17 maja 2016

Czy Pius XII poparł ewolucjonizm, czyli o konsekwencjach „otwartych furtek”

(fot.CSU Archives / Everett Collection/FORUM)

Kwestia teorii darwinowskiej w pierwszej połowie XX wieku budziła coraz więcej napięć, nie omijały one także naukowców identyfikujących się z wiarą katolicką, odbijały się one również na kolejnych pracach apologetów i teologów.

Kulturowa ekspansywność ateistycznego wyjaśnienia pochodzenia człowieka jak i całego świata biologicznego zyskiwała coraz szerszą popularność – nadawała sens filozoficzny, a nawet parareligijny scjentyzmowi naukowemu dogmatycznie uczepionemu naturalistycznemu wyjaśnieniu świata. Pierwsza połowa wieku XX to okres silnej presji nauki na religię, presji budowanej przez wyznaczanie nieprzekraczalnej granicy pomiędzy tymi rzeczywistościami. Była to w skrócie granica pomiędzy tym co sensowne i bezsensowne, racjonalne i zabobonne. Dziś, kiedy kryzys XX wieczny osłabił i zmusił do autorefleksji dominujący typ postoświeceniowej racjonalności, trudno sobie wyobrazić intensywność tego starcia.

Wesprzyj nas już teraz!

Wydaje się, że przełomowym momentem, który stał się punktem wyjścia dla powszechnej akceptacji w Kościele tzw. teistycznego ewolucjonizmu i odrzucenia tradycyjnej nauki o bezpośrednim utworzeniu przez Boga ciała Adama była encyklika Piusa XII „Humani generis”. Amerykański teologii Robert Stackpole w taki sposób charakteryzuje okoliczności i konsekwencje „Humani generis”:

W 1950 roku jedna linijka z encykliki papieża Piusa XII „Humani generis – jedno zdanie mówiące o możliwości ewolucji ludzkiego ciała z niższej „żywej materii” – doprowadziło do jednej z największych zmian w historii nauczania katolickiego. Nieważne, że zdanie to było zazwyczaj wyrywane z kontekstu całej encykliki. Nieważne, że papież w tej samej encyklice podkreślał, że katoliccy badacze nie powinni „pochopnie przekraczać granic wolności w debacie” poprzez twierdzenie, że proces ewolucji jest faktem, że nie powinni ignorować tego, że „w źródłach objawienia Bożego są rzeczy, które wymagają największego umiaru i rozwagi. Papieskie ostrzeżenia i zachęty zostały powszechnie zignorowane. Teraz istotne stało się to, że korek został wyjęty z butelki. Katoliccy teologowie, rozpaczliwie poszukujący uznania wśród swoich akademickich kolegów, nareszcie poczuli, że mogą z całą wolnością przyjąć ewolucję neodarwinistyczną jako najlepsze wyjaśnienie pochodzenia wszystkich żywych gatunków. W ten sposób zredukowali istotny moment napięcia między sobą a swoimi akademickimi kolegami z wydziałów nauk ścisłych. Odtąd wiara i rozum, Biblia i nauka mogły pozostać pojednane za pomocą prostego rozwiązania: Ewolucja neodarwinistyczna była mechanizmem, który Bóg wybrał od początku i wszczepił w prawa przyrody, aby wytworzyć wszystkie rodzaje istot żywych, jakie znajdujemy na Ziemi.

Można zrozumieć teologa, który broni papieża i jego intencji warto jednak przyjrzeć co Humani generis faktycznie mówi o ewolucji i na czym polega jej problem.

W roku 1941, w początkach swojego pontyfikatu, podczas przemówienia do Papieskiej Akademii Nauk Papież powtórzył tradycyjną naukę Kościoła na temat pochodzenia człowieka. Była to jego pierwsza wypowiedź na ten temat:


Człowiek został ukształtowany z prochu ziemi, a Bóg tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, i tak stał się człowiek istotą żyjącą. […] Tego samego dnia, którego Bóg ukształtował człowieka, ukoronował jego głowę  swoim własnym obrazem i podobieństwem.

Co więcej Papież aluzyjnie odnosił się do ewolucjonizmu mówiąc, że „tylko od człowieka może pochodzić inny człowiek”. Podkreślał także niepewność ustaleń nauk szczegółowych i zwracał uwagę, że konieczne muszą one być oświecone i prowadzone przez Objawienie jeśli mają zbliżyć się do właściwiej odpowiedzi w kwestii genezy.

„Humani generis” opublikowana dziewięć lat później poświęca problemowi relacji pomiędzy antropologią i  biologią jeden akapit. Choć jest on zbyt długi by przytoczyć go tu w całości to jednak i tak stanowił zupełnie niewielki ułamek całego tekstu encykliki. Przywołajmy najistotniejszy fragment:

Magisterium Kościoła nie zabrania uczonym i teologom badania doktryny ewolucjonizmu według dzisiejszego stanu nauk przyrodniczych i teologicznych, gdy się bada problem powstania ciała ludzkiego z już istniejącej i żyjącej materii.

Chociaż fragment ten nie zawiera żadnej wykładni dotyczącej pochodzenia ludzkiego życia to jednak nie jest on obojętny. Widzimy w nim także zmianę w stosunku do przemówienia z roku 1941, gdzie wyłożona została tradycyjna nauka. Przede wszystkim Pius XII dopuszczając możliwość odkrycia ewolucyjnego pochodzenia ciała człowieka sprawił implicite, że prawda ta przestała być odczytywana jako kwestia wiary. Wyjęcie jej spod ochrony wiary – opartej przecież na najstarszej tradycji Kościoła – oznaczało oddanie kompetencji naukowcom, działającym w paradygmacie ateistycznym, kwestii rozstrzygnięcia sprawy. Taka zmiana ontologii człowieka nie okazała się przypadkiem – Papież powtórzył swoją propozycję z „Humani generis” podczas przemówienia do uczestników Pierwszego Międzynarodowego Kongresu Genetyki Medycznej w roku 1953. To faktyczne odcieleśnienie nauczania Kościoła o powstaniu człowieka, odcieleśnienie jego nadprzyrodzonego charakteru w oczywisty sposób musiało stać się zachętą do mitologizacji (odrealnienia) pewnych elementów wiary w łonie samego Kościoła.

Mamy zatem dwie możliwości wytłumaczenia braku zakazu ze strony Papieża – co było nowością explicite – prowadzenia badań w nurcie ewolucjonistycznym. Pierwsze wytłumaczenie skłania nas ku przyjęciu tezy o faktycznym przekonaniu Papieża, że nauka może dotrzeć do ostatecznych rozstrzygnięć i że ewolucja biologiczna jest prawdopodobnym mechanizmem w jaki doszło do uformowania się człowieka. Drugie wytłumaczenie byłoby wyjaśnieniem z wolności prowadzenia badań. Kościół i tak wie jaka jest prawda dotycząca powstania człowieka, ale będzie z ciekawością przyglądał się ludzkim wysiłkom próbującym wywieźć ludzkie pochodzenie od zwierząt.

Drugie wytłumaczenie pozostawałoby w zgodzie z takimi istotnymi dla naszej kwestii dokumentami jak orzeczenie Synodu z Kolonii z 1860, encyklika „Arcanum” Leona XIII 1880 roku oraz dekretem Papieskiej Komisji Biblijnej z 1909 roku. I właściwie niezależnie od osobistych intencji Piusa XII tak należy czytać „Humani generis”, ponieważ nie jest ona prywatna opinią Papieża, ale dokumentem Magistrium. Co więcej jak widać nie da się jej prawidłowo czytać poza Magisterium. Interpretacja teologów poszła jednak tam gdzie było jej wygodniej, czyli ku zamienieniu niewielkiej furtki w szeroką bramę, w którą katolicy weszli z radością porzucając tradycyjną naukę Kościoła.

A przecież dwa miesiące przed publikacją tekstu encykliki kard. Ernesto Ruffini w „L’Osservatore Romano” oznajmiał:

Ewolucja była dotąd dyskutowana w szkołach i w książkach przez kilka dekad, niemniej katolicy nigdy nie uważali, że mogą podawać w wątpliwość nauczanie katechizmu, że człowiek został stworzony bezpośrednio przez Boga, również w odniesieniu do jego ciała.

Przypadek Piusa XII i encykliki „Humani generis” oczywiście można by potraktować znacznie szczerzej – nie poruszyliśmy tu nawet wszystkich aspektów zawartych w akapicie poświęconym biologii i antropologii. Nawet jednak na tym drobnym wycinku widzimy pewien proces, polegający na tym, że chociaż  Papież choć nie ma kompetencji by zmieniać doktrynę, to jednak przez swoje nieprecyzyjne wypowiedzi lub też mieszanie prywatnych opinii nieuzgodnionych w pełni z nauczaniem Kościoła do wypowiedzi magisterialnych, może wpłynąć na rozpowszechnianie się zdeformowanej praktyki kościelnej. W tym wypadku chodziło o zaangażowanie katolików w rozwijanie fałszywej doktryny ukrywającej się pod autorytetem naukowości.

Nierzadko się zdarza (na zasadzie pewnego automatyzmu), że praktyka kształtuje faktyczne pojęcie o doktrynie dlatego tak istotne jest by wypowiedzi Kościoła były ścisłe i nie powodowały dwuznaczność, w której sytuacje nadzwyczajne zaczną być odbierane jako normy.

Problem genezy wielu czytelnikom może wydać się egzotyczny i mało ważny – co nie jest słuszne – jednak zwracam na niego uwagę także dlatego, że koresponduje on również silnie z dzisiejszymi problemami, które są czymś znacznie więcej niż spór wokół dyscypliny sakramentów. Uchylenie furtki pomiędzy ortodoksją i ortopraksją naraża całe obszary życia kościelnego na martwicę spowodowaną szerzeniem się –  także w dobrej woli – nieprawdziwych nauk.

Tomasz Rowiński

 
 
 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie