20 grudnia 2013

Elektroniczny poborca sprawdzi Twoją kieszeń

(Fot. v_hujer/sxc.hu)

Postęp technologii informatycznych to wielka szansa. Jednak jeśli u władzy są akurat nieuczciwi ludzie, którym ciągle brakuje pieniędzy, może on przerodzić się w wielkie zagrożenie. Rządy i instytucje finansowe dążą do wyeliminowania gotówki i pełnego zastąpienia jej przez pieniądz elektroniczny. Wszystko po to by mieć większe zyski, łatwiejszy dostęp do opodatkowania, a także większą kontrolę nad konsumentem-obywatelem.

 

Według ogłoszonego niedawno raportu „Cashless Journey” autorstwa firmy MasterCard, świat  wolniej lub szybciej zmierza ku społeczeństwu bezgotówkowemu. W tzw. „społeczeństwach niemal bezgotówkowych” takich jak Belgia, Francja, Kanada, Wielka Brytania, Szwecja, Australia czy Holandia transakcje przeprowadzone bez użycia banknotów czy bilonu odpowiadają za 85 do 93 procent wolumenu sprzedaży. W pięciu krajach, takich jak Stany Zjednoczone, Niemcy, Korea, Singapur czy Japonia odsetek ten wynosi od 62 (Japonia) do 80 procent (Stany Zjednoczone). Gospodarki te są bliskie osiągnięcia punktu krytycznego i przejścia do społeczeństwa bezgotówkowego. Następną kategorię tworzą gospodarki będące w „fazie przejściowej”, w których płatności elektroniczne to 40-60 proc. wszystkich transakcji konsumenckich. Do tej grupy zalicza się między innymi Polska, Włochy, Grecja czy Chiny. W ostatniej grupie, znalazły się rynki, które „dopiero zaczynają swój odwrót od gotówki” – m.in. Rosja, Indie czy Kolumbia. 

Wesprzyj nas już teraz!

 

Utopia goni utopię

 

Raport pokazuje styl myślenia zwolenników wyeliminowania gotówki z obiegu. Otóż społeczeństwo bezgotówkowe jest ostatecznym celem do którego należy dążyć i który zostanie prędzej czy później osiągnięty, podobnie jak komunizm w myśli marksistowskiej. Autorzy mówią o „czterech etapach ewolucji” ku tej utopii. Nie znaczy to, że po drodze nie trzeba będzie pokonać różnych przeszkód. Wręcz przeciwnie. Na przeszkodzie może stać np. brak dostępu do usług finansowych, niedostateczna technologia czy infrastruktura, brak rozwiązań oferowanych przez sprzedawców i wreszcie czynniki kulturowe. Te ostatnie są przeszkodą w Niemczech, Japonii czy na Tajwanie. Choć w tych społeczeństwach płatności bezgotówkowe są częste, a infrastruktura rozwinięta, to potencjał zmian jest niewielki.  Konsumenci lubią gotówkę i nie boją się jej używać, gdyż przestępczość na ulicach jest w tych krajach niska.

 

Jednak dla techno-utopistów preferencje konsumentów nie są najistotniejsze. Jeśli myślą oni niewłaściwie, to należy im odpowiednio pomóc poprzez interwencje rządowe. Jako wzór MasterCard podaje tu kraje takie jak Zjednoczone Emiraty Arabskie i Chiny. Mimo braków związanych z technologią, know-how, etc. użycie pieniądza bezgotówkowego rośnie tam bardzo szybko. To w dużej mierze dzięki działalności Chińskiej Partii Komunistycznej, Chiny – pod względem potencjału przejścia do społeczeństwa bezgotówkowego uzyskały najwyższy możliwy wynik.

 

Kto zarobi, kto skorzysta

 

MasterCard przekonuje, że dojście do społeczeństwa bezgotówkowego jest niezbędne, gdyż koszty gospodarki gotówkowej wynoszą 1,5 procenta PKB. Zapewne chodzi o straty ponoszone w związku z kradzieżami, a także o wydatki na konwoje czy przechowywanie pieniędzy. Nie dowiadujemy się jednak, ile nakładów wymagają transakcje bezgotówkowe, a przecież również one są znaczące. Produkcja i obsługa bankomatów, terminali, zabezpieczeń komputerowych także nie jest rzeczą tanią. Do tego dochodzą prowizje. W Polsce np. pobierana przez bank opłata interchange wynosiła jeszcze niedawno ok. 1,5 procenta. Do połowy 2014 r. będzie ona musiała zmaleć do 0,5 procenta za sprawą rządowej regulacji.

 

Interchange to tylko jedna z opłat. Transakcje bezgotówkowe wiążą się także z wydatkami na rzecz organizacji płatniczej takiej jak MasterCard i pośredniczącego agenta rozliczeniowego. Łączne koszty wynoszą niekiedy nawet 3-4  proc., co niekiedy pochłania wręcz całą marżę sklepu i sprawia, że handel staje się nieopłacalny. Stąd często sprzedawcy akceptują płatności kartą tylko powyżej określonej kwoty albo w ogóle nie zakładają terminali.

 

Płatności bezgotówkowe są więc żyłą złota, ale niekoniecznie dla wszystkich uczestników rynku. Na pewno korzystają na nich instytucje finansowe oraz rządy. Te pierwsze uzyskują wiedzę na temat preferencji zakupowych i zachowań klienta. Mogą je wykorzystać oferując kredyt, albo „podzielić” się nimi z innymi firmami, zainteresowanymi „spersonalizowaną” reklamą. Sytuacja, w której wszystkie transakcje są rejestrowane w systemach elektronicznych pozwala rządowi na  uzyskanie informacji o tym, gdzie dany obywatel przebywa i na co lubi wydawać pieniądze. To łatwy sposób, by w razie potrzeby znaleźć na niego przysłowiowego haka. Wreszcie – jeśli dany obywatel okaże się niepokorny, to wystarczy… zablokować mu dostęp do konta, skazując praktycznie na żebractwo lub śmierć głodową. Nie dziwią więc wysiłki chińskich władz w celu upowszechnienia płatności bezgotówkowych ani podobne pomysły władz izraelskich.

 

Wyeliminowanie gotówki z obiegu to także więcej pieniędzy w bankach. A te można w wyjątkowo łatwy sposób opodatkować. Pieniądze ulokowane w działających według rezerwy cząstkowej bankach nigdy nie są w pełni bezpieczne. Jednak o ile instytucje państwowe do tej pory zajmowały się głównie zabezpieczeniem depozytów w przypadku problemów banków z wypłacalnością, to teraz zabrały się za ich konfiskatę. Przykład tego widzieliśmy na Cyprze w marcu 2013 r.. Władze skonfiskowały tam 6,75 proc. od depozytów liczących mniej niż 100 tysięcy euro, a także 10  proc. wartości depozytów przekraczających tę kwotę. Niestety wszystko wskazuje, że na tym się nie skończy. Ponieważ lud cypryjski zachował się spokojnie, Komisja Europejska zasugerowała „zaproszenie” osób, których depozyty przekraczają 100 tysięcy złotych do „partycypacji” w kosztach systemu bankowego. Podobną opinię wypowiedział w kwietniu Federico Ghizzoni, prezes UniCredit Group. Z kolei Międzynarodowy Fundusz Walutowy wydał w październiku dokument uzasadniający konieczność nałożenia dziesięciny na wszystkie gospodarstwa domowe, których oszczędności są większe niż zobowiązania. Nowy haracz miałby na celu oczywiście ratowanie zagrożonych przez zadłużenie budżetów państw. Jeśli więc wszystkie pieniądze znajdować się będą w bankach, to siłą rzeczy większe kwoty podlegać będą tego typu prostej z punktu widzenia rządów formie opodatkowania.

 

Wszyscy wstąpimy do klubu Baha?

 

Dążenie do wyeliminowania gotówki z obiegu i opodatkowania depozytów to już niemało. Czy jednak elity rządzące i finansowe mogą pójść o krok dalej? Obecnie finansowani przez Engineering and Physical Sciences Research Council naukowcy prowadzą badania nad trzyletnim projektem “Zarządzanie tożsamością: Odpowiedź społeczeństwa na technologie i usługi związane z identyfikacją tożsamości”. W jego ramach trwają badania nad skanowaniem zapachu czy wszczepianiem czipów. Wydaje się, że te niewielkie urządzenia wszczepiane obowiązkowo psom mogłyby pełnić rolę dowodu tożsamości, a jednocześnie karty płatniczej. Również czipowanie ludzi nie jest zupełną nowością. W barcelońskim klubie Baha już w pierwszej połowie ubiegłej dekady wprowadzono płatności za pomocą czipa, co cieszy się dużą popularnością bywalców przybytku. Powstaje pytanie – czy w przyszłości będzie ono obowiązkowe? Czy może całe społeczeństwa, podobnie jak hiszpańscy klubowicze, dobrowolnie poddadzą się czipowaniu? 

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie