27 września 2016

„Ostanie rozmowy”, czyli na co może sobie pozwolić Benedykt XVI?

(PH/MAL/CLH/KR / FORUM)

Kardynał Robert Sarah w książce „Bóg albo nic” (Wydawnictwo Sióstr Loretanek, 2016) przyznaje, że wieść o abdykacji Benedykta XVI była dla niego „wielkim rozczarowaniem”, stanowiła dla niego „wielkie cierpienie” i oznaczała „straszne trzęsienie ziemi”. Trudno nie zgodzić się z tymi słowami obecnego prefekta kongregacji kultu Bożego i dyscypliny sakramentów. Od początku, także dla piszącego te słowa, uczucie rozgoryczenia i poczucie, że jesteśmy świadkami pewnego przełomu w najgorszym sensie tego słowa, towarzyszyły ogłoszonej w 2013 roku decyzji Benedykta VI. Decyzji z gruntu rewolucyjnej.

 

Dzisiaj, z perspektywy ponad trzech lat od tamtego feralnego dnia można powiedzieć, że rewolucja Benedykta XVI zrodziła rewolucję Franciszka. Nie byłoby jednej bez drugiej. Rewolucyjne podejście Benedykta do Urzędu Piotrowego (stan zdrowia jako najważniejsze kryterium pełnienia tej posługi, redukując ją do czysto funkcjonalistycznego aspektu) otworzyło drogę do rewolucji Franciszka, wedle której „nowa troska duszpasterska” niekoniecznie musi iść w parze z wiernością nauczaniu Chrystusa (np. o nierozerwalności sakramentu małżeństwa).

Wesprzyj nas już teraz!

 

Od chwili abdykacji Benedykta XVI i po inauguracji nowego pontyfikatu każdej wypowiedzi „papieża-emeryta”, albo wynurzeniom jego najbliższych współpracowników (abp Gänswein) towarzyszyły oczekiwania opinii publicznej – nie tylko medialnego mainstreamu, ale również całej rzeszy tzw. zwykłych katolików coraz bardziej zatrwożonych o los Kościoła – że papież, który odszedł odniesie się do dwóch najważniejszych kwestii nurtujących od trzech lat katolicką opinię publiczną na całym świecie. Pierwsza z nich dotyczy przyczyn (okoliczności towarzyszących) abdykacji. Druga – oceny pontyfikatu Franciszka.

Wydawać, by się mogło, że te oczekiwania zostaną przynajmniej w jakiejś części zaspokojone poprzez kolejny wywiad-rzekę, który już po abdykacji przeprowadził z Benedyktem XVI niemiecki dziennikarz Peter Seewald.

 

Coś tu nie gra


Zapis wywiadów, który ukazał się niedawno (także w języku polskim) w formie książki zatytułowanej „Ostatnie rozmowy”, jest pod tym względem rozczarowujący. Do żadnej z tych dwóch kwestii papież, który zszedł z tronu nie odniósł się. A konkretniej: nie powiedział nic, czego byśmy już wcześniej nie wiedzieli (abdykacja spowodowana fizycznym wyczerpaniem, a nie jakimiś utajonymi naciskami, żadnych krytycznych uwag, gdy chodzi o osobę i pontyfikat następcy).

 

Z drugiej strony należy się – jak sądzę – zgodzić z tymi recenzentami „Ostatnich rozmów”, którzy czytając wyjaśnienia Benedykta XVI dotyczące podjęcia przez niego feralnej decyzji o odłożeniu Piotrowych Kluczy, ze zdziwieniem zauważają, że wszystko sprowadza się do troski o to, by podczas zaplanowanego na 2013 rok w Rio de Janeiro Światowych Dni Młodzieży był obecny Następca św. Piotra. Jak przyznaje Benedykt XVI w rozmowie z P. Seewaldem był on tak fizycznie wyczerpany po swojej wizycie apostolskiej do Meksyku i na Kubę, odbytej w 2012 roku, że w następnym roku nie byłby w stanie dopełnić tego frekwencyjnego obowiązku na ŚDM.

 

Jeżeli to jest zasadnicza przyczyna abdykacji, a tak to wygląda po lekturze „Ostatnich rozmów” – to rzeczywiście jak mówią niektórzy komentatorzy, „coś tutaj nie gra”. W końcu, warto to przypomnieć w tym kontekście, w czasie papieskich Mszy jest Ktoś nieskończenie ważniejszy od każdorazowego papieża. Co istotniejsze, ten Ktoś pojawia się na ołtarzu zawsze, gdy Ofiarę sprawuje katolicki kapłan – nawet kardynał Świętego Kościoła Rzymskiego w imieniu papieża, który z powodu podeszłego wieku nie byłby w stanie odbyć apostolskiej podróży.

 

Niepodjęte tropy

Niemiecki dziennikarz przeprowadził rozmowy z Benedyktem XVI, o czym pisze w prologu do książki, na przełomie 2015 i 2016 roku. Ostatnia odbyła się 23 maja 2016 roku. A więc stały interlokutor Josepha Ratzingera/ Benedykta XVI rozmawiał z nim już po obradach synodu biskupów o rodzinie (2014-2015) i po publikacji straszliwej w swoich konsekwencjach adhortacji „Amoris laetitiae” (2015). Żaden z tych tematów, jakże istotnych dla duchowej kondycji współczesnego Kościoła nie został podjęty w „Ostatnich rozmowach”.

 

Trudno teraz osądzać, czy był to wynik wstępnych ustaleń rozmówców, że akurat te sprawy pozostają off the record, czy może wynik źle pojętej wstrzemięźliwości samego dziennikarza. Nie sposób bowiem nie odnieść wrażenia, czytając oddaną do naszych rąk książkę, że Seewald niezbyt stara się podejmować naprawdę interesujące tematy podsuwane mu przez samego Benedykta XVI. Jak chociażby zaraz na początku książki, gdy „emerytowany papież” mówi o coraz silniej odczuwanej „presji bezbożności, nacisku nieobecności wiary sięgającej aż do struktur Kościoła”. Ten temat nie został w żaden sposób podjęty przez Seewalda. O jakich „strukturach Kościoła” mówi Benedykt XVI i jak mocno i w jaki sposób zostały one zainfekowane „presją bezbożności”? Tutaj ewidentnie zabrakło niemieckiemu dziennikarzowi dociekliwości.

 

Choroba Kościoła w Niemczech

Wszystko to nie oznacza jednak, że „Ostatnie rozmowy” są zupełnie pozbawione interesujących fragmentów. Znajduje się w nich m. in. bardzo ciekawy zapis pokoleniowego doświadczenia, które w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku było udziałem wielu niemieckich teologów, w tym ks. Josepha Ratzingera już wówczas uważanego – wraz z Hansem Küngiem – za wschodzącą gwiazdę teologii na całym niemieckojęzycznym obszarze. Benedykt XVI w rozmowie z P. Seewaldem wprost mówi o zachłyśnięciu się (swoim i całego swojego pokolenia) tzw. postępem, a jednocześnie początku trapiącego Kościół w Niemczech antyrzymskiego syndromu.

 

Deklaracje kardynała Marxa o tym, że „nie jesteśmy filią Watykanu” należy zestawić ze wspomnieniami Benedykta XVI z czasów swojego pierwszego, dłuższego pobytu w Rzymie w 1962 roku, a więc u progu obrad Vaticanum II: „Muszę przyznać, że w czasie studiów nabyliśmy swego rodzaju resentymentu względem Rzymu. Nie w sensie kwestionowania prymatu czy posłuszeństwa wobec papieża; chodziło raczej o pewną wewnętrzną rezerwę co do uprawianej tu teologii”. Parę lat później Ren szeroką falą wpadał do Tybru, m. in. dzięki autorowi tych słów, który w czasie soboru należał do jednego z najmłodszych „ekspertów” (periti).

 

Warto też dłużej zatrzymać się nad zapisanymi w „Ostatnich rozmowach” ocenami Benedykta XVI formułowanymi w odniesieniu do kondycji Kościoła w Niemczech. Podczas swojej podróży apostolskiej do ojczystego kraju w 2011 roku papież nawoływał pasterzy tego lokalnego Kościoła do „odwrócenia się od świata” w sensie koniecznego pozbycia się zbędnego garbu biurokracji i nadmiernego przywiązania do gromadzenia środków finansowych. W tym ostatnim kontekście papież z Niemiec w czasie swojego pontyfikatu niejednokrotnie wyrażał swój krytycyzm wobec stosowania przez Kościół w Niemczech kary ekskomuniki wobec osób, które z przyczyn finansowych deklarowały wstrzymanie uiszczania podatku kościelnego (Kirchensteuer).

 

Swoją diagnozę Benedykt XVI powtórzył na łamach „Ostatnich rozmów” tym razem mówiąc wprost o „władzy biurokratów, teoretyzacji wiary, upolitycznieniu i braku żywotnej dynamiki”, które trapią obecnie Kościół niemiecki. Najbardziej wymowny pod tym względem fragment brzmi: „W Niemczech mamy do czynienia ze zorganizowanym i dobrze płatnym katolicyzmem. W wielu wypadkach są to zatrudnieni świeccy występujący naprzeciw Kościoła z mentalnością pracowników zrzeszonych w związkach zawodowych. Jest dla nich jedynie pracodawcą, na którego spogląda się krytycznym okiem. Nie kieruje nimi dynamika wiary, tylko zajmowana pozycja. Wydaje mi się stanowić wielkie zagrożenie dla niemieckiego Kościoła to, że dysponuje tak wieloma opłacanymi pracobiorcami, co stwarza nadwyżkę świeckiej biurokracji. […] Zasmuca mnie ta sytuacja: nadmiar pieniędzy, których i tak potem brakuje; zgorzkniałość, która z tego wyrasta; zjadliwość ze strony kręgów niemieckich intelektualistów”.

 

Ma siedzieć cicho!

Z powodu tych słów spadła na Benedykta XVI zaraz po opublikowaniu „Ostatnich rozmów” ostra krytyka niemieckich komentatorów. Nie tylko świeckich. Redaktor jezuickiego czasopisma „Stimme der Zeit” (od lat 60. ubiegłego wieku w awangardzie „postępowego” Kościoła nad Renem) ks. Andreas Batlogg w radiowym wywiadzie dla stacji „Deutchlandfunk” wprost stwierdził, że „ta książka nie powinna była w ogóle powstać”, a uwagi „emerytowanego” papieża o duchowej kondycji Kościoła niemieckiego określił jako „pozbawione taktu”. Tym bardziej, że jak zauważył ks. Batlogg, „także Joseph Ratzinger jako monachijski arcybiskup był częścią tego systemu”. A najlepiej by było, gdyby po swojej abdykacji Benedykt „nie udzielał już więcej wywiadów”, radzi ks. Batlogg. Parafrazując klasyka zza drugiej strony Renu, Benedykt nie skorzystał z okazji, by siedzieć cicho.

 

Grzegorz Kucharczyk






 


Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 105 295 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram