12 grudnia 2016

Dlaczego nowy krakowski metropolita przestraszył „Kościół otwarty”?

(Marian Zubrzycki / FORUM )

Wrzask, jaki po ubiegłotygodniowej nominacji arcybiskupa Jędraszewskiego na prestiżową archidiecezję krakowską został podniesiony przez ateistyczne media, był łatwy do przewidzenia. Warto jednak pamiętać, że to nie one najbardziej obawiają się nowego krakowskiego pasterza. Prawdziwy problem mają teraz… tzw. „katolicy otwarci”, na których brak akurat Kraków narzekać nie może. A o których arcybiskup ma wyrobione zdanie.

 

Rzadko kiedy nominacja na którąś ze stolic biskupich wzbudza tak wielkie emocje, jak desygnacja arcybiskupa Marka Jędraszewskiego na następcę świętych Stanisława i Karola Wojtyły. Jednak nieznośny klangor, jaki rozniósł się po mediach, nie był oczywiście spowodowany troską o tą konkretną archidiecezję, czy o świętą wiarę katolicką w ogóle. Ów krzyk wynikał z niezrozumiałej dla wielu personalnej decyzji papieża Franciszka – tj. ze wskazania na sukcesora kardynała Dziwisza dotychczasowego arcypasterza łódzkiego, który nijak do lansowanej przez ateistów wizji nowego Kościoła nie pasuje.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Na łamach PCh24.pl wielokrotnie, również w ostatnich dniach, informowaliśmy, czym hierarcha naraził się lewackim mediom. Jest zresztą jednym z nielicznych biskupów, który o lewactwie mówi per „lewactwo” właśnie. Zdecydowany sprzeciw arcybiskupa wobec triumfującej w wielu miejscach świata cywilizacji śmierci nie mógł spodobać jej organom prasowym, telewizyjnym czy internetowym.

 

Hierarcha, który pod koniec stycznia zostanie nowym metropolitą Krakowa, nadal będzie celem ataków lewicy. Ale prawdziwy problem pod Wawelem mogą mieć jednak inni – nie otwarci wrogowie Kościoła, ale Jego członkowie, którzy powołując się na Jego autorytet, nazbyt często sprzeniewierzają się kościelnemu nauczaniu, fraternizując się przy tym z przedstawicielami cywilizacji śmierci.

 

Chodzi o tak zwany „Kościół otwarty”, który z jakichś przyczyn właśnie w Krakowie, mieście świętego Stanisława, świętej Faustyny, świętej Jadwigi, świętego Jana Pawła II oraz Sługi Bożego Piotra Skargi, ulokował swoją polską stolicę. Wraz z ogłoszeniem decyzji – o ironio! – uwielbianego przez te środowiska papieża Franciszka, przedstawiciele „kościelnej lewicy” wyraźnie zadrżeli. Jak deklarują, spodziewali się kogoś innego, „młodszego i bardziej związanego z Krakowem”.

 

Czy wraz z nadejściem nowego metropolity środowiska te mogą zacząć się czegoś obawiać? Czy zdumienie połączone z trudno skrywanym przerażeniem, wyrażane dość jawnie przez niektórych ich przedstawicieli, ma jakieś podstawy? Wydaje się, że tak.

 

Najbardziej znanymi środowiskami promującymi ideę „Kościoła otwartego” są przecież krakowskie pisma „Tygodnik Powszechny” oraz „Znak”. Choć wydawane z różną częstotliwością, mogą powodować tak samo dużą trwogę u pobożnego czytelnika. Od lat na ich łamach promuje się pojmowaną po lewacku „tolerancję”, związki jednopłciowe, in vitro, konieczność poszanowania krwawego „kompromisu aborcyjnego”, a nawet wyraża się sceptycyzm wobec Bożych Przykazań, co potwierdza chociażby tekst kapłana (tak, tak, to nie pomyłka!), który po kampanii „Konkubinat to grzech” wyraził na łamach „TP” sprzeciw wobec „świeceniu dekalogiem po oczach” (sic!).

 

Ostatnim występkiem „Znaku” i „TP” był udział w kampanii „Znak pokoju”. Przypomnijmy – chodziło o promocję związków homoseksualnych, lansowanych przy pomocy plakatów przedstawiających uścisk dwóch dłoni, jednej otoczonej tęczową opaską, drugiej różańcem. Reakcja ustępującego już krakowskiego biskupa była stanowcza – w zdecydowanych słowach potępił akcję i nie bał się nazwać rzeczy po imieniu, mówiąc: „Z ubolewaniem stwierdzam, że w fałszowanie niezmiennej nauki Kościoła włączyły się również niektóre środowiska katolickie, których wypowiedzi i publikacje odeszły od Magisterium”. Adresaci tych słów to właśnie redakcje spod znaku „Kościoła otwartego” – to właśnie one „odeszły od Magisterium”.

 

O kampanii wypowiedział się jednak nie tylko kardynał Dziwisz. Udział w niej potępili stanowczo również hierarchowie zasiadający w Prezydium Konferencji Episkopatu Polski, a więc arcybiskup Gądecki, biskup Miziński oraz właśnie arcybiskup Jędraszewski! „Wyrażamy przekonanie, że katolicy nie powinni brać udziału w kampanii Przekażmy sobie znak pokoju, gdyż rozmywa ona jednoznaczne wymagania Ewangelii” – napisali wymienieni wyżej duchowni.

 

Po tych słowach kilka tysięcy osób wysłało do kardynała Dziwisza prośbę o odebranie krakowskim pismom przydomka „katolicki”. Używanie tego przedrostka przez wspomniane redakcje – a na to musi wyrażać zgodę biskup miejsca – może bowiem sprawiać mylne wrażenie, jakoby Kościół popierał treści publikowane na ich łamach. A to może sprowadzić na manowce wiele dusz, niepotrafiących dobrze odnaleźć się w dzisiejszym opanowanym przez chaos świecie.

 

Ksiądz kardynał Dziwisz, ustępując z funkcji metropolity, nie chciał zapewne rozpoczynać nowych konfliktów, a decyzję w tej sprawie pozostawił swemu następcy.

 

Teraz na stolicę świętego Stanisława przybywa arcybiskup Jędraszewski, którego zapewne wkrótce także tytułować będziemy kardynałem. Redaktor naczelna miesięcznika „Znak” z wyraźną trwogą przypomniała, co hierarcha sądzi o „Kościele otwartym”, cytując jego referat sprzed dwóch lat. Oto fragment tamtej pamiętnej wypowiedzi hierarchy: „W realizacji tego zamiaru [budowie tzw. społeczeństwa otwartego – przyp. KK] kluczowym jest stworzenie w naszym kraju tak zwanego Kościoła otwartego, który by istniał i działał, a równocześnie który by odrzucał prawdę objawioną, a przez to absolutną. Sama wiara powinna być, według niego, bardziej kwestią wolnego wyboru ze strony poszczególnego człowieka niż poznania przez niego prawdy i konsekwentnego budowania na jej fundamencie własnego życia. Od końca lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku dokonuje się zatem u nas budowa Kościoła otwartego przy pomocy usłużnych, wpływowych mediów, a także niektórych partii politycznych, stowarzyszeń międzynarodowych i tzw. otwartych katolików. Dlatego też lansuje się tych duchownych i świeckich, którzy mają ambiwalentny stosunek do oficjalnego nauczania Kościoła i do jego dyscypliny. Równocześnie publicznie i nieubłaganie dyskredytuje się tych, którzy stoją w obronie prawdy, stając się prawdziwym znakiem sprzeciwu dla relatywizmu”.

 

Z powyższych słów wynika wyraźnie, że Ksiądz arcybiskup nie ma więc złudzeń, co do katolików otwartych, którzy w rzeczywistości są co najwyżej nowymi protestantami, podążających za zlewaczałym światem z jeszcze większą ochotą niż najbardziej otwarci na „postępowe” ideologie spadkobiercy Lutra, Kalwina i Zwinglego.

 

Jak więc zatem polska odnoga „Kościoła otwartego” miałaby nie obawiać się skutków decyzji papieża Franciszka?

 

 

 

Krystian Kratiuk

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie