25 listopada 2020

Dotacje czy Karta Praw Rodzin? Przypadek Tomaszowa Mazowieckiego

W czasie, gdy na gruncie unijnym toczy się zacięta walka o powiązanie sposobu przyznawania dotacji z tzw. praworządnością, niektóre samorządy – zarządzane przez osoby związane z Prawem i Sprawiedliwością – prowadzą w tym zakresie własną politykę. I wydaje się całkiem odmienną niż prezentowaną przez centralę partii.

 

Prezydent Tomaszowa Mazowieckiego, Marcin Witko, w wywiadzie dla regionalnego portalu „Tomaszów Mazowiecki. Nasze Miasto” wyraził obawy związane z przyjęciem w listopadzie 2019 przez Radę Miasta Samorządowej Karty Praw Rodziny. W jego opinii prorodzinny dokument może stać się przeszkodą w przyznaniu zagranicznych funduszy.

Wesprzyj nas już teraz!

 

„Ze względu na zamieszanie medialne z tym dokumentem, chcemy wprowadzić zmiany, które nie pozostawią złudzeń co do intencji. Podkreślić zarówno wartości rodzinne jak i kwestie równościowe. Jedno nie wyklucza drugiego. Myślę, że w najbliższym czasie, może jeszcze nie na tę sesję, ale kolejne, przedstawię radnym naszą propozycję” – czytamy w wywiadzie.

 

O motywacje stojące za chęcią przyjęcia alternatywnego rozwiązania zapytaliśmy w prezydenta Tomaszowa Mazowieckiego. Niestety, Marek Witko nie miał czasu na dłuższą rozmowę, w zamian otrzymaliśmy oświadczenie, w którym czytamy:

 

Propozycja zmiany uchwały wyszła z urzędu ze względu na medialne zamieszanie wokół Samorządowej Karty Praw Rodzin i skutki tym wywołane, czyli stanowiska zagranicznych instytucji przyznających dotacje. Chodzi m.in. o stanowisko norweskiego MSZ, które na swojej stronie poinformowało, że miasta wolne od LGBT nie otrzymają wsparcia finansowego ze względu na dyskryminację. Tomaszów znajduje się w Atlasie nienawiści – istnieje realne zagrożenie wyeliminowania nas w zabieganiu o te środki. Również Parlament Europejski wypowiedział się w tym zakresie (Samorządowej Karty Praw Rodzin) co rodzi obawę przed możliwością pozyskiwania funduszy w przyszłości”.

 

O ile zrozumieć można konsekwencje związane ze stanowiskiem Parlamentu Europejskiego, dziwi usprawiedliwianie swojej decyzji zamieszczeniem Tomaszowa Mazowieckiego w tzw. „Atlasie nienawiści”. Przypomnijmy, ów „atlas” autorstwa trzech osób, przeciwko którym toczą się postępowania w sprawie działania na szkodę samorządów, całkowicie kłamliwie ukazuje sytuację, jakoby w niektórych częściach Polski wprowadzono systemową dyskryminację osób LGBT. Dlaczego Tomaszów Mazowiecki nie zdecydował się pozwać autorów manipulacji? I od kiedy to działalność samorządu winna opierać się na opiniach i narracji kreowanej przez kilku homo-aktywistów?

 

Pecunia non olet
Walka toczy się o 40 milionów złotych z Funduszy Norweskich. Środowisko skupione wokół prezydenta chce przeznaczyć te środki na plan rewitalizacji miasta. Jaki ma to związek z prorodzinnym dokumentem i w jaki sposób jego uchwalenie mogłoby zaszkodzić w pozyskaniu tych pieniędzy? Do końca nie wiadomo. Natomiast prezydent zrobi „wszystko, by usunąć każdą – choćby najmniejszą przeszkodę – która utrudni pozyskanie tych środków”.

„Obecnie, żeby móc prowadzić inwestycje ważne dla mieszkańców musimy opierać się praktycznie wyłącznie na środkach unijnych lub norweskich” – czytamy. „Wystarczy porównać jakie kwoty trafiły np. do Łodzi z tarczy antykryzysowej, a jakie do nas. My – miasto z około 60 tys. ludzi – otrzymaliśmy podobnie jak Koluszki, gdzie mieszka około 12 tys. mieszkańców, 5 mln zł. Łódź otrzymała ponad 93 mln zł, a np. Pabianice (nieco ponad 60 tys. mieszkańców) ponad 18 mln zł. Musimy więc walczyć o każdą złotówkę, zwłaszcza teraz, kiedy tak drastycznie maleją nam dochody z PIT, a koszty cały czas rosną” – tłumaczy ratusz.

 

Kryterium przyznania tak niewielkich środków z tarczy antykryzysowej dla Tomaszowa Mazowieckiego to osobna kwestia. Zdecydowanie ważniejsze pytanie brzmi; czy chodzi tu jedynie o pieniądze? Jak wskazuje Jarosław Batorski, radny miasta i inicjator głosowania nad przyjęciem Samorządowej Karty Praw Rodziny, „jak dotychczas, według mojej wiedzy, która jest też wynikiem konsultacji z Instytutem Ordo Iuris nie było jeszcze przypadku, żeby fakt posiadania uchwalonej Samorządowej Karty Praw Rodzin wpłynął na nieotrzymanie jakichś środków”.

 

„Ta narracja z którą się spotykamy nie jest oryginalna dla samego Tomaszowa Mazowieckiego, ale spotykamy się z nią w całej Polsce. To nie jest jednostkowy problem, który wystąpił w naszym mieście (…) należy tutaj zwracać uwagę, że żadnego oparcia w prawie, ani w dotychczasowych praktykach, aby SKPR wpływała gdzieś na otrzymywane środki po prostu nie ma” – dodaje.

 

Zdanie tomaszowskiego radnego potwierdza Instytut Ordo Iuris, inicjator i pomysłodawca Samorządowej Karty Praw Rodzin. „Karta nigdy nie została nawet zaskarżona do sądu administracyjnego, nie stwierdzono nigdy jakiegokolwiek związku pomiędzy przyjęciem Karty a pozbawieniem samorządu dostępu do jakichkolwiek funduszy” – tłumaczy Nikodem Bernaciak, przedstawiciel Instytutu. „Karta nie tworzy też bynajmniej żadnych stref, które uchylałyby zasadę równego traktowania – respektuje ją na równi z zasadą ochrony rodziny i pozostałymi przepisami Konstytucji RP” – dodaje.

Przypomnijmy, że zarówno narracja unijna jak i MZS Norwegii opiera się o sprzeciw wobec powstania tzw. „stref wolnych od LGBT”. Problem w tym, że takowe… nie istnieją i nigdy nie istniały.

 

Co w zamian?

Prezydent zapowiedział przedstawienie własnego projektu nie tylko uchylającego zapisy SKPR, ale podkreślającego „zarówno wartości rodzinne jak i kwestie równościowe”. W jaki sposób? Oprócz  „prowadzenia działań na rzecz wzmacniania rodziny w procesie kształtowania społeczeństwa obywatelskiego”, w projekcie zmian znajdziemy takie zapisy jak:

 

prowadzenie działań na rzecz podnoszenia świadomości na temat równego traktowania, tolerancji oraz promowanie idei poszanowania wszystkich grup społecznych,
– upowszechnianie zagadnień z obszaru przeciwdziałaniu przemocy, w tym przemocy wobec kobiet i przemocy w rodzinie,

– dążenie do zwiększenia dostępności samorządu dla osób ze szczególnymi potrzebami

i wykluczonych społecznie,

– dążenie do integracji mniejszości etnicznych i narodowych ze środowiskiem lokalnym.

Można tylko zastanawiać się, czy „prowadzenie działań na rzecz podnoszenia świadomości na temat równego traktowania i tolerancji” nie odbędzie się przy pomocy szkoleń prowadzonych przez edukatorów z takich grup jak Ponton, Miłość nie Wyklucza czy Kampania Przeciw Homofobii. Czy działaniami podnoszącymi świadomość zostaną objęte również szkoły? Jak będzie wyglądać wdrażanie tych pomysłów w praktyce? Czy przypadkiem tematami takich zajęć nie będzie szeroko pojęta równość małżeńska, będąca w istocie terminem-wytrychem wykorzystywanym do podważania definicji małżeństwa zawartego w Konstytucji RP?

 

„Rzeczywiście nie sposób nie odnieść wrażenia, że część z tych zapisów wygląda wręcz niebezpiecznie” – komentuje Batorski. „Jak inaczej można określić zapis mówiący o dążeniu do zwiększenia dostępności samorządu dla osób ze szczególnymi potrzebami i wykluczonych społecznie. Cóż się może kryć pod tymi potrzebami? Możemy zacząć nasze dywagacje od rzeczy niebywale śmiesznych po niebezpieczne, żeby nie powiedzieć straszne. Stąd też wolałbym odstąpić od takich dywagacji, no ale zapisy są nieprecyzyjne i otwierają pole do podnoszenia daleko idących wątpliwości” – zauważa.

 

Uwaga słuszna, bo choć w pierwszej chwili na myśl przychodzą tu osoby niepełnosprawne i dostosowywanie infrastruktury urzędów tak, by ułatwić im w nim wizytę/pracę, to praktyka postępowych miast wskazuje, że beneficjentem są tu raczej rzekomo „wykluczeni” z kręgu środowisk LGBT+. I to realizacją ich postulatów zajmują się samorządy.

Propozycje prezydenta Tomaszowa Mazowieckiego procedowane będą na czwartkowym posiedzeniu Rady. Jeżeli wierzyć zwolennikom zachowania dotychczasowego porządku prawnego, inicjatywa prezydenta najprawdopodobniej nie znajdzie wystarczającej ilości zwolenników. Osoby, które głosowały za przyjęciem Samorządowej Karty Praw Rodzin nie zamierzają wprowadzać w jej miejsce alternatywnego rozwiązania. Ta większość powinna wystarczyć do odrzucenia prezydenckiej propozycji.

„Pieniądze za praworządność”. Weto czy uległość?

SPrawa pewnie nie odbiłaby się takim echem, gdyby nie fakt, iż propozycję wycofania się z SKPR składa osoba mocno związana z partią rządzącą. Mimo, że w ostatnich wyborach Marek Witko kandydował z list własnego komitetu, to przez wiele lat związany był z Prawem i Sprawiedliwością, a w kampanii prezydenckiej zdecydowanie opowiedział się po stronie Andrzeja Dudy. Mamy więc do czynienia z niezwykłym dysonansem, szczególnie w kontekście ostatnich wydarzeń w Parlamencie Europejskim.

Premier Mateusz Morawiecki wyraźnie sprzeciwia się forsowanemu przez UE systemowi „pieniądze za praworządność”, polegającemu na uzależnianiu wysokości przyznawanych dotacji od stopnia „praworządności” danego państwa, w tym takich kwestii jak sposoby relokacji uchodźców czy stosunek do postulatów ruchów feministycznych i LGBT. Premier zapowiedział, w razie konieczności skorzystanie z weta dla przyszłego budżetu.  – Jeżeli nasi partnerzy nie zrozumieją, że my się nie zgadzamy na nierówne traktowanie państw, na „kij w ręku”, który zawsze będzie wykorzystany przeciwko nam, tylko dlatego, że komuś nie podoba się nasza władza, to rzeczywiście tego weta na koniec użyjemy – podkreślił.

Ale to nie jedyna kwestia, która wydaje się zaprzeczać – przynajmniej części – rządowej narracji. Pan Witko tak publicznie wypowiedział się w sprawie aborcji: „Chcę Wam powiedzieć, że jestem za przywróceniem kompromisu aborcyjnego” – napisał w adresowanym do mieszkańców poście na Facebooku. „Nie można zmuszać kobiet do rodzenia martwych dzieci” – zaznaczył, tłumacząc się przypadkiem z własnej rodziny. Nie zaapelował też – wzorem premiera – o pozostanie w domach i „protestowanie w internecie”, ale podziękował, że protesty w Tomaszowie „przebiegają w pokojowej atmosferze”.

 

W ostatnich latach obserwujemy wyraźną tendencję do przenikania postulatów genderowej rewolucji drogą samorządową. Podczas gdy rząd na poziomie centralnym oficjalnie walczy z wymysłami rewolucji obyczajowej, na szczeblu lokalnym w wielu miejscach dokonuje się wyłom, przez który do społeczeństwa przenikają zgubne idee. O ile nie można mieć złudzeń kiedy mamy do czynienia z przedstawicielami opcji związanej z opozycją (Rafał Trzaskowski, Jacek Jaśkowiak), to pozostaje pytanie dotyczące przedstawicieli partii rządzącej. Czy przykład Tomaszowa Mazowieckiego to osobny przypadek, czy model dla pozostałych samorządów prowadzonych przez ludzi PiS? Czy brukselskie kampanie naszych rządzących to jedynie zasłona dymna dla cichego przyzwolenia na lokalną rewolucję? Tego nie wiadomo. Póki co, uważnie patrzmy samorządowcom na ręce.

Piotr Relich

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(14)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie