4 stycznia 2018

Dekomunizacja półgębkiem nie wystarczy. Pora oczyścić uczelnie!

(PCh24)

Pod egidą wicepremiera Jarosława Gowina kształtów nabiera „konstytucja dla nauki”. Rozwiązanie jakże potrzebne w realiach jakich dziś przyszło funkcjonować szkolnictwu wyższemu. Jest jednak obawa, że zmiany w pewnych dziedzinach zatrzymają się wpół drogi. Mowa o dogłębnej dekomunizacji szeregów. Bo to, że ludzie o skrzywionym kręgosłupie moralnym nie mogą kształcić młodych, nie podlega przecież żadnej dyskusji.

 

Nowa „konstytucja dla nauki”, to w założeniu reforma szkolnictwa wyższego i systemu nauki, jakiej jeszcze w Polsce nie było. Ma usprawnić zarządzanie wyższymi szkołami i placówkami naukowymi, ujednolicić przepisy i skrócić ich dość siermiężny katalog, oraz dać uczelniom więcej swobody… Po latach komunizmu i ponad ćwierćwieczu postkomunistycznej transformacji zmiany są potrzebne. To nie ulega wątpliwości. Czy jednak o czymś nie zapomniano?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Tak! Dekomunizacja. Uwagę na to „drobne” przeoczenie zwróciło Ministerstwo Sprawiedliwości, które opiniując „konstytucję” zaproponowało, by dołożyć do niej zakaz pracy na uczelniach dla osób w przeszłości pracujących lub współpracujących z organami bezpieczeństwa państwa PRL. Jak podała „Rzeczpospolita”, stanowisko takie do Ministerstwa Nauki przekazał wiceminister sprawiedliwości Michał Woś. „Projektowane przepisy umożliwiają, by w dalszym ciągu na uczelni wyższej były zatrudniane osoby powiązane z reżimem komunistycznym. Nie ulega wątpliwości, że zmiana takiego stanu rzeczy winna stanowić priorytet reformy ze względu na szczególną rolę przypisaną nauczycielowi akademickiemu” – argumentował.

 

Resort nauki zdaje się aż tak daleko pójść nie chce. Rektorzy, ich zastępcy i dziekani muszą już teraz składać oświadczenia lustracyjne, a wymóg ten ma zostać rozszerzony na inne stanowiska kierownicze, zaś byli współpracownicy nie zostaną profesorami. Czy jednak to wystarczające rozwiązanie? Wciąż do pracy ze studentami delegowani będą mogli być ludzie o wątpliwym morale. Co cennego do przekazania ma były „TW”, były „esbek” czy też inny „czerwony” Towarzysz?

 

Warto pamiętać, że „dobra zmiana” wzięła się za bary z pozostałościami po systemie komunistycznym i toczy – jak się w praktyce okazuje – trudną walkę o oczyszczenie przestrzeni publicznej ze wstydliwych przecież symboli przywiązania do sowieckiego najeźdźcy. Nie można wykluczyć, że osoby dziś decyzyjne, a stawiające opór takim zmianom m.in. na szczeblu samorządowym, noszą piętno odciśnięte przez ich mentora ukształtowanego przez komunistyczny aparat. Zatem ostre cięcie w kadrach uczelnianych jest potrzebne i konieczne. Choć dla niektórych zapewne bardzo bolesne.

 

Nie ma innego sposobu. W przeciwnym razie nadal będziemy narzekać na gnieżdżącą się na uczelniach wyższych ideologię gender, dającą zielone światło projektom i inicjatywom niezgodnym z prawem naturalnym, promującym wynaturzenia i odcinającym się od źródeł cywilizacji chrześcijańskiej. To przecież nic innego jak mutacja ideologii marksistowskiej. Bez przewietrzenia, fetor będzie się wciąż unosił między uczelnianymi ławami i rodził złe owoce. „Studia” gender, promowanie bluźnierców i kneblowanie ust myślącym inaczej… To przecież nie bierze się znikąd!

 

Przykład? Wiosna roku 2017. Do Polski przyjeżdża Rebecca Kiessling, kobieta poczęta w wyniku gwałtu, prezes „Save the 1”, organizacji edukującej społeczeństwa na rzecz konieczności pełnej ochrony życia. Spotkania z nią organizowane w salach uczelnianych były zbojkotowane przez lewicowych działaczy (tak, także kół studenckich!). Mecenas Kiessling została oskarżona o „szarlatanerię” i „fundamentalizm”, a najnowsze osiągnięcia nauk medycznych, społecznych i etycznych na temat aborcji uznane za… niegodne debaty akademickiej! Warto wspomnieć jak zachowywały się w tej sytuacje uczelniane władze.

 

Tymczasem już jesienią w uczelnianych murach zagościł twórca „dnia bluźniercy” – amerykański filozof – celebryta Daniel Dennett. To jeden z twórców „nowego ateizmu”, pomysłodawca „dnia bluźniercy”, w trakcie którego m.in. wymieniane są egzemplarze Biblii na pisma pornograficzne. Jego wykład był częścią projektu „Wielkie Pytania w Krakowie”, współfinansowanego zresztą ze środków Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Organizatorzy spotkania twierdzili, że potrzeba „inicjowania dyskusji wokół najważniejszych pytań, jakie stawiała i stawia sobie ludzkość”, a nie jest to możliwe bez współczesnych nauk przyrodniczych i „racjonalnej refleksji filozoficznej, szanując przy tym i wsłuchując się w głos osób o odmiennych przekonaniach naukowych, filozoficznych i światopoglądowych”. Jak dodano, owa intelektualna otwartość, racjonalność i odwaga w stawianiu czoła najtrudniejszym problemom są wartościami, które „od wieków kształtują kulturowe oblicze Krakowa i naukowe dziedzictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego”.

 

To fakty. A gdzież indziej, jeśli nie w głowach samych zainteresowanych, szukać wytłumaczenia tych zdarzeń? Kto kształtował ich świadomość? Jakie odebrali wychowanie, kto pokazał im świat takich właśnie „wartości”? Czy te historie potoczyłyby się tak samo, gdyby ćwierć wieku temu na uczelniach dokonano dekomunizacji? Lewactwo wszelkiej maści to przecież tylko inna postać – przepoczwarzona – tego, co pozostało po systemie negującym Boga i deptającym godność człowieka…

 

Jan Zamoyski fundując Akademię Zamojską dobrze rozumiał jak ważna jest relacja uczeń – mistrz i doskonale wiedział jak ważną rolę w życiu młodego człowieka odgrywa edukacja. Jego motto: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” nic nie straciło na swej aktualności. Zatem… na dekomunizację czas!

 

Marcin Austyn

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie