14 września 2012

Starajmy się wielbić Boga w każdej czynności

Kochamy Boga naprawdę wtedy, kiedy staramy się Mu podobać we wszystkim, co robimy.

Św. Ignacy miał tak wielkie pragnienie oglądania Boga, że kiedy zastanawiał się nad śmiercią, płakał z radości. Nie należy co prawda prosić ani o dłuższe życie, ani o śmierć. Ale nie jest grzechem, jeśli ktoś pożąda śmierci dlatego, żeby móc prędzej oglądać Boga twarzą w twarz. Ten sam św. Ignacy dodawał, że chociaż pożąda śmierci, to przecież chciałby pozostać na ziemi tak długo, jak długo podobałoby się to Bogu. Pragnął on zbawienia dusz tak bardzo, że pewnego dnia, kiedy nie mógł nawrócić jakiegoś zatwardziałego grzesznika, zanurzył się po szyję w zamarzniętym stawie, żeby tamtemu wyjednać u Boga łaskę nawrócenia. Kiedy szedł do Paryża, jeden z jego uczniów zabrał mu wszystkie pieniądze. Uczeń ten zachorował później w Rouen, a św. Ignacy na wieść o tym opuścił Paryż i pieszo, bez butów, udał się do łoża chorego, żeby mu wyprosić zdrowie, mimo że w sercu mógł mieć do niego żal z powodu zabranych pieniędzy.

Powiedzcie, bracia: czy to nie jest doskonała miłość? A wam się wydaje, że robicie bardzo dużo, kiedy komuś przebaczacie. Kochajmy wszyscy Boga i bliźniego – do tego nie trzeba ani bogactw, ani nauki. Serce ma każdy, a do miłości Bożej to wystarcza.

Wesprzyj nas już teraz!

Dwóch pustelników przez dłuższy czas prosiło kiedyś Boga o łaskę wiernego służenia Mu i kochania Go – przecież dla tego celu porzucili świat. W czasie modlitwy usłyszeli głos, który wezwał ich, by poszli do Aleksandrii, gdzie znajdą człowieka imieniem Eucharystes i jego żonę Marię, którzy służą wiernie Bogu; od nich mieli się nauczyć, jak doskonale miłować. Uszczęśliwieni tym natchnieniem, wybierają się więc do Aleksandrii.

Po przybyciu na miejsce, przez kilka dni rozpytują się o te święte osoby, ale nie mogą ich znaleźć. Już mieli wracać na pustynię, sądząc, że głos, który słyszeli, był zwodniczy. Nagle w progu mieszkania spostrzegli jakąś niewiastę, spytali ją więc, czy nie zna przypadkiem człowieka imieniem Eucharystes.

To mój mąż – odpowiedziała niewiasta.

A ty się nazywasz Maria? – dopytywali się pustelnicy.

– Kto wam powiedział, jak mam na imię?

Głos nadprzyrodzony. Przybyliśmy tu, żeby odbyć z wami rozmowę.

Wieczorem powrócił do domu mąż tej niewiasty, prowadząc maleńką trzodę baranów. Pustelnicy powitali go i poprosili, żeby im opowiedział o swoim sposobie życia.

Ach, ojcowie, przecież ja jestem biedny pasterz!

Nie o to pytamy; powiedz, w jaki sposób żyjecie i jak służycie dobremu Bogu?

Ojcowie, to raczej wy mnie pouczcie, jak trzeba służyć Bogu, bom ja ubogi i nieoświecony prostak.

Mniejsza o to! – oni na to. – Z polecenia Bożego przyszliśmy cię zapytać, jak oboje z żoną służycie Bogu.

Więc dobrze, opowiem wam. Miałem bogobojną matkę, która od młodości zachęcała mnie, żebym wszystko robił i wszystko znosił z miłości do Boga. Przyjmuję też chętnie uwagi, jakie mi ludzie robią; wszystko odnoszę do Boga. Wstaję rano, odmawiam modlitwy i pracuję z miłości ku Bogu. Na spoczynek udaję się również z miłości ku Niemu. Z tych samych pobudek cierpię głód, pragnienie, zimno i gorąco, znoszę choroby i wszelkie dolegliwości. Dzieci nie mam; z żoną żyję zawsze w wielkiej zgodzie jak z siostrą. Oto sposób postępowania mój i mojej żony.

Pustelnicy z podziwem popatrzyli na te miłe Bogu dusze i spytali jeszcze, czy mają oni jakiś majątek.

Mało posiadam; ta trzódka, którą odziedziczyłem po ojcu, zupełnie mi wystarcza. Moje skromne dochody dzielę na trzy części: jedną daję kościołowi, drugą ubogim, a reszta służy na utrzymanie moje i mojej żony. Odżywiam się skromnie; nigdy się jednak nie żalę, wszystko znoszę z miłości ku Bogu.

– Czy masz jakichś nieprzyjaciół? – pytali jeszcze pustelnicy.

Ach, ojcowie, kto by ich nie miał! Chociaż ich mam, to jednak staram się im przy każdej sposobności wyświadczać jakieś przysługi, a sam nikomu nie wyrządzam krzywdy.

Wysłuchawszy tego wszystkiego pustelnicy wrócili do domu, bardzo zadowoleni, że pokazano im tak łatwy sposób podobania się Bogu i uświęcenia się.

Widzicie stąd, bracia, że jeśli chce się kochać Boga i bliźniego, nie trzeba wcale być ani uczonym, ani mądrym – we wszystkich uczynkach trzeba tylko szukać chwały Bożej i wszystkim świadczyć dobro – tak samo złym, jak i dobrym.

Niech naszym wzorem będzie Jezus Chrystus, który umiłował wszystkich ludzi, nie wyłączając Swoich katów. Patrzcie, jak prosi dla nich o przebaczenie i miłosierdzie! Także i za nich ofiaruje Swoją mękę i śmierć. Jeżeli nie mamy cnoty miłości, to nie mamy niczego – jesteśmy chrześcijanami tylko z pozoru. Jeżeli nie będziemy kochali wszystkich ludzi – nawet największych nieprzyjaciół – to pójdziemy na potępienie. A ponieważ, bracia moi, ta piękna cnota jest darem niebios, módlmy się o nią gorąco, a wtedy na pewno ją otrzymamy. A kiedy posiądziemy cnotę miłości, będziemy podobać się Bogu i zapewnimy sobie niebo.

Św. Jan Maria Vianney, Kazania proboszcza z Ars, VIATOR, Warszawa 1999, s. 299-301

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 290 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram