28 stycznia 2017

Nie minęło wiele czasu od objęcia urzędu przez nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych, a już obrońcy życia mówią wręcz o swoim zachwycie posunięciami jego administracji. Donald Trump odciął od finansowania międzynarodowe proaborcyjne organizacje pozarządowe. Wraz z najwyższymi współpracownikami poparł też Marsz dla Życia w Waszyngtonie. To, podobnie jak i jego posunięcia w sprawach gospodarczych i międzynarodowych wzbudza oburzenie lewicy i liberałów.


Po objęciu władzy Donald Trump szybko zabrał się za porządkowanie pozostawionej przez Baracka Obamę stajni Augiasza. Jednym z pierwszych rozporządzeń nowego prezydenta był powrót do zakazu wspierania z państwowych funduszy pro-aborcyjnych organizacji pozarządowych z całego świata. Stosowny dekret polityk podpisał już w 23 stycznia.  

Wesprzyj nas już teraz!

 

To nie jedyna radosna dla chrześcijan wiadomość zza Oceanu. Zmiana stosunku Białego Domu do Marszu dla Życia z 27 stycznia to prawdziwa kontrrewolucja. Udział w największej na świecie manifestacji pro-life wziął sam wiceprezydent, Mike Pence. To pierwszy przypadek, gdy druga osoba w państwie osobiście uczestniczy w tym wydarzeniu, gromadzącym setki tysięcy Amerykanów. A odbywa się ono corocznie od 1973 roku.

 

W Ameryce znowu zwycięża życie – powiedział Mike Pence. Podkreślił, że świadczą o tym zarówno wyniki wyborów do Kongresu, jak i „historyczny wybór prezydenta walczącego o silną, bogatszą Amerykę, prezydenta, co z dumą mówię, broniącego prawa do życia”. Polityk zapowiedział kontynuację prac nad zakończeniem finansowania aborcji z kieszeni podatników. Zapowiedział również, że w „w przyszłym tygodniu prezydent Donald Trump ogłosi nominata do Sądu Najwyższego, broniącego w duchu (…) sędziego Antonina Scalii danych od Boga wolności”.  

 

Co szczególnie istotne, wydarzenie poparł także sam Donald Trump. „Marsz za życiem jest ważny. Do wszystkich maszerujących – macie moje pełne wsparcie”, napisał na portalu Twitter. Z resztą już w środowym wywiadzie dla telewizji ABC, amerykański prezydent skrytykował media za dyskryminowanie obrońców życia. Podkreślił, że udział w demonstracji weźmie udział wiele ludzi, zasługujących na medialną uwagę. 

 

Działacze pro-life nie ukrywają swej satysfakcji z powodu działań nowej głowy państwa. Jaenne Mancini z zarządu Marszu dla Życia stwierdziła, że organizatorzy są po prostu „zachwyceni” działaniami administracji Donalda Trumpa w pierwszym tygodniu pracy. W opublikowanym w czwartek wywiadzie dla LifeSiteNews.com podkreśliła, że tego typu zaangażowania najwyższych amerykańskich władz nie widziała jeszcze nigdy w życiu.

 

Nadzieję budzą także decyzje Kongresu. Jego izba niższa odpowiedziała się za stałym zakazem finansowania większości aborcji z funduszy podatników. Aktualnie przepis ten musi być odnawiany corocznie przez Kongres. Tak też dzieje się od wprowadzenia go w 1976 roku. Zakaz dotowania zabójstw nienarodzonych dopuszcza jednak wyjątki, takie jak kazirodztwo, gwałt czy zagrożenie życia matki.

 

Dodajmy do tego, że w piątek po objęciu urzędu prezydent wydał dekret o interpretacji reformy zdrowotnej Baracka Obamy – Obamacare. Nie została ona jeszcze całkowicie zniesiona. Rozporządzenie umożliwia jednak interpretację znacznie ograniczającą jej stosowanie. Zdaniem CNN, to krok na drodze do przyjęcia alternatywnego, mniej etatystycznego projektu Republikanów. Warto podkreślić, że Obamacare to istotna kwestia także z bioetycznego punktu widzenia. Wprowadzone przez nią przymusowe ubezpieczenia w niektórych przypadkach pokrywają także koszty antykoncepcji i aborcji. 

 

W kwestii ochrony życia poczętego w Stanach Zjednoczonych wiele pozostaje więc do zrobienia. Kluczowe wydaje się unieważnienie przez Sąd Najwyższy wyroku w sprawie Roe versus Wade. Od czasu legalizującej aborcję decyzji Sądu Najwyższego z 1973 roku, w USA zginęło już ponad 58 milionów dzieci. Donald Trump niejednokrotnie zapowiadał mianowanie „pro-liferów” do Sądu Najwyższego. Pozostaje to bowiem w jego gestii, choć niezbędna jest także zgoda Senatu. Aktualnie jedno miejsce w 9-osobowym gremium sędziowskim pozostaje nieobsadzone.

 

To nie tajemnica, że prezydent jest za obroną życia – powiedział rzecznik białego domu Sean Spicer na pierwszej konferencji prasowej w Białym Domu. – Chce dbać o wszystkich Amerykanów, w tym nienarodzonych – dodał.

Stosunek nowej administracji Donalda Trumpa wywołał prawdziwe przerażenie lewicowych „elit”. Lucia Graves z „The Guardian” stwierdziła, że miliarder stracił szansę na zostanie prezydentem wszystkich Amerykanów. Publicystka ze zgrozą przypomina także wypowiedź Donalda Trumpa z marca 2016 roku. Biznesmen i polityk powiedział wówczas, że aborcja powinna podlegać jakiejś formie kary.

 

Najpierw Ameryka głupcze 


Zmiana stosunku do obrony życia to najważniejsza, choć nie jedyna przemiana w Stanach Zjednoczonych. Reformy obejmą także stosunek do kwestii traktowanego przez światową lewicę ideologicznie tzw. globalnego ocieplenia klimatu, dostarczającego uzasadnienia dla najbardziej radykalnych projektów ekologicznych. Na razie dokonano ich w przestrzeni wirtualnej. Ze strony Białego Domu zniknęły informacje o zmianach klimatycznych. Pusty gest? Niekoniecznie. Administracja nowego prezydenta podtrzymała wygłoszone podczas kampanii zobowiązanie do unieważnienia projektu Climate Action Plan. Przyjęty przez Baracka Obamę dotyczy znaczącego ograniczenia emisji gazów cieplarnianych do 2025 roku. Donald Trump niejednokrotnie krytykował tego typu programy. Wskazywał, że ograniczają one rozwój i prowadzą do utraty miejsc pracy na rzecz Chin.

 

Krytyka uznawanej za nieuczciwą konkurencji Państwa Środka to ważny element retoryki Republikanina z czasów kampanii wyborczej. Pozwoliła mu ona na zdobycie licznych głosów. Zwłaszcza wśród uboższych Amerykanów zatroskanych o swój ekonomiczny byt, a nie realizację agendy ekologistów i globalistów.

 

Zgodna z oczekiwaniami tej grupy wyborców jest także decyzja Donalda Trumpa o wycofaniu się z negocjacji porozumienia o wolnym handlu TPP. Prezydent podpisał już formalne rozporządzenie w tej sprawie. Transpacyficzna Umowa o Wolnym Handlu została zawarta w październiku 2015 roku przez 12 krajów z rejonu Azji i Pacyfiku. Wymaga jednak zatwierdzenia przez państwa członkowskie. Rezygnacja Stanów Zjednoczonych to dla projektu poważny cios. Donald Trump najwyraźniej postanowił jednak działać zgodnie z głoszoną podczas kampanii zasadą „najpierw Ameryka”.

 

Miliarder, choć protekcjonista w polityce zagranicznej, pozostaje wolnorynkowcem w polityce wewnętrznej. Postuluje choćby obniżki podatków. „Washington Post” piórem E.J. Dionne Jr. przyznaje, że w tym szaleństwie może być metoda. Podobną politykę prowadzili inni republikańscy prezydenci od lat 90-tych XIX wieku do Wielkiego Kryzysu.

Zgodny z zasadą stawiania Ameryki na pierwszym miejscu jest również dekret o budowie muru na granicy z Meksykiem. Okazuje się, że jedna z kluczowych obietnic z czasów kampanii… zostanie zrealizowana. Skąd wezmą się na to pieniądze? Ze specjalnego podatku nałożonego na meksykańskie produkty. Wydaje się więc, że miliarder dotrzyma więc słowa: to Meksykanie zapłacą za budowę muru.

 

Odmiennego zdania jest jednak „The New York Times”. Redaktorzy liberalnego tytułu w swoim edytorialu przekonują, że koszty tak naprawdę poniosą Amerykanie. To oni zostaną bowiem zmuszeni do kupowania meksykańskich produktów po wyższej cenie. Problemy czekają także amerykańskie firmy uzależnione od handlu z południowym sąsiadem.

 

Również w środę 25 stycznia Donald Trump podpisał dekret ułatwiający uznawanie imigrantów za kryminalistów. A tym samym ich deportację. Uczynił także krok w stronę zlikwidowania tzw. miast-azylów, ułatwiających pobyt nielegalnym imigrantom. Z kolei 27 stycznia wydał rozporządzenie wprowadzające tymczasowy zakaz wjazdu do USA dla mieszkańców 7 krajów z muzułmańską większością. Z pewnością także tymi posunięciami nie zaskarbi sobie sympatii demoliberalnej międzynarodówki.

 

Stany Zjednoczone wracają do tradycji?


Bez względu na to co sądzimy o sprawach gospodarczych i tych związanych z polityką międzynarodową jedno dla katolika jest pewne: obrona życia poczętego to wartość nadrzędna. Wiele wskazuje na to, że w USA istnieją szanse na zaprzestanie czy chociaż ograniczenie rzezi niewiniątek.  Oczywiście nic nie jest jeszcze przesądzone. Pamiętajmy, że Donald Trump kiedyś popierał aborcję. Następnie jego stanowisko ewoluowało. Nawet jednak po odejściu od skrajnie liberalnych poglądów na aborcję dopuszczał jednak wyjątki: gwałt, kazirodztwo i zagrożenie życia matki. 30 marca 2016 roku sztab wyborczy Donalda Trumpa ogłosił, że Republikanin jest „podobnie jak Ronald Reagan pro-life z wyjątkami”.

 

Tymczasem prawo naturalne jasno wskazuje, że w kwestii celowego mordowania poczętych dzieci nie ma miejsca na wyjątki. Nawet jednak zachowując właściwą rezerwę musimy przyznać, że w porównaniu z czasami Baracka Obamy doszło już w USA do prawdziwej zmiany. Dobrej zmiany.

 

 

Źródła: vox.com / washingtonposto.com / nytimes.com / lifesitenews.com / edition.cnn.com / theguardian.com / pch24.pl

Marcin Jendrzejczak

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 673 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram