21 grudnia 2012

Strach się bać… – rok ograniczania wolności

W roku 2012 władza mocno nastawała na naszą wolność. Zdecydowała się zaglądnąć do naszych domów, śledzić nas na ulicy, lepiej przypilnować naszych ulicznych zgromadzeń. Czy to już „mała stabilizacja” lub „gulaszowy socjalizm”? 

 

Ograniczanie wolności Polaków stało się już znakiem firmowym Platformy Obywatelskiej. Partia, która jeszcze kilka lat temu niosła na sztandarach wolnościowe hasła (wszak jej twórcy byli piewcami neoliberalnej koncepcji wolności negatywnej) dzisiaj wyciąga swoje macki, by opleść nimi jakiekolwiek swobody, przede wszystkim te dotyczące sfery publicznej, choć nie tylko, by przypomnieć plany nałożenia kolejnych podatków np. od ilości deszczu ściekającego z dachu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Dociskanie kolanem


III RP to – mimo bajania licznych „autorytetów” o demokratycznym państwie prawa – twór oligarchiczny, charakteryzujący się zamkniętą, czy bardzo ograniczoną drogą awansu dla tych, którzy prezentują inny światopogląd niż lewicowo – liberalny, istniejący na mocy „konsensusu” zbudowanego przy Okrągłym Stole. Pewność i buńczuczność rządzącej Platformy Obywatelskiej sprawia, że to, co obserwujemy od pięciu lat, a z wyjątkowo dużym natężeniem od roku, to w istocie dociskanie kolanem systemu, z którego część Polaków próbuje się uwolnić, dostrzegając, że ich aspiracje rozmijają się z posiadaną pozycją społeczną.

 

Akt ACTA


Pierwszym znaczącym aktem złości niemałej grupy młodych ludzi były protesty w sprawie ACTA. Ograniczenie wolności w sieci okazało się być tym, czego nawet milczący dotąd „młodzi, wykształceni z wielkim miast” nie mogli przetrawić. Rząd zresztą bardzo szybko ugiął się przed wielkimi demonstracjami tych, którzy stanowią w sporej mierze jego zaplecze wyborcze i zrezygnował z sygnowania dokumentu ACTA.

 

Wiele jednak wskazuje na to, że determinacja młodych ludzi wynikała bardziej z perspektywy zagrożenia własnego, banalnego luksusu jak np. możliwości ściągania filmów, gier czy muzyki z sieci. Bowiem już kolejny szturm władzy na internautów, czyli skazanie przez sąd twórcy strony Antykomor nie wzburzyło specjalnie internetowych szperaczy. A szkoda, bo choć inkryminowana strona prezentowała rynsztokowy poziom żartów z prezydenta Bronisława Komorowskiego, to trudno uznać jej prowadzenie za zbrodnię, którą winno zajmować się ABW i sąd. Ale – jak się okazało – nie był to pierwszy raz, gdy politycy „luzackiej” Platformy Obywatelskiej, którzy mieli zaprowadzić w Polsce „normalność”, okazali się być bardzo wrażliwi na kpiny czy – przyznajmy, że nie zawsze wybredne – żarty z samych siebie.

 

Odciąć język


„Kto podniesie rękę na władzę ludową, niech wie, że ręka ta będzie mu odcięta” – powiedział przed laty premier PRL Józef Cyrankiewicz. Patrząc na kroki, jakie podejmują dzisiaj rządzący, by stłumić jakiekolwiek kpiny czy akty niechęci obywateli, można śmiało parafrazować to zdanie. Kto bowiem w ostatnich miesiącach, chlapnął coś kąśliwego, bądź krytycznego wobec wierchuszki Platformy Obywatelskiej, może być pewien, że zostanie mu odcięty… język.

 

Dyspozycyjna wobec polityków PO policja miała więc reagować na stadionowe transparenty, na których wyśmiewano Donalda Tuska. Co więcej, służby mundurowe reagowały też na transparenty, na których kibice deklarowali swoje antykomunistyczne poglądy. Można nazwać to głupotą, a można też kąśliwie zauważyć, że prawda w oczy kole.

 

Zarzucona przez rządzącą Platformę Obywatelską na wolności obywatelskie pętla zaciska się też wokół patriotycznego Marszu Niepodległości, który 11 listopada od kilku lat przechodzi ulicami Warszawy. To właśnie prezydent Bronisław Komorowski złożył do parlamentu ustawę ograniczającą poważnie wolność zgromadzeń. Nie trzeba już chyba dopisywać, że zarówno posłowie jak i senatorowie z ramienia rządzącej koalicji zaakceptowali bez protestów prezydencką propozycję.

 

Domykanie systemu


Rządzący sprytnie domykają oligarchiczny system w III RP także na rynku medialnym. Od kilku miesięcy, mimo wielkich protestów społecznych, katolicka TV Trwam nie może doprosić się miejsca na multipleksie, podczas gdy koncesję na nadawanie cyfrowe dostają słabe i nikomu nieznane stacje telewizyjne.

 

Niejasne rzeczy działy się też w ostatnich tygodniach wokół dziennika „Rzeczpospolita” i tygodnika „Uważam Rze”. Czystki redakcyjne, jakich dokonał tam właściciel obydwu tytułów Grzegorz Hajdarowicz, wskazują na ingerencję rządzącej partii. Przed zmianami personalnymi biznesmen spotkał się, w niejasnych okolicznościach, z rzecznikiem rządu Pawłem Grasiem. Smaczku dodaje fakt, że Hajdarowicz wykupił państwowe udziały w Presspublice (właściciel „Rz” i „URz” ) na preferencyjnych warynkach i obecnie spłaca skarbowi państwa dług. Czy medialne czystki dokonane przez Hajdarowicza to efekt porozumienia z władzą, które pozwoli mu wykupić zadłużenie? Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Wydaje się jednak, że niejasne powiązania na styku władzy i biznesu a być może i służb specjalnych, grają tutaj główną rolę.

 

Domykanie systemu to jednak nie tylko rozgrywka na rynku medialnym. To także zdobywanie coraz większej ilości uprawnień dla służb mundurowych, i śledczych. Zatrzymanie rzekomego zamachowca z Krakowa, Brunona K., budzi nie tylko poważne podejrzenia o to, czy faktycznie miało dojść do zamachu na konstytucyjne władze III RP, czy też cała sprawa została wykreowana przez ABW. Faktem jest, że prokuratura w cokolwiek niesmaczny sposób trąbiła na prawo i lewo o wielkim sukcesie służb specjalnych, wychwalając pod niebiosa ich akcję. Czy przypadek sprawił, że sprawa Brunona K. została ujawniona w niedługo po tym, jak premier Tusk zapowiedział ograniczenie uprawnień ABW? Pytanie na razie pozostaje bez odpowiedzi.

 

Władza zakłada też na nas sieć znacznie mniej spektakularnych ograniczeń. Wystarczy wymienić choćby „niebieską kartę”, czyli dokument, który ma zapobiegać stosowaniu przemocy w rodzinach. Od kilkunastu miesięcy taką kartę mogą, obok policji i pracowników socjalnych, zakładać… nauczyciele. Jeśli nauczyciel podejrzewa, że w rodzinie któregoś z uczniów stosowana jest przemoc, może zbierać dane na temat członków takiej rodziny. Taką możliwość otrzymało aż 600 tys. nauczycieli. Ponad pół miliona osób będzie mogło pod byle pretekstem zbierać wrażliwe dane o naszych rodzinach!

 

Innym przykładem mało spektakularnej, ale coraz bardziej doskwierającej, sieci ograniczającej naszą wolność, są fotoradary. Dzięki nowym technologiom prędkość pojazdów będzie śledzona nie tylko w pobliżu urządzeń pomiarowych, ale też na określonym odcinku między dwoma takimi urządzeniami. Czy za kilka lat będzie się śledzić każdego kierowcę od początku do końca przejechanej przez niego trasy? Wiele wskazuje na to, że model państwa, w którym względami bezpieczeństwa tłumaczy się wprowadzenie kolejnych mechanizmów inwigilacyjnych, to model hołubiony przez partię rządzącą.

 

Gulaszowy socjalizm?


Czekają nas jeszcze trzy lata drugiej kadencji PO. Czy będą to trzy lata dalszej deprawacji rządzących, ich kolejnych kroków na drodze do ograniczenia tych przejawów życia społeczno – politycznego, które nie są kontrolowane przez władzę? Czy czeka nas coś w rodzaju „małej stabilizacji” lub „gulaszowego socjalizmu”? Nie ma powodów by sądzić, że w 2013 roku fundamentalnie zmieni się metoda działania władzy. Nie jest to oczywiście budowa systemu totalitarnego, żaden powrót do PRL, jednak całkowita dezynwoltura władzy również może prowadzić w bardzo niebezpiecznym kierunku. Jeśli bowiem minister rządu PO ma na tyle tupetu, by deklarować powołanie rządowej grupy ds. walki z „mową nienawiści”, to nawet jeśli pomysł ten nie przypadł do gustu Tuskowi, strach się bać co będzie, gdy kolejny szalony pomysł politycznej kontroli i inwigilacji debaty publicznej zachwyci kogoś z platformerskiej wierchuszki.

 

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie