26 stycznia 2017

Dokąd zaprowadzą nas Dni Islamu?

(fot. FORUM)

Islam niejedno ma imię – twierdzi Margita Kotas w artykule będącym tematem numeru tygodnika „Niedziela”. Autorka przekonuje czytelników, że religii Mahometa nie można kojarzyć z przemocą, terroryzmem i prześladowaniami religijnymi. Zadanie trudne, ale cóż, potrzeba takiej semantycznej ekwilibrystyki. Szczególnie podczas obchodów XVII Dnia Islamu w Kościele Katolickim w Polsce.


Jak co roku, z inicjatywy Rady Wspólnej Katolików i Muzułmanów wyznawcy obu religii organizują spotkania by „poznawać się” i „przezwyciężać stereotypy”. Będzie wspólna modlitwa oraz czytanie fragmentów z Pisma Świętego i Koranu. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że nasi rodzimi ekumeniści i dialogiści są daleko w tyle jeśli chodzi o „otwieranie” Kościoła. Szczególnie jeśli przypomnimy sobie tegoroczne wydarzenia, do których doszło w katedrze St. Mary’s (Glasgow) szkockiego kościoła episkopalnego, w uroczystość Objawienia Pańskiego.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Chrześcijanie znają teksty biblijne opisujące szczegóły poczęcia i narodzin Pana Jezusa. Nie zawsze jednak zaznajomieni są z muzułmańską wersją tych wydarzeń. Nie są także przyzwyczajeni do tego, by tejże wersji słuchać w kościele. Szczególnie jeśli takie odczytanie odbywa się podczas Epifanii, czyli objawienia Jezusa jako Syna Bożego – co dla islamu jest całkowitym bluźnierstwem. A jednak to właśnie 6 stycznia zgromadzeni w katedrze wierni mogli usłyszeć muzułmańską wersję poczęcia i narodzenia Jezusa z Dziewicy Maryi zgodnie z 19 surą Koranu (wersety 16-35), którą zaśpiewała Madinah Javed.

 

Fragment ten opowiada o zwiastowaniu i poczęciu Pana Jezusa. Według sury 19, Maryja była zrozpaczona swoim stanem („Obym była umarła przedtem; obym była całkowicie zapomniana!” 19:23), pociesza ją dopiero mały Jezus, który w cudowny sposób przemawia do Niej twierdząc, że jest „sługą Bożym” („Zaprawdę, ja jestem sługą Boga!” 19:30). W ten sposób sura 19 jednoznacznie zaprzecza boskości Jezusa, zaprzecza jakoby był On Synem Boga („Nie jest odpowiednie dla Boga, aby przybrał Sobie syna”. 19:35), ucząc, że nasz Zbawiciel jest jedynie godnym szacunku prorokiem.

 

Wiara w fakt, że Jezus Chrystus to Syn Boży, jest osią oraz fundamentem wiary chrześcijańskiej we wszystkich jej odmianach – i katolickiej, i prawosławnej, i wreszcie protestanckiej. A jednak w święto Objawienia Jezusa Chrystusa jako Syna Bożego, w którym Bóg Ojciec ma upodobanie, w anglikańskiej katedrze wybrzmiały słowa bezpośrednio kontestujące najważniejszą prawdę naszej wiary (por. Łk 1:35). Dlaczego tak się stało? Na stronie internetowej katedry można przeczytać, że wyznaje ona „teologię liberalną” oraz że prowadzi działalność duszpasterską, która jest „afirmatywna, inkluzywna, otwarta i nie osądza [nikogo]”. Zgodnie z tą liberalną teologią, odczytanie w czasie nabożeństwa bluźnierstw w języku arabskim było niczym innym, jak tylko aktem dialogu, otwarciem się, gestem dobrej woli wobec społeczności muzułmanów. Wygląda na to, że tak zwany Kościół otwarty jest tylko formą przejściową w procesie ewolucji religijnej. Etapem wiodącym prosto do ideału współczesnej lewicy – multikulturowego synkretyzmu.

 

Co prawda, Kelvin Holdsworth, rektor St. Mary’s zaręcza, że nie chodzi o synkretyzm, ale o gościnność (We don’t do syncretism, we do hospitality), ale jednocześnie nie potrafi wyjaśnić, dlaczego gościnność wymagała odczytania świętokradczych wersetów w trakcie obchodów Epifanii. Z dumą podkreślił za to, że podobne wspólne czytanie świętych ksiąg odbywało się już wiele razy w przeszłości – nie tylko w katedrze, ale także i w innych kościołach. Miało prowadzić „do pogłębienia lokalnych przyjaźni, do większej świadomości rzeczy, które nas łączą [z muzułmanami] oraz do dialogu na tematy, które nas różnią”. Nie skomentował też faktu, że żaden meczet w Szkocji (ani też w jakimkolwiek innym kraju) nie zorganizuje u siebie uroczystości religijnej, w trakcie której odczytany zostałby fragment Nowego Testamentu głoszący boskość Chrystusa. No, nie przesadzajmy! W trakcie której odczytany zostałby jakikolwiek fragment Nowego Testamentu, kropka. Gościnność obowiązuje przecież tylko jedną stronę.

 

Cała sprawa wzbudziła trochę kontrowersji, nie tylko w samej Szkocji, ale w całej wspólnocie anglikańskiej. Miała jednak bardzo smutny i wiele mówiący finał. Głos bowiem zabrał także osobisty kapelan królowej Elżbiety, Gavin Ashenden. Zauważył on, że wydarzenie było nie tyle próbą „budowania mostu, ile kapitulacją – i to kapitulacją w świętym miejscu, w świętym czasie w sposób, który upokarzał zmartwychwstałego Chrystusa”. Kapelan podkreślił asymetrię gestów otwartości: „Błąd [wydarzeń w Glasgow] polegał na przekonaniu, że czytanie Koranu podczas nabożeństwa było gestem wzajemności, do której zobowiązana jest społeczność islamska. Wystarczy jednak zapytać w ilu meczetach przeczytano fragmenty głoszące boskość Jezusa podczas piątkowych modlitw. Odpowiedź brzmi: nigdzie. W żadnym z nich”.

 

Trzeba przyznać, że wypowiedź anglikańskiego duchownego była wyważona; komentował on jedynie fakty, nie zaś opierał się na przypuszczeniach czy pomówieniach. Nie znajdziemy w jego felietonie ani epitetów, ani dywagacji. Nie znajdziemy też niczego szczególnie odkrywczego bądź szokującego. A jednak reżim politycznej poprawności w Wielkiej Brytanii okrzepł już w bardzo dużym stopniu. Na tyle dużym, że to właśnie słowa chrześcijańskiego duchownego, nie zaś wydarzenie, na które były one tylko reakcją, uznano wystarczająco skandaliczne, by ich autor zmuszony został do rezygnacji z funkcji. Sam Gavin Ashenden twierdzi, że ustąpił ze stanowiska kapelana brytyjskiej monarchini po dyskusji z Pałacem, aby mieć większą swobodę „wypowiadania się w imieniu wiary”. Innymi słowy, chciał prowadzić swoją teologiczną walkę indywidualnie, nie zaś jako pracownik „Korony”, ponieważ – jak sam twierdzi – „sukces monarchii zależy od tego, że królowa nie jest wciągana w konflikty polityczne lub kulturowe, ale pozostaje ponad nimi”. Jest to, trzeba przyznać, smutna konstatacja ze strony duchownego, który uważa, iż nie wypada mu otwarcie stanąć po stronie chrześcijaństwa, w imieniu władcy posługującego się tytułem Obrońcy Wiary.

 

Każdy, kto odczuwa potrzebę obchodzenia Dnia Islamu w Kościele Katolickim powinien pamiętać o tegorocznych wydarzeniach z Glasgow. Incydent ów był bowiem symbolem tego, jak współczesne chrześcijaństwo otwiera się na innych do tego stopnia, że zatraca nie tylko poczucie celu, ku któremu taka otwartość miałaby prowadzić, ale wręcz poczucie własnej tożsamości. Szczególnie katoliccy członkowie Rady Wspólnej Katolików i Muzułmanów powinni sobie wziąć głęboko do serca słowa Gavina Ashendena: „Powinniśmy, oczywiście dokładnie to robić – budować mosty zaufania, wzajemności i zrozumienia. Jednak mosty te daleko nas nie zaprowadzą, jeśli dzięki nim muzułmanie nie poznają Jezusa w taki sposób, który pozwoli im zastąpić Nim postać Mahometa”. Jeśli bowiem nie to jest celem tych corocznych spotkań, w niedługim czasie, wśród zapewnień o tym, że przecież czcimy „jednego Boga”, także w polskich świątyniach zabrzmią muzułmańskie modlitwy.  

 

 

Monika Gabriela Bartoszewicz

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie