13 stycznia 2016

Lewica i ignorancja – wrogowie Polski w Europie

(fot.REUTERS/Yves Herman/FORUM)

Mamy w obecnej sytuacji dwóch podstawowych wrogów. Pierwszym jest lewicowa ideologia, która rządzi Unią Europejską i dużą częścią państw kontynentu. Na to nie jesteśmy w stanie nic poradzić. Drugim wrogiem Polski jest ignorancja po stronie przeciwników i w tej sprawie coś zrobić możemy – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Ryszard Legutko, europoseł Prawa i Sprawiedliwości.

 

Jak przyjął Pan decyzję Komisji Europejskiej o objęciu nadzorem praworządności w Polsce?

Wesprzyj nas już teraz!

Nie ma co ukrywać, sprawa jest dla nas trochę nieprzyjemna, zwłaszcza, iż w ciągu ostatnich kilkunastu dni docierały do nas sygnały świadczące o tym, że Komisja nie będzie prowokować Polski. Realnie rzec biorąc, ta decyzja nie ma dla nas jakiegoś szczególnego znaczenia. KE wdrożyła nową procedurę, ustanowioną zaledwie kilka miesięcy temu, jednak dotychczas jeszcze nie stosowaną. Istnieją wątpliwości co do tego, czy jest ona w ogóle zgodna z traktatami europejskimi. Na przykład, czy nie daje Komisji uprawnień wykraczających poza kompetencje wyznaczone przez unijne prawo.

 

Jak na razie rzecz sprowadza się do konieczności wymiany informacji a Komisja ma nas obserwować.

 

Unia nie widzi istotniejszych zagrożeń i wyzwań niż sytuacja w Polsce?

Oczywiście, za wprowadzeniem procedury wobec Polski stoi decyzja polityczna. Komisja Europejska obawia się Polski, nowego polskiego rządu. Komisja ma mnóstwo poważnych kłopotów, że wspomnę tylko kwestię Schengen i imigrantów, waluty euro, referendum w Wielkiej Brytanii, sprawę Grecji… Unijnym decydentom wydaje się być może, że jeśli uda im się „przycisnąć” Polskę to my zdamy się na łaskę i niełaskę Komisji i z naszej strony nie będzie ona miała kłopotów.

 

Sądzę, że dzisiejsza nieracjonalna decyzja powiększy liczbę osób niechętnych wobec Unii Europejskiej nie tylko w Polsce, ale i poza nią. To co się stało świadczy o stosowaniu podwójnych standardów. Komisja przez osiem lat w ogóle nie reagowała na to, co działo się podczas rządów poprzedniej ekipy. Teraz mimo iż nie nastąpiło nic niepokojącego, spotykamy się z histeryczną reakcją.

 

Trudno bowiem wyjaśnić racjonalnie, dlaczego Trybunał Konstytucyjny, który składa się z czternastu nominatów jednej partii i jednego nominata drugiej partii, jest lepszy od Trybunału, w którym te proporcje układają się w stosunku 9:6. To sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem.

 

Komisja Europejska wyraźnie opowiada się za jedną ze stron sporów partyjnych w Polsce. To też nie przysporzy jej zwolenników. Sądzę, że ta decyzja obróci się przeciwko Unii Europejskiej i przeciw samej Komisji, chyba że jej szefowie, Timmermans i Juncker jednak zmienią zdanie i nie będą posuwać się do działań niepoważnych.

Tutaj, w Brukseli pośród dziennikarzy panuje przekonanie, że Jean-Claude Juncker jest tym „dobrym gliną” zaś Frans Timmermans „tym złym”. Nic bardziej błędnego, oni działają razem. Jeden i drugi – podobnie jak pozostali komisarze, z nielicznymi tylko wyjątkami – kompletnie nic nie wie na temat Polski. Timmermans przyszedł na spotkanie kolegium komisarzy z gotową wykładnią, która została zaakceptowana. Nie chce mi się wierzyć, że pani Elżbieta Bieńkowska [komisarz UE ds. rynku wewnętrznego i usług] zachowała się jak lwica i broniła dobrego imienia Polski. Dla reszty komisarzy natomiast ta sprawa jest dość obojętna.

 

To wszystko wymaga dodatkowej działalności informacyjnej ze strony polskiego rządu i różnych środowisk, w tym dziennikarzy. Trzeba pompować informacje w niezbyt pełne głowy komisarzy i polityków europejskich.

 

Jaki był udział pochodzących z Polski polityków i urzędników, a także ukazujących się nad Wisłą mediów w takiej decyzji komisarzy?

Myślę, że zasadniczy. Co prawda Europejska Partia Ludowa, do której należy Platforma, postępuje póki co o tyle spokojnie, że jej europosłowie wstrzymują się od głosu, ale w systemie, jaki obowiązuje w Parlamencie oznacza to właściwie głosowanie „za”. Jeśli więc nie ma ze strony EPL jasnego sygnału, że dana kwestia jest „dęta” i nie trzeba się nią zajmować, oznacza to, iż zająć się nią można a nawet należy.

 

Trzeba sobie też zdać sprawę z tego, że podstawowym źródłem informacji dla polityków, a w szczególności dla komisarzy europejskich nie są źródłowe materiały dostarczane im na biurko – bo nie mają czasu im się przyjrzeć – ale media. Jeszcze zanim doszło do wyborczego zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości oni już słyszeli, że oznaczałoby ono zamach stanu i wybuch nacjonalizmu. Byli więc już odpowiednio nastawieni. Oprawa propagandowo-medialna odgrywa tu sporą rolę. Gdyby przekaz był wyważony, uwzględniający również stanowisko strony rządowej, sytuacja przedstawiałaby się inaczej. Zostaliśmy jednak wykreowani na „czarnego luda”, czego efekty właśnie obserwujemy.

 

Czy swoją cegiełkę do tej europejskiej awantury dołożył również Donald Tusk?

Z pewnością. O ile na początku zachowywał się dość oględnie, to już ostatnio wyraźnie się uaktywnił. Nie jest to co prawda polityk decyzyjny, szczególnie liczący się w Unii, jednak z jego ust padły sformułowania o tym, że trzeba kontrolować Prawo i Sprawiedliwość.

 

Wspomniał Pan o wątpliwościach dotyczących kompetencji Komisji Europejskiej odnośnie obejmowania naszego państwa taką procedurą. Sądzi Pan, że strona polska zdecyduje się badać tę sprawę i ewentualnie zakwestionować środową ingerencję?

To zależy od pani premier i od rządu, moim zdaniem warto spróbować takiej drogi. Mamy do czynienia z precedensem. Nie może być tak, że Komisja Europejska decyduje o sprawach takich jak skład Trybunału Konstytucyjnego w Polsce. Tymczasem ona chce nakazać nam przyjęcie w skład Trybunału sędziów wybranych z naruszeniem dobrego obyczaju i obowiązujących reguł oraz z intencją zawłaszczenia tego gremium przez jedną partię. Komisja nie może się mieszać w to i mówić nam: ci sędziowie są dobrzy a tamci niedobrzy. Gdybym był doradcą polskiego rządu, sugerowałbym kwestionowanie procedury przyjętej wobec nas, zwłaszcza, iż ona jest nowa a instytucje europejskie dysponują poważnymi ekspertyzami mówiącymi, że również jest niezgodna z traktatami.

 

Co zechciałby Pan zaakcentować w trakcie czekającej nas debaty w Parlamencie Europejskim na temat Polski?

Nowa jakość w tej debacie to udział pani premier, która będzie odpowiadać na pytania europosłów. Może to też, oczywiście wzmocnić retoryczną siłę przeciwników, którzy zapewne będą opowiadać niestworzone historie o zamachu stanu czy czymś równie strasznym. Świeżym czynnikiem jest też to, co stało się dzisiaj, czyli formalne uznanie Polski przez Komisję Europejską za kraj podejrzany.

 

Mamy w obecnej sytuacji dwóch podstawowych wrogów. Pierwszym jest lewicowa ideologia, która rządzi Unią Europejską i dużą częścią państw kontynentu. Na to nie jesteśmy w stanie nic poradzić. Drugim wrogiem Polski jest ignorancja po stronie przeciwników i w tej sprawie coś zrobić możemy. Zbliżającą się debatę traktuję więc jako okazję do przekazywania twardych informacji o Polsce.

 

Realnie rzec biorąc, środowa decyzja KE formalnie niewiele zmienia. Jeśli polski rząd uważa, że pewne zmiany są Polsce potrzebne, należy je wprowadzić. Węgrzy ćwiczą już od dłuższego czasu analogiczną politykę Unii, pewnie i nas czeka to samo. Mój pogląd na to, co będzie działo się w przyszłości jest właśnie taki: uważam, iż ciągle będziemy w podobny sposób nękani, łajani. Znam instytucję Unii Europejskiej, wiem jak ona działa. Nie należy się spodziewać, że większość oponentów powie nagle: przepraszamy, mieliście jednak słuszność albo że racje są podzielone. Cóż, polityka nie jest zabawą dla dzieci, musimy na to wszystko się przygotować.

 

 

 

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał RoM

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie