23 kwietnia 2015

Mowa „nieradykalnych” morderców: tutaj modlimy się tylko do Allacha

(fot.REUTERS/Antonio Parrinello/Files/FORUM)

Okazuje się, że do zabijania w imię Mahometa nie potrzeba wcale ekstremistów. Dwunastu chrześcijan, którzy płynęli z Libii do Włoch na prowizorycznych łódkach zostało wyrzuconych w morze przez swoich muzułmańskich towarzyszy podróży. Zabici imigranci zginęli za wiarę w Jezusa, ale mordu nie dokonali żadni bojownicy z ISIS, tylko zwykli ludzie – tak zwani umiarkowani muzułmanie.


Jeszcze nie zdążyliśmy się pogodzić, jeśli w ogóle kiedykolwiek mogłoby to nastąpić, z męczeńską śmiercią dwudziestu jeden egipskich Koptów ściętych przez barbarzyńskie brygady ISIS, gdy dżihadyści znów opublikowali kolejny film z egzekucji. Tym razem podbili stawkę i zabili trzydziestu etiopskich chrześcijan. Informatorzy z Libii potwierdzają, że zamordowani nie zgodzili się przyjąć islamu i z pełną świadomością szli na śmierć z powodu Jezusa. Podobnie jak męczennicy z Malatja. Przypomnę, że na filmie z egzekucji Koptów widać jak mężczyźni wzywają imienia Chrystusa i oddają odważnie ziemskie życie. W wyniku tej nowej tragedii, Etiopia ogłosiła trzydniową żałobę narodową. Abune Mathias I., Patriarcha Etiopskiego Kościoła Prawosławnego uznał mord chrześcijan za odrażający i tchórzliwy akt przeciwko ludzkości. Nie tylko przeciwko chrześcijanom. Egzekucja nie zelektryzowała jednak opinii publicznej na Zachodzie. Okcydent powoli przyzwyczaja się do krwawych spektakli. Możliwe, że zacznie wkrótce kwitować zabójstwa chrześcijan na tle religijnym obojętnym wzruszeniem ramion i pytaniem: „Znowu?” A może już tak robi? W każdym razie, żadnych protestów, żadnych marszów z udziałem polityków z pierwszych stron gazet, żadnych słów oburzenia raczej się nie doczekamy. Zarówno Zachód, jak i świat islamu znacząco w tej sprawie milczą, co jest oczywistym współudziałem w mordzie. Bierność także.

Wesprzyj nas już teraz!

Jak się jednak okazuje, do zabijania w imię Mahometa nie potrzeba wcale ekstremistów. W ostatnim czasie dwunastu chrześcijan, którzy płynęli z Libii do Włoch na prowizorycznych łódkach zostało wyrzuconych w morze przez swoich muzułmańskich towarzyszy podróży. Zginęłoby niewątpliwie więcej chrześcijan, gdyby nie utworzyli żywego łańcucha.

Zginęli za wiarę w Jezusa

„Incydent” na Morzu Śródziemnych wskazuje na kilka ważnych aspektów prześladowań wyznawców Chrystusa.

Po pierwsze, zabici imigranci zginęli za wiarę w Jezusa. To nie była jakaś „awantura religijna”, jak to cynicznie podsumowała „Gazeta Wyborcza”, lecz śmierć męczeńska, ponieważ chrześcijanie zaczęli się w pewnym momencie modlić do Boga. Prosili o uratowanie ich i bezpieczne dotarcie do brzegu.

Po drugie, mordu nie dokonali żadni ekstremiści z ISIS, tylko zwykli ludzie, i tak się złożyło, że byli to muzułmanie. Po trzecie, wspomniany obrzydliwy nagłówek „Wyborczej” i zredukowanie mordu z przyczyn religijnych do „awantury” ukazuje w pełnej krasie nastroje lewaków i libertynów. Niby potępiają zabójców, ale gdzieś w oddali pobrzmiewa jakaś sadystyczna satysfakcja ze śmierci „awanturujących się”.

Po czwarte, wprawdzie imam we Włoszech – przewodniczący Unii Wspólnot Muzułmańskich Ezzedine Elzir –  określił mord na Morzu jako w pełni niedopuszczalny i niszczący dobre imię islamu (a co ma mówić?), ale, dodał swoje „ale”… . Co prawda nie wolno zabijać niewiernych, ale… tym z kolei nie wolno się modlić do innego Boga niż Allah, a już na pewno nie do Jezusa. Jest jakiś absolutny skandal w tej wypowiedzi, która, gdyby solidarność Włochów z zabitymi była silna, powinna wywołać pod jego oknami masowe marsze sprzeciwu i wyproszenie imama z kraju. Nie dość bowiem, że otwiera on furtkę do argumentacji usprawiedliwiającej muzułmańskie mordy religijne, to jeszcze pozwala sobie na jawną koranizację, korzystając z nieszczęścia konkretnych ludzi na morzu.

Po piąte, wyznawcom ideologii zwanej poprawnością polityczną kończą się powoli argumenty. Już nie można ot tak stwierdzić, że islam nie ma nic wspólnego z mordami chrześcijan. Ma i to sporo. Na łodzi pełnej imigrantów byli tak zwani umiarkowani muzułmanie.

 

Dla mnie niezwykle niepokojąca jest przede wszystkim obojętność świata muzułmańskiego wobec masowych mordów w imię islamu. A jeśli już ktoś się publicznie wypowie przeciw muzułmańskim zbrodniom, to od razu doda swoje „ale”. Właśnie. Żadnych słów potępienia, żadnego masowego błagania o przebaczenie, żadnych wieców sprzeciwu. Warto zwrócić uwagę, że Organizacja Współpracy Islamskiej, czyli największa, po ONZ międzynarodowa organizacja skupiająca państwa muzułmańskie nie wystosowała dotąd żadnego apelu, żadnego oświadczenia. No tak, ale zrozumiemy to lepiej, gdy przyjrzymy się waśniom wewnątrz samego świata islamu. Tam trwa również krwawa rozprawa i nie potrzeba do niej ani „krzyżowców”, ani „niewiernych”.

Pod nóż poszli najpierw chrześcijanie

Prześladowania muzułmanów, o których świat mediów mainstreamowych opowiada z uporem maniaka, wprawdzie rzeczywiście występuje, ale jest sprawą wewnętrzną samych muzułmanów. W Syrii sunnici mordują szyitów, w Iraku zabijają się nawzajem, Arabia Saudyjska ścina z satysfakcją odstępców szyickich, a w Iranie wieszani są sunnici. W Jordanii wybuchają meczety szyitów, a eksplozje finansuje Araba Saudyjska oraz Al Kaida. W większości sunnickich Pakistanie i Bangladeszu napady na „niewiernych” szyitów to codzienność. Nie zapominajmy jednak, że zaistniała sytuacja w świecie islamu następuje wówczas, gdy pod nóż poszli najpierw chrześcijanie, czyli ci, którzy ex definitione muszą zostać wyeliminowani z przestrzeni publicznej najpierw. Najlepiej fizycznie. O tym przypomina nam setna rocznica ludobójstwa, pierwszego Holokaustu w Europie, jakiego na chrześcijanach dokonali Turcy i Kurdowie w latach 1915-1917.

I oprócz Stolicy Apostolskiej ofiary nie mają swojego obrońcy. Watykan od pewnego czasu sugeruje, aby kraje Zachodu w silnej koalicji międzynarodowej zaczęły działać w imię tak zwanej sprawiedliwej wojny. Krucjaty pewnie z tego nie będzie, ale Węgry potrafiły znaleźć środki na wysłanie swoich żołnierzy do Iraku, aby bronili chrześcijańskich cywilów i uchodźców i szkolili milicje chrześcijańskie. Szef watykańskiej dyplomacji abp Paul Richard Gallagher powiedział, że „dopuszczalne jest powstrzymanie agresji poprzez działania wielostronne i proporcjonalne użycie siły”. Wiemy, że w Iraku i w Syrii powoli zaczynają tworzyć się chrześcijańskie ugrupowania paramilitarne, których zadaniem jest obrona rodzin chrześcijańskich, że docierają do nich ochotnicy z Zachodu, którzy walczą z mordercami spod sztandaru półksiężyca.

Śmiem jednak wątpić, aby USA, Francja, Wielka Brytania (w tym Polska) potrafiły wpaść na pomysł uzbrojenia chrześcijan z Iraku czy Syrii, przeprowadzać z nimi szkolenia, manewry i pomagać im w dawaniu w konkretny sposób odporu siłom zła. Wydaje się raczej, że tym, którzy rządzą dziś Zachodem bardziej zależy na zanikaniu chrześcijaństwa w jego kolebce, czyli na obszarze działalności pierwszych Apostołów, pierwszych gmin wyznawców Jezusa, obrad pierwszych soborów. To tereny rdzennie chrześcijańskie. Własność wyznawców Chrystusa, nie ISIS. Islam pojawił się na nich ponad 600 lat później. Jakże to głęboko smutne i tragiczne, że pomimo środków, którymi w krótkim czasie można by było zdławić muzułmańską rebelię, czeka się raczej, aż ona wyniszczy chrześcijaństwo. Efekt jest taki, że każdy kolejny miesiąc zakorzeniania się islamistów na tych obszarach to ich sukces w postaci nowych wyznawców bożka zagłady rekrutowanych z młodych muzułmanów żyjących w Unii Europejskiej.

Tomasz M. Korczyński






Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie