18 grudnia 2015

Dosyć tej magii świąt!

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com)

„Magia świąt” robi zawrotną karierę. Można litościwie spuścić kurtynę milczenia, gdy fraza ta dociera do nas z sekularyzowanego otoczenia. Problem zaczyna się kiedy do swojego wokabularza zapraszają ją osoby uważające się za wyznawców Chrystusa.

 

Jakimi epitetami najczęściej obdarzamy „święta” w trakcie składania sobie życzeń? Najczęściej mają być zdrowe, wesołe, spędzone w rodzinnej atmosferze, a może po prostu białe lub pogodne. Szkoda, że żadne z tych słów nie nawiązuje do najistotniejszego aspektu święta, czyli jego wymiaru religijnego. Pewnie, że istotne jest by dni świąteczne minęły nam w dobrym nastroju i radośnie. Żal jednak, iż nie życzymy sobie, by były one okazją do pogłębiania naszej wiary i oddania czci Narodzonemu. Być może najwłaściwszym słowem, jakie powinno pojawić się podczas składania życzeń to „błogosławionych”. Cóż więcej nam wtedy będzie potrzebne, kiedy Pan nasz, Jezus Chrystus będzie nam błogosławił?!

Wesprzyj nas już teraz!

 

O wiele istotniejszym problemem, bynajmniej nie tylko językowym, jest wspomniana „magia świąt”. Ten paskudny barbaryzm na dobre zagościł w otaczającej nas przestrzeni językowej. Nieomal z każdego kąta, gdzieś tak od połowy listopada – przed rozpoczęciem „sezonu świątecznego” w październiku, chroni nas chyba tylko obecność na supermarketowych półkach zniczy nagrobnych – atakuje nas wspomniana „magiczność”. W czym ma się ona przejawiać? Nade wszystko w zakupach, im więcej kupimy tym bardziej – zdaniem współczesnego świata – poczujemy ten bliżej nieokreślony stan „świątecznej nirwany”. Oczywiście zagadnienie „magii świąt” nie dotyczy tylko komercjalizacji Bożego Narodzenia. Nade wszystko mamy tu do czynienia z „oswajaniem” czy nawet „udomowianiem” skrajnie niebezpiecznego zjawiska, jakim jest magia. Namawiani jesteśmy wręcz do zapraszania jej pod swój dach… Nie tej złej, strasznej niosącej grozę, lecz miłej, puchatej, tworzącej świąteczną atmosferę. Warto pamiętać jednak, że są to dwie twarze tego samego kłamstwa trącącego siarką.

 

Niestety, majaczenie o „magicznych świętach” można usłyszeć nie tylko z ust mainstreamowych gwiazdeczek, ale – o zgrozo! – także w kościele. Chcący dbać o dobre samopoczucie swoich owieczek duchowni, próbują otoczyć je mgiełką mentalnej świątecznej waty cukrowej. Wielka to szkoda, gdyż okres świąteczny powinien być czasem „wyrywającym” z kolein codzienności, nie po to jednak aby utulić w stan duchowej drzemki, lecz postawić trudne pytanie o stan naszej wiary.

 

Promocja „magiczności” wpisuje się w tak silnie obecną w zlaicyzowanym świecie tendencję do rugowania wszelkich przejawów chrześcijańskiej tożsamości. Święta w politpoprawnym bełkocie stają się „tymi dniami”, „zimowym czasem” itp. Wszelkie afiliacje chrześcijańskie mogą wszak „urazić” taką czy inną mniejszość, której z niezrozumiałych przyczyn jesteśmy winni specyficznie rozumiany szacunek. Oczywiście żadne sprzężenie zwrotne w tym mechanizmie nie zachodzi – obrażanie katolików czy lżenie Kościoła nie kwalifikuje się do „okazywania braku szacunku”.

 

W walce o język strona chrześcijańska ponosi porażkę, także z powodu kapitulacji jej przedstawicieli. Ulatujące ze słownika ludzi uważających się za katolików przepiękne pozdrowienia „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” oraz „Szczęść Boże” są tego najlepszymi przykładami.  Ze świecą także można szukać osób rozpoczynających podróż znakiem krzyża czy wykonujących ten gest w trakcie mijania świątyni. Magii natomiast wokół nas jest z każdym dniem więcej…

 

 

Łukasz Karpiel

  

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie