8 lipca 2014

Nikt nie zrobił tak wiele dla katolickiej kultury masowej w dobie jej wielkiego kryzysu, jak on. Trudno też w ostatnich latach znaleźć bardziej spektakularny upadek niż ten, jaki obserwujemy od jakiegoś czasu śledząc w mediach jego kolejne perypetie. Bo nie okazał się być impregnowany na wielką pokusę zła. Proszę Państwa, oto Mel Gibson.

 

Chyba żaden inny współczesny twórca nie budzi – przynajmniej wśród katolików – tak różnych i skrajnych emocji. O Gibsonie możemy bowiem mówić, że jest bohaterem, bo wszystkim wierzącym w Boga dał obraz nie mający sobie równych w dziejach kina, czyli „Pasję”. I to w czasach, gdy Kościół od kilkudziesięciu już lat kapitulował z roli mecenasa kultury, zostawiając ją na pastwę różnych odrażających typów propagujących wszelakie obrzydliwości. „Pasja” to było coś! Filmowy obraz Męki Pańskiej oparty na wizjach bł. Anny Katarzyny Emmerich robił – i robi do dzisiaj – wielkie wrażenie. Każdy katolik pamięta tę scenę, która najbardziej go poruszyła, na każdym ów film odcisnął swoje piętno.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Gibson po „Pasji” dość prędko zaczął jednak swary z Panem Bogiem, wniwecz obracające jego obraz katolika oraz dobrego męża i ojca.

 

Komunia Święta na planie

 

Jim Caviezel – odtwórca roli Chrystusa w „Pasji” – wspominał, że na planie filmu codziennie rano, przed pracą ekipa brała udział w Mszy Świętej. Większość osób przyjmowała Najświętszy Sakrament. Trudno więc zakładać, by „Pasja” była dla Gibsona filmem zrobionym dla pieniędzy i sławy. Zresztą nie można zrobić wybitnego filmu o Męce Pańskiej wyłącznie dla splendoru. Owszem, z chęci zysku można wyreżyserować dobry film, nawet znakomity, ale nie wybitny. A „Pasja” była właśnie dziełem wybitnym.

 

Co się więc stało, że Gibson pękł? Dlaczego, będąc tak blisko Boga, nieomal dotykając jego cierpienia, z wielkim hukiem upadł w sam środek rynsztoka? Nie są to zbyt mocne słowa. Gibson prędko porzucił bowiem refleksję nad cierpieniem Pana Jezusa, rozwiódłszy się w 2006 roku i zostawiwszy w niepełnej rodzinie siódemkę dzieci. Związał się z rosyjską piosenkarką, Oksaną Grigoriewą. „Sielanka” nie trwała jednak długo, bo kochanka oskarżyła utracjusza o znęcenie się nad nią. Jakby tego było mało, Gibsona ostatecznie pogrążyły problemy alkoholowe.

 

Skąd ten wielki zakręt na jego drodze? Wydaje się, że odpowiedzi należałoby szukać w biografii hollywoodzkiego aktora i reżysera. Opowiadając o swoich inspiracjach przy tworzeniu „Pasji”, Gibson podkreślał, jak wielki wpływ wywarło na niego katolickie wychowanie odebrane w domu rodzinnym. Przyznawał przy tym, że w pewnym momencie odszedł do zasad, które głęboko zaszczepili w nim jego rodzice. – Wszystko zaczęło się wtedy, gdy poczułem, że wbrew pozorom moje życie jest straszliwie puste – powiedział. A innym znów razem stwierdził: – Kiedy przyszedł okres dorastania w jakiś sposób zbłądziłem i postawiłem w centrum mojego życia inne sprawy.

 

„Pasja” miała być więc powrotem do korzeni, do rodzinnego domu i świata wartości, jaki starali się przekazać Gibsonowi jego rodzice. Był to więc świadomy powrót do życia w zgodzie z tym, co głosi Kościół. – Odczułem, że powinienem bliżej zapoznać się z Ewangelią, że muszę pogłębić znajomość Jezusa. Zaczęła mnie ogarniać idea stworzenia takiego filmu – mówi Gibson.

 

Do pracy zabrał się bardzo pieczołowicie. Szukał inspiracji u malarzy jak Carravaggio, Mantegna, Massacio czy Pierro de la Franscesca. W końcu sięgnął po zapisy objawień, uznanych oczywiście przez Kościół. Wiedział, że rola umęczonego i zabitego na krzyżu Pana Jezusa nie mogła też przypaść byle komu. Gibson sięgnął więc po Jim’a Caviezela – gorliwego katolika, aktora odrzucającego liczne propozycje filmowe z powodu niechęci do grania w scenach erotycznych. Rolę Chrystusa zagrał w wieku 33 lat. Caviezel mówił otwarcie, że to nie jest przypadek. I słusznie, bo w życiu katolików nie ma przypadków.

 

Z pietyzmem szykowana „Pasja” dała niezwykły efekt na ekranach kin. Mimo, że film został przez Gibsona intensywne przepracowany – także w wymiarze duchowym – nie przyniósł spodziewanych owoców. Katolicy prędko bowiem stracili „swojego człowieka” w Hollywood.

 

Na zakręcie

 

Skoro Gibson na pewnym etapie swojego życia pogubił się, to można chyba zaryzykować stwierdzenie, że podobny kryzys nastapił i tym razem. Reżyser „Pasji” nie udźwignął filmu, który miał być jego katharsis, swoistym oczyszczeniem duszy z brudu nagromadzonego przez błędy młodości. Wydaje się, że nie wytrzymał roli, jaką przyszło mu pełnić. Bo w Hollywood rola katolika jest – przyznajmy – raczej niewdzięczna. Dość powiedzieć, że filmowy establishment z miejsca wypowiedział „Pasji” wojnę, zakazując chociażby wstępu na film dzieciom do lat 18, co – biorąc pod uwagę wiekowe obostrzenia przy innych filmach – zakrawało na złośliwe podszczypnięcie twórców obrazu. Innym – tym razem bardzo tajemniczym wypadkiem – było skradzenie Gibsonowi szkicu scenariusza „Pasji”.

 

Wydaje się, że obsypywany nagrodami gwiazdor serii filmów „Zabójcza broń” i twórca znakomitego „Breaveheart” wypuścił z rąk znak „któremu sprzeciwiać się będą” umyślnie, przestraszony możliwymi konsekwencjami swojego nawrócenia. Czy uznał, że „Pasja” w Hollywood to zbyt wiele? Że mainstream wyrzuci swojego pieszczocha poza nawias? W końcu uciekł przecież w kpinę do obrazoburczego Rodrigueza, by zagrać w żenującym „Maczeta zabija”. Ale z drugiej znów strony Gibson nie chce mieć wiele wspólnego z hollywoodzką polityczną poprawnością. Political incorrectness takie jak rzucanie słowem „murzyn”, to w jego wypowiedziach nieomal standard. Czy Gibson obraził się na rzeczywistość, która najpierw go rozpieszczała, by później topić w mazi poniżenia?

 

Faktem jest, że ten nieprzeciętny aktor i twórca znalazł się na zakręcie. I jest to memento dla nas wszystkich, że bliskość Boga nie czyni nas bezpiecznymi przed pokusą zła. Tam gdzie ważą się losy ludzkiej duszy, gdzie zbawienie wydaje się być blisko, zło działa szczególnie intensywnie. Dusza Gibsona, choć pogrążona w odmętach mroku, wciąż ma swoją szansę. Być może twórca „Pasji” musi wybrać jeszcze raz i ponownie dokonać zwrotu w swoim życiu. Oby.

 

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 95 133 zł cel: 300 000 zł
32%
wybierz kwotę:
Wspieram