16 listopada 2017

Dwa lata Beaty Szydło. Bilans zysków i zaniedbań

(fot. Adam Chelstowski/FORUM)

Dzięki kosztownym i atrakcyjnym w oczach wyborców programom socjalnym, a także pociągającej dla swego potencjalnego elektoratu retoryce, od początku kadencji PiS zadbał o wysokie, a zarazem stabilne poparcie. Jak je wykorzystał? Dla siebie dobrze, dla Polski – obiektywnie średnio. W porównaniu z poprzednikami rządy Zjednoczonej Prawicy przyjąć należy i tak z głębokim oddechem ulgi.

 

Wicepremier Mateusz Morawiecki w założeniach swego długofalowego programu trafnie zdiagnozował kilka najistotniejszych problemów polskiej gospodarki. „Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju” ma na celu między innymi poprawę konkurencyjności rodzimych firm (dwie trzecie nominalnie polskiego eksportu jest udziałem działających nad Wisłą firm zagranicznych) i innowacyjności oraz wsparcie tutejszych marek. Rozwój ma opierać się na oszczędnościach. Autorzy „planu Morawieckiego” dostrzegli nasz deficyt demograficzny i niskie płace. Uszczelnili ściągalność VAT, co radykalnie zwiększyło wpływy budżetowe, a zarazem ukazało szerokiej publiczności skalę nadużyć, do których dopuszczała w tej materii poprzednia ekipa.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Póki co jednak, wytwarzający lwią część polskiego Produktu Krajowego Brutto mali i średni przedsiębiorcy daremnie wypatrują zapowiadanego uproszczenia biurokratycznych procedur, a także – przede wszystkim – obniżki kosztów pracy. Byłby to mocny argument na „tak” dla setek tysięcy zarabiających za granicą rodaków – przynajmniej tych, którzy rozważają powrót do kraju i rozkręcenie tutaj własnych firm.

 

Sztandarowy projekt społeczny Prawa i Sprawiedliwości, czyli program „500+”, pomógł wyrwać się ze sfery ubóstwa tysiącom rodzin. Niemal nikt spośród polityków, włącznie z opozycją, nie ma już odwagi go krytykować, nikt też na razie nie rozważa jego likwidacji. W odpowiednim momencie byłoby jednak lepiej (z ekonomicznego punktu widzenia) zastąpić go zdrowszymi instrumentami, choćby w postaci stopniowego zwiększania kwoty wolnej od podatku. Miejmy też nadzieję, że rządzący mają w zanadrzu scenariusz na okoliczność nieuniknionego – oby później niż prędzej – odwrócenia się bardzo korzystnych obecnie trendów gospodarczych. Te powinny dać nam już teraz impuls do wyhamowania, a następnie komendy „w tył zwrot” dla tendencji katastrofalnego już dzisiaj zadłużania państwa.

 

Na plus w sferze społecznej trzeba jeszcze zapisać rządzącym wprowadzenie programu „Za życiem”, uwzględniającego osłonowe elementy odrzuconego jesienią 2016 roku projektu „Stop Aborcji”.

 

Jednym z najbardziej krytykowanych resortów w rządzie premier Beaty Szydło jest MSZ. Szef dyplomacji zbiera regularne cięgi – zarówno od obecnej opozycji, która w okresie własnych rządów realizowała politykę zorientowaną na Berlin i Moskwę, jak i od części obserwatorów z prawej strony. Ci ostatni wytykają ministrowi Waszczykowskiemu oraz jego urzędnikom nadmierną, jeśli nie całkowitą uległość wobec sąsiadów. Przede wszystkim chodzi tu o przymykanie oczu na budowanie przez Ukrainę swej narodowej tożsamości w oparciu o kult zbrodniczych formacji nacjonalistycznych, które w okrutny sposób pozbawiały życia naszych kresowych rodaków podczas II wojny światowej. Dopiero w ostatnim czasie Warszawa przybrała twardszy kurs względem Kijowa. Tak jak w innych sferach aktywności obozu władzy, musimy jednak poczekać na rzetelną ocenę skutków tej zmiany. Wkrótce przekonamy się, na ile wyjdzie ona poza retorykę i znajdzie odzwierciedlenie w faktach.

 

Obserwując zarówno relacje Polski z Ukrainą jak i Litwą, łatwo o refleksję, że nie potrafimy znaleźć skutecznego antidotum na wpływy wywierane przez Rosję w celu poróżnienia wszystkich tych państw (i narodów). Naszej dyplomacji brakuje elastyczności, strategii i zdolności przewidywania, ale również niejednokrotnie adekwatnych reakcji. Obaj sąsiedzi widzą, że mogą pozwolić sobie z Warszawą na wiele, na czym cierpią zarówno nasi rodacy na Litwie, jak i zdrowe relacje oraz polskie poczucie godności w kontaktach z Ukrainą.

 

Promocyjnym sukcesem Polski była wizyta prezydenta Donalda Trumpa, który w Warszawie wygłosił pierwsze w swojej kadencji programowe przemówienie na kontynencie europejskim. Pełne zorientowanie polityki rządu RP na Waszyngton w połączeniu z zaczepną postawą Rosji zaowocowało zwiększeniem amerykańskiego zaangażowania w naszej części Europy i większą mobilizacją w szeregach NATO. Polska wypełnia zobowiązania związane z przynależnością do Paktu (finansowanie armii na poziomie 2,5 procenta PKB) licząc na wsparcie sojuszników w przypadku militarnych problemów. Mając do czynienia z dużymi sąsiadami uznającymi nasze państwo za własną strefę wpływów to ryzykowne , lecz nienajgorsze rozwiązanie, jednak zbrojąc się (najlepiej – po zęby), co najmniej równie gorliwie… módlmy się o pokój.

 

Obserwując międzynarodowe poczynania rządzących dziś naszym państwem trudno, niestety, posądzić ich o umiejętność twardego forsowania stanowisk korzystnych dla Polski. Oczywiście, w porównaniu z poprzednikami i tak obserwujemy znaczny postęp.

 

Nasi przedstawiciele nie są jednak w stanie (a może po prostu nie chcą) zdecydowanie „postawić się” zagranicznym lobbies realizującym postulaty ideologicznej lewicy, o czym więcej za moment. Nie jesteśmy w stanie wybrnąć, tak jak robią to inne państwa środkowej Europy, z pseudo-ekologicznej pułapki ukrytej w tak zwanym pakiecie klimatycznym. U swych wyborców w dyplomatycznej sferze aktywności Prawo i Sprawiedliwość zyskuje przede wszystkim konsekwencją w blokowaniu fali imigrantów z Bliskiego Wschodu. Z niezrozumiałych natomiast powodów nieustannie otwiera szeroko drzwi przed setkami tysięcy przybyszów z Ukrainy, racząc ich w dodatku nieuzasadnionymi socjalnymi przywilejami. Masowy import pracowników ze wschodu odbija się, oczywiście niekorzystnie na strukturze płac, zaniżając je wbrew tendencjom rynkowym.

 

Dużym rozczarowaniem dla wielu wyborców PiS była postawa zwycięskiego obozu w kwestiach moralnych. Prawodawstwo dotyczące życia ludzkiego, małżeństwa i rodziny jest dla każdego państwa kryterium jego pozycji cywilizacyjnej. Niestety, wbrew deklaracjom zawartym w programie Prawa i Sprawiedliwości, w ciągu dwóch lat rząd i parlament nie wyprowadzili Polski z kręgu państw kultywujących eugenikę. Nasze ustawy wciąż nie respektują w pełni prawa do życia i pozwalają selekcjonować godnych oraz niegodnych przyjścia na świat. W tej drugiej grupie pozostają dzieci poczęte w wyniku gwałtu, a także podejrzane o upośledzenie bądź chorobę.

 

Sposób, w jaki liderzy partii traktują tę kwestię, powinien budzić zdecydowany sprzeciw (dlaczego nie budzi, to już osobny temat – trudny dla Kościoła i katolickich mediów). Najpierw, łamiąc przedwyborcze porozumienie z ugrupowaniem Marka Jurka, zadbali, by na wspólnych listach wyborczych znalazła się znacznie mniejsza od uzgodnionej liczba kandydatów znanej z postawy pro-life Prawicy Rzeczypospolitej. Następnie umiejętnie „rozegrali” weteranów obrony życia w Polsce, rozbijając front zwolenników powszechnego prawa do narodzin. Kropką nad „i” było obalenie społecznej inicjatywy „Stop Aborcji”, a później zakpienie z „koncesjonowanych” pro-liferów, którzy się z niej wyłamali. Daremnie czekają też wszyscy zaniepokojeni ekspansją światowych trendów zmierzających do rozbicia normalnie rozumianej rodziny. W polskich szkołach wciąż bezkarnie hulają deprawatorzy dzieci, prowadzący – za zgodą dyrektorów i przy biernej akceptacji kuratorów oświaty, za to często bez wiedzy rodziców – wulgarne instruktaże rozwiązłości. Polska nie wypowiedziała wciąż Konwencji Stambulskiej, nakazującej m.in. zwalczać kulturowe i religijne „stereotypy” dotyczące ról kobiety i mężczyzny. Nasze państwo już w okresie rządów PiS poparło też afiliowanie przy ONZ kuratora nadzorującego, czy poszczególne kraje dostatecznie gorliwie wprowadzają w życie kolejne roszczenia lobby LGBT.

 

Niestety, wbrew szumnym zapewnieniom o swoich chrześcijańskich inspiracjach, Zjednoczona Prawica w kwestiach etycznych podąża szlakiem wytyczonym przez nominalną chadecję w krajach zachodnich. Najwyraźniej nie uznaje za ważne podjęcie kwestii tak istotnych dla lwiej części swych wyborców jak obrona (na różnych polach) rodziny przez globalnym walcem ideologicznej lewicy. Bez względu na konsekwencje – wewnętrzne czy międzynarodowe – broni (słusznie!) swoich pozycji w walce o Trybunał Konstytucyjny, sądownictwo, media. Z zadziwiającą jednak ustępliwością wobec politycznych przeciwników podchodzi do takich kwestii jak delegalizacja zabijania nienarodzonych, dostępność na rynku farmaceutycznym środków wczesnoporonnych (ukrywanych pod szyldem antykoncepcji awaryjnej), in vitro. Wystarczyła tylko lekka sugestia w mediach, że rozważane są działania zmierzające do delegalizacji pornografii, by nastąpiło ze strony obozu władzy energiczne dementi.

 

Wszystko to odbywa się w sztafażu szumnych deklaracji o poczuciu przynależności do chrześcijańskiej Europy. Prominentni politycy PiS jednak – podobnie jak poprzednicy u sterów władzy – coraz częściej  zdają się nam przypominać, że swoją wiarę wolą pozostawić w przedpokojach politycznych i państwowych gabinetów. Powinni więc w drugiej połowie swej kadencji rozważyć, jak poważna część katolickich wyborców przy okazji kolejnego głosowania również ograniczy swoje poparcie dla nich zaledwie do życzliwych deklaracji.

 

 

Roman Motoła

 

 

Powyższy tekst został opublikowany pierwotnie 16 listopada, w drugą rocznicę powołania rządu Beaty Szydło, pod tytułem: „Średnia zmiana nad Wisłą”

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie