisze o kontekście amerykańskim, to podobne zjawisko obserwujemy również w polskich szkołach. Przyjmuje się często, że każdy musi zdać do następnej klasy i każdy musi zdać maturę. Podobnie na wielu uczelniach panuje przyzwolenie na przepuszczanie nawet miernych studentów. Wszak za studentami idą pieniądze. W efekcie wraz ze wzrostem liczby osób formalnie wykształconych spada liczba osób wykształconych realnie.
Źródło: returntoorder.org
mjend