9 stycznia 2018

„Foreign Policy” namawia USA do agresji: pora zbombardować Koreę Północną

(United States Department of Energy [Public domain], Wikimedia Commons )

Amerykański magazyn „Foreign Policy” wzywa USA do zbombardowania Korei Północnej. Edward Luttwak w tekście zatytułowanym: It’s time to bomb North Korea” (Pora zbombardować Koreę Północną) kwestionuje sens prowadzenia negocjacji wszczętych przez Seul.

 

Amerykański ekonomista, strateg i historyk, były doradca prezydenta George’a Busha seniora, i konsultant w Departamencie Obrony Stanów Zjednoczonych, starszy konsultant w Centrum Analiz Strategicznych i Międzynarodowych w Waszyngtonie uważa, że rozmowy między obu państwami koreańskimi są bezsensowne.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Doprowadzą jedynie do zniwelowania skutków sankcji Rady Bezpieczeństwa ONZ i rozmieszczenia przez komunistyczną Koreę nowych rakiet międzykontynentalnych, które Pjongjang przetestował już w październiku 2006 r., maju 2009 r., lutym 2013 r., styczniu 2016 r., wrześniu 2016 r. i we wrześniu 2017 r.

 

„Każdy test był doskonałą okazją dla Stanów Zjednoczonych, by w końcu zdecydować się zrobić w Korei Północnej to, co Izrael zrobił z Irakiem w 1981 r., a także z Syrią w 2007 r. – mianowicie użyć dobrze ukierunkowanej broni konwencjonalnej, by odmówić broni jądrowej reżimom, które w ogóle nie powinny mieć broni palnej, nie mówiąc już o broni masowego rażenia” – czytamy.

 

„Na szczęście Waszyngton ma jeszcze czas, aby przeprowadzić taki atak, by zniszczyć nuklearny arsenał Korei Północnej. To powinno być poważnie rozważane, a nie odrzucane od ręki” – przekonuje strateg.

 

Luttwak  sugeruje, że jednym z „błędnych” powodów unikania ataków na Koreę Północną jest obawa przed bezpośrednim odwetem. Amerykańska społeczność wywiadowcza podobno stwierdziła, że ​​Korea Północna ma już pociski balistyczne z głowicami nuklearnymi, które mogą dotrzeć aż do Stanów Zjednoczonych. „Ale to prawie na pewno przesada, a raczej oczekiwanie na przyszłość, której nadal można zapobiec poprzez szybkie działania” – dodaje  strateg.

 

Jego zdaniem pierwsze północnokoreańskie urządzenia jądrowe, które potencjalnie mogły zostać zminiaturyzowane, zostały przetestowane 3 września 2017 r., podczas gdy pierwsza pełnowymiarowa rakieta ICBM została przetestowana dopiero 28 listopada 2017 r. Z tego powodu analityk wątpi, by Koreańczycy – ze względu chociażby na ograniczone środki – byli w stanie wyprodukować w tak krótkim czasie, bo tuż po ukończeniu na szeroką skalę prac inżynieryjnych i testów, operacyjne pociski balistyczne z głowicami nuklearnymi.

 

„Gdyby tak się stało – to ich opanowanie nauki i inżynierii byłoby bezprecedensowe i fenomenalne. Jest bardziej prawdopodobne, że muszą jeszcze dopasować głowice i pociski do działającej broni” – dodaje. „To prawda, że ​​Korea Północna może zemścić się za każdy atak, używając swojej konwencjonalnej artylerii rakietowej przeciwko stolicy Korei Południowej w Seulu i jego okolicach, gdzie prawie 20 milionów mieszkańców żyje w odległości 35 mil od linii zawieszenia broni” – dodaje autor tekstu. Jednak – jego zdaniem – amerykańscy oficerowie „niepotrzebnie obawiają się morza ognia”, usprawiedliwiając tym brak działania.

 

„Ta luka nie powinna jednak paraliżować polityki USA z jednego prostego powodu: jest ona w dużej mierze powodowana przez samą siebie” – czytamy. Gdy prezydent Jimmy Carter zdecydował o wycofaniu wszystkich oddziałów armii amerykańskiej z Korei Południowej 40 lat temu (ostatecznie została pozostawiona jedna dywizja), doradcy obrony w celu pomocy – w tym on sam – wezwali rząd koreański do przeniesienia swoich ministerstw i urzędników z dala od północnej granicy tego kraju. Jednocześnie mieli dać zachęty do przeniesienia się prywatnych firm.

 

Korea Południowa została również poproszona o wybudowanie odpowiednich schronów takich, jak są na przykład w Zurychu, gdzie każdy nowy budynek musi mieć schron. Luttwak żali się, że rządy południowokoreańskie w ciągu ostatnich czterech dziesięcioleci praktycznie nic nie zrobiły w tym kierunku. 3 tys. 257 schronów, które wymieniają władze w rejonie Seulu, to nic innego jak podziemne centra handlowe, stacje metra i parkingi hotelowe bez zapasów żywności i wody, zestawów medycznych czy masek przeciwgazowych.

 

Analityk gani Koreańczyków także za to, że zamiast budować system obrony przeciwrakietowej, woleli wydać pieniądze na rozwój bombowca uderzającego w Japonię. Strateg przekonuje, że nawet teraz jest jeszcze czas, by Seul przygotował się odpowiednio do działań odwetowych z Pjongjangu w razie bombardowań amerykańskich. Liczba ofiar może zostać drastycznie zmniejszona dzięki programowi odporności na alarmy. Sugeruje wzmacnianie budynków podporami i belkami stalowymi w piwnicach, natychmiastowe magazynowanie zapasów w schronach i ewakuację możliwie jak największej liczby osób (większość z zagrożonych 20 milionów byłaby całkiem bezpieczna), nawet 20 mil dalej na południe.

 

Ze swojej strony Stany Zjednoczone powinny rozważyć zwiększenie liczby ataków z użyciem broni kontrofensywnej na Koreę Północną. Niemniej jednak, biorąc pod uwagę „celową bezczynność Korei Południowej na przestrzeni wielu lat, wszelkie szkody wyrządzone Seulowi nie mogą pozwolić na sparaliżowanie Stanów Zjednoczonych w obliczu ogromnego zagrożenia dla własnych narodowych interesów, a także interesów sojuszników w innych częściach świata”.

 

Strateg obawia się sprzedaży rakiet balistycznych przez Koreę Północną innym krajom, w szczególności Iranowi. Odrzuca także argument przeciwników nalotów, że byłoby to bardzo trudne do wykonania. Część wojskowych obawia się, że zniszczenie północnokoreańskich obiektów jądrowych wymagałoby wielu tysięcy nalotów bombowych. Luttwak przekonuje, że „wszystkie północnokoreańskie obiekty jądrowe – znane, prawdopodobne i możliwe – prawie na pewno łączą się z mniej niż kilkoma instalacjami, z których większość jest dość niewielka.” I dlatego – jego zdaniem – nie byłyby konieczne tak intensywne naloty.  

 

Analityk zarzuca wojskowym „nierozsądne planowanie wojskowe”, zresztą nie pierwszy raz. Tłumaczy, że siły powietrzne Stanów Zjednoczonych zwykle odrzucają jednorazowe uderzenia prewencyjne, jak czyni to np. Izrael, nalegając zamiast tego na całkowite „tłumienie wrogich obronnych sił powietrznych”. Ta – jego zdaniem – „osobliwa koncepcja” polegająca na tym, że każdy pojedynczy radar obrony powietrznej, pocisk ziemia-powietrze, pas startowy i samoloty bojowe w danym kraju należy zbombardować, aby zniwelować zagrożenie dla pilotów USA – zamiast po prostu bombardować cele, które mają znaczenie.  

 

Biorąc pod uwagę, że radary, pociski i samoloty w Korei Północnej są mocno przestarzałe, a ich zabytkowa elektronika od dawna nie jest odpowiednia, wymagania Sił Powietrznych są jedynie usprawiedliwianiem bezczynności – przekonuje Luttwak. Autor tekstu we wpływowym magazynie „FP” podaje, że „być może jedynym dobrym powodem, aby zawahać się przed zleceniem ataku na Koreę Północną są Chiny”. Jednak to nie dlatego, że Pekin będzie interweniował przeciwko Stanom Zjednoczonym.

 

Pogląd, że Chiny są wszechstronnym obrońcą Korei Północnej, jest bardzo nieaktualny – dodaje. Chińczycy nie chcą, aby Korea Północna zniknęła z mapy, a żołnierze amerykańscy pojawili się na granicy chińskiej. Jednak poparcie prezydenta Xi Jinpinga dla maksymalnych sankcji gospodarczych, w tym faktyczna blokada importu ropy naftowej – klasyczny akt wojenny – oznacza zmianę stron, jeśli chodzi o broń jądrową Korei Północnej. Każdy, kto wierzy, że Chiny będą działać w imieniu Korei Północnej w przypadku amerykańskiego ataku na jej instalacje nuklearne, nie zwrócił uwagi, że w Chinach nastąpiła zmiana – przekonuje analityk.

 

Luttwak wskazuje, że po unicestwieniu Korei Północnej, Pekin może uzyskać dominujący wpływ na Koreę Południową, biorąc pod uwagę preferencje niektórych Koreańczyków z Południa – w tym prezydenta Moon Jae-in. Półwysep Koreański zdominowany przez Chiny uczyniłby Japonię mniej bezpieczną i zostałaby zniwelowana potęga amerykańska na Pacyfiku. Teoretycznie  obie Koree można by uratować dzięki politycznemu zjednoczeniu półwyspu, przy wsparciu USA, które zniwelowałyby niepokój Chin, natychmiast przenosząc swoje oddziały na południe, zamiast przesuwać je na północ. W praktyce jednak byłby to trudny do zrealizowania plan, między innymi dlatego, że rząd Korei Południowej i jej mieszkańcy nie są skłonni dzielić się dobrobytem z biednymi mieszkańcami z północy – dodaje strateg.

 

Luttwak uważa, że amerykańskie władze wojskowe niepotrzebnie zrezygnowały z uprzedzającej opcji militarnej. Jednak dodaje, że „Stany Zjednoczone wciąż mogą oszczędzić światu ogromnych niebezpieczeństw ze strony Korei Północnej uzbrojonej w nuklearne rakiety dalekiego zasięgu, jeśli zaczną działać”. Autor przyznaje, że ​​Indie, Izrael i Pakistan mają broń nuklearną, ale do tej pory nie spowodowały katastrofalnych konsekwencji. „Każde z tych państw udowodniło swoją niezawodność w sposób, w jaki Korea Północna tego nie robi. Ich ambasady na przykład nie sprzedają twardych narkotyków ani nie wykorzystują sfałszowanych banknotów. Co więcej, te i inne kraje przeżyły poważne kryzysy, a nawet stoczyły wojny, nie wspominając o broni jądrowej, nie mówiąc już o groźbie ich użycia, tak jak Kim Dzong Un czyni obecnie. „Korea Północna jest inna, a polityka USA powinna rozpoznać tę rzeczywistość, zanim będzie za późno” – ostrzega Luttwak.

 

Źródło: foreignpolicy.com

AS

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 290 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram