28 sierpnia 2017

Duch czasu zamiast prawa i moralności, czyli „tęcza” nad Niemcami

(REUTERS / FORUM)

Legalizacja „małżeństw” jednopłciowych to żadna katastrofa; homoseksualne związki mają wielkie „wartości”; teraz nadszedł czas na błogosławienie par LGBT w Kościele. To tylko niektóre reakcje niemieckich duchownych i świeckich na zniszczenie małżeństwa przez Bundestag. Na szczęście nie brakuje i bardziej krytycznych głosów.


Za trzy miesiące zostaną w Niemczech zawarte pierwsze jednopłciowe „małżeństwa”. Prezydent Frank-Walter Steinmeier podpisał kontrowersyjną ustawę, przez wielu uważaną za niezgodną z konstytucją. Gdy chodzi o forsowanie ideologii LGBT, Niemcy konstytucją się jednak nie przejmują. Wystarczy im duch czasu. Pokłon składają mu nie tylko socjaldemokratyczni politycy; wówczas być może nie byłoby jeszcze nad czym załamywać rąk. Niestety, legalizację pseudomałżeństw homoseksualnych poparła też znaczna część chadeków, a reakcje przedstawicieli Kościoła katolickiego i organizacji katolickich na zmianę prawa pozostawiają wiele do życzenia. Zniszczenie małżeństwa tylko dla nielicznych jest prawdziwym problemem.

Wesprzyj nas już teraz!

Kardynał Marx: katolik nie musi głosować po katolicku

Przykładem tych zgubnych tendencji jest przewodniczący niemieckiego episkopatu, kardynał Reinhard Marx. Przed głosowaniem w Bundestagu Marx apelował o rozwagę i powściągliwość. Przekonywał, że podobnych zmian nie można dokonywać w tak błyskawicznym tempie, pod presją kampanii wyborczej; co więcej, argumentował, państwo powinno zostawić małżeństwo w spokoju i uznać, że brak równouprawnienia związków jednopłciowych nie jest żadną formą dyskryminacji. Wszystko, zdawałoby się, w porządku, ale gdy mleko się już rozlało i ustawę przyjęto, Marx… nie widzi powodu do zbytniego smutku. Owszem, w oficjalnym komunikacie wyraził ubolewanie; jednak w jednym z ostatnich wywiadów stwierdził już tylko, że legalizacja homomałżeństw „nie jest katastrofą”, bo przecież nie zalegalizowano „poligamii ani kazirodztwa”.

Nie dość na tym. Według Marxa, katoliccy politycy muszą zrozumieć, że nie zawsze można własne przekonania moralne forsować jako obowiązujące prawo. W jego ocenie chadecy, którzy poparli pseudomałżeństwa, po prostu „zrozumieli istotę demokracji”, która polega na kompromisie. Kardynał zadeklarował też, że poparłby ewentualne zaskarżenie ustawy do Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, ale bynajmniej nie po to, by czegoś się od Trybunału domagać, a jedynie poznać jego zdanie – co „niezależnie od efektu” miałoby być dobre dla praworządności w Niemczech.

Kto płaci, ten wymaga

Warto zwrócić uwagę, że ten sam Marx jeszcze kilka miesięcy temu z ambony zabraniał (sic!) katolikom angażowania się po stronie antyimigranckiej Alternatywy dla Niemiec. Propozycje tej partii dotyczące zamknięcia niemieckich granic są – mówił wówczas Marx – całkowicie niechrześcijańskie. Gdy jednak idzie o uprawianie niechrześcijańskiej polityki przez bliskich mu środowiskowo chadeków, Marx od razu znajduje wytłumaczenie. To żałosna hipokryzja, dla niemieckiego episkopatu jednak  typowa. Jej powód? Marx nie chce ryzykować pogorszenia relacji Kościoła z państwem. Zbierany przez nie podatek kościelny przynosi niemieckim diecezjom kilka miliardów euro dochodu rocznie – i to mimo masowego odpływu wiernych. Gdyby utrzymanie miało być zapewniane głównie „z tacy”, większość diecezji dawno by zbankrutowała – na mszę chodzi tylko co dziesiąty katolik. Państwu płaci natomiast każdy…

Te „piękne” związki homoseksualne

Ambiwalentny komentarz Marxa to żaden „wypadek przy pracy”. Do jakiego stopnia przeżarta progresizmem jest niemiecka hierarchia, pokazuje przykład arcybiskupa Berlina Heinera Kocha, w niemieckim episkopacie odpowiadającego za sprawy rodziny. Koch w ostatnim czasie udzielił całej masy wywiadów, w których powtarza niezmiennie: Bundestag popełnił błąd, złamał konstytucję w imię fałszywie pojętej idei „równouprawnienia”. Za każdym razem tej krytyce towarzyszą jednak wyrazy uznania dla… jednopłciowych związków właśnie! Homoseksualni partnerzy, podkreśla Koch, darzący się miłością i biorący za siebie odpowiedzialność, powinni cieszyć się państwową opieką; to „oczywiste” dla każdego katolika, przekonuje. Na tym nie koniec. Arcybiskup pytany przez dziennikarzy, czy legalizacja homomałżeństw nie stanie się okazją do wprowadzenia liturgicznej formy błogosławienia par jednopłciowych, przyznał, że „dyskusja się toczy, choć panują na ten temat różne poglądy”. „Myślę, że to się jeszcze nie stanie” – stwierdził wreszcie.

Świeccy zeświecczeni

Reakcje wpływowych świeckich to, naturalnie, festiwal czystego absurdu. Trzy przykłady. Przewodniczący Związku Rodzin Katolickich Stefan Becker uważa, że legalizacja pseudomałżeństw homoseksualnych jest dla Kościoła katolickiego dużą „szansą”. Otwarcie małżeństwa dla homoseksualistów oznacza wprawdzie, że Kościół musi silniej rozróżniać między świeckim a religijnym małżeństwem; zarazem jednak, przekonuje Becker, warto pochylić się teraz nad wprowadzeniem „nowych form liturgicznych”, jak… błogosławienie par homoseksualnych. Trzeba też zastanowić się, czego od rodzin chce Bóg, bo „decydujące” jest to, by dzieci żyły „w dobrych i stabilnych związkach”. W domyśle – także homoseksualnych…

Nieco inaczej tę sprawę ujmuje szef niemieckiej Caritas, Peter Neher. Ten uważa wprawdzie, że wypracowanie katolickiego rytu błogosławienia par LGBT byłoby pożądane (sic), ale wobec decyzji Bundestagu staje się niemożliwe, bo wówczas Kościół ryzykowałby zatarcie różnicy między małżeństwem a „małżeństwem” jednopłciowym. W ten sposób państwo utrudniło Kościołowi „otwarcie” na homoseksualistów. Szkoda!

Ciekawa jest wreszcie reakcja przewodniczącego najważniejszej niemieckiej organizacji świeckich, Centralnego Komitetu Niemieckich Katolików (ZdK). Jeszcze w 2015 roku grupa ta wystosowała oficjalny apel do biskupów o błogosławienie homozwiązków; w ostatnim głosowaniu w Bundestagu kilku jej członków poparło progresywną zmianę prawa, oczywiście bez żadnych konsekwencji. Sam szef ZdK Thomas Sternberg zabierając głos w dyskusji nad zepsuciem małżeństwa uznał w oficjalnym komunikacie, że to niepotrzebna i błędna zmiana prawa; z drugiej strony jednak, w tym samym oświadczeniu, wychwalał jednopłciowe związki jako  „dobre i owocne dla społeczeństwa”, urzeczywistniające takie wartości jak „wierność i odpowiedzialność” i zasługujące na „wielki szacunek”. Stwierdził też, podobnie jak kardynał Marx, że należy poszanować „każdą decyzję sumienia” deputowanych do Bundestagu. Wiara swoją drogą, polityka swoją.

Jest jeszcze nadzieja?

Po „otwarciu” małżeństw dla homoseksualistów padły też na szczęście wyraziste słowa sprzeciwu – przede wszystkim ze strony środowiska Forum Niemieckich Katolików, konserwatywnej organizacji powstałej w kontrze do progresywnego ZdK. Na zorganizowanym przez Forum kongresie „Radość wiary” biskup Fuldy Heinz Josef Algermissen nie wahał się nazwać decyzji Bundestagu „katastrofą”, a dnia, w którym ją podjęto „czarnym piątkiem”. Hierarcha wskazywał wprost, że dla kanclerz Angeli Merkel trwanie przy władzy stało się ważniejsze od wartości; to Merkel przecież pozwoliła deputowanym CDU/CSU głosować w tej sprawie „zgodnie z własnym sumieniem”, co otworzyło drogę rewolucji. Biskupowi wtórował przewodniczący Forum, profesor Hubert Gindert, wzywając do bezkompromisowej walki z „królestwem relatywizmu” niszczącym praworządność Niemiec.

Nie zabrakło też krytyki ze strony prominentnych polityków; legalizację pseudomałżeństw za niezgodną z konstytucją uznał między innymi szef niemieckiego MSW, Thomas de Maizière, sugerując możliwość zaskarżenia prawa do Federalnego Trybunału Konstytucyjnego. Tego samego zdania jest szef frakcji CDU w Bundestagu, Volker Kauder; podjęcie kroków legislacyjnych przeciwko ustawie rozważa też partia Alternatywa dla Niemiec. W tym samym tonie wypowiada się premier Bawarii i szef CSU, Horst Seehofer, przekonując, że prawdopodobnie po najbliższych wyborach podjęta zostanie decyzja o ewentualnym zaskarżeniu prawa.

Poprawność polityczna nie popłaca

Szanse na zatrzymanie „małżeństw” homoseksualnych jeszcze więc są. Z drugiej strony jeden z deputowanych do Bundestagu z ramienia „chrześcijańskiej” CDU, Stefan Kaufmann, już zapowiada, że chętnie skorzysta z nowego prawa i weźmie homoseksualny „ślub”. Ten głos to tylko symboliczny wierzchołek góry lodowej podziału idącego przez środowiska konserwatystów. Czy ktokolwiek po jesiennych wyborach będzie miał w zaskarżeniu ustawy na tyle istotny interes polityczny, by ryzykować oskarżenia o „homofobię” i próbę powrotu do państwowej „dyskryminacji” subkultury LGBT? Choć niemieccy biskupi i przynajmniej część świeckich katolików oficjalnie ubolewają nad „otwarciem” małżeństwa, to pretensje mogą mieć chyba tylko do siebie. Swoim miękkim językiem i głośnym obwieszczaniem „wartości” związków homoseksualnych nie przyczynili się do umacniania zdroworozsądkowego stanowiska w narodzie. Powściągliwość motywowana poprawnością polityczną kolejny raz nie popłaciła. Niech to będzie dla nas przestroga.

 

Paweł Chmielewski

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie