3 września 2012

Czy naprawdę miłujemy Boga?

(fot. Enrique López-Tamayo Biosca / commons.wikimedia.org, licencja cc)

Trzeba więc często prosić Boga o tę ważną cnotę [miłość], bo kiedy ona wejdzie do naszej duszy, to sprowadzi za sobą cały orszak innych cnót. Ona uświęci i oczyści z ziemskich naleciałości nasze uczynki, ona udoskonali duszę. Święty Augustyn powiada, że wszystkie cnoty zawarte są w miłości i odwrotnie – miłość rozlewa się w nich wszystkich. Ona prowadzi do Boga i najmniejszy nawet uczynek ludzki podnosi do rangi nadprzyrodzonej zasługi. Św. Paweł, ta wspaniała pochodnia Kościoła, przepięknie pisze o tej cnocie w swoim liście do Koryntian: Gdybym mówił językami ludzkimi i anielskimi, a miłości bym nie miał, stałbym się jako miedź brząkająca albo cymbał brzmiący. I chociażbym miał proroctwo i wiedziałbym wszystkie tajemnice i wszelką naukę i miałbym wszystką wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, niczym nie jest. I choćbym wszystkie majętności moje rozdał na żywność ubogim i choćbym wydał ciało moje, tak iżbym gorzał, a miłości bym nie miał, nic mi nie pomoże (1 Kor 13, 1-3).

Patrzcie, bracia, jak niezrównana jest ta cnota – to cnota, bez której wszystkie inne są niczym!

Miał ją w swoim sercu Mojżesz. Kiedy Bóg pokarał jego siostrę trądem za to, że szemrała przeciw bratu, wodzowi Ludu Wybranego, wtedy Mojżesz modlił się za nią, mówiąc: „Panie, czemuś tak dotknął mą siostrę? Ja nigdy, nie domagałem się zemsty nad nią; przebacz jej więc Panie, jeżeli taka jest wola Twoja.” Pismo Święte (zob. Lb 12) rzeczywiście nazywa tego męża najłagodniejszym z ludzi. – Czy my postąpilibyśmy tak jak Mojżesz? Czy gdybyśmy widzieli naszego wroga w nieszczęściu, prosilibyśmy Pana o odwrócenie od niego tej chłosty?

Wesprzyj nas już teraz!

Ale powiecie: „Kiedy ktoś wyrządza nam krzywdę, to jak możemy go kochać?” Popatrzcie, bracia, na świętego Szczepana, jak się modli zasypany gradem kamieni, jak wznosi ręce do Boga i prosi o przebaczenie dla swoich nieprzyjaciół (zob. Dz 7, 59). Pomyślicie sobie: „Szczepan był świętym, nic dziwnego, że się modlił za nieprzyjaciół i przebaczał.” – I my musimy być świętymi: inaczej biada nam! A bez tej cnoty na pewno nigdy nie dojdziemy do świętości. Ile grzechów popełniają ludzie przeciwko cnocie miłości Boga i bliźniego! Czy my kochamy Stwórcę ze wszystkiego serca swego? Czy często nie stawiamy wyżej od Niego naszych rodziców czy przyjaciół? Czy nie opuszczaliśmy czasem nabożeństwa, nieszporów, katechizacji, modlitwy wieczornej, bo akurat szliśmy do kogoś z wizytą? Ile to razy dzieci opuściły z waszej winy modlitwę, bo kazaliście im natychmiast wypędzać bydło na paszę! Sami też opuszczaliście pacierz albo odmawialiście go w łóżku, albo chodząc i ubierając się. Czy wszystkie nasze myśli, pragnienia i czyny staraliśmy się odnosić do Boga? Czy odkąd zaczęliśmy używać rozumu, poświęciliśmy się Stwórcy i oddaliśmy Mu wszystko, co posiadamy? Św. Tomasz uczy, że kiedy dzieci stają się nastolatkami, ich rodzice powinni ofiarować je Bogu, bo w ten sposób sprowadzą na nie różne łaski i błogosławieństwo niebios. Ten sam Święty dodaje, że matki, którym zależy na zbawieniu swoich dzieci, powinny ofiarować je Bogu jeszcze przed urodzeniem.

Kto ma w sercu miłość Bożą, ten powinien cierpliwie i z rezygnacją znosić wszystkie nieszczęścia, jak choroby czy klęski, i pamiętać o tym, że jest grzesznikiem i przechodniem na ziemi.

Przeciw miłości Boga grzeszymy także wtedy, gdy przez dłuższy czas w ogóle nie myślimy o Bogu. Są ludzie, którzy prawie nigdy nie podnoszą serca ku Stwórcy, nie dziękują Mu za dobrodziejstwa, za to, że są chrześcijanami, że urodzili się na łonie Kościoła Świętego, że Pan zachował ich od śmierci po popełnieniu grzechu ciężkiego. Czy dziękujemy Jezusowi Chrystusowi za ustanowienie Sakramentów Świętych, za Wcielenie, za Jego Mękę i Śmierć? Czy nie byliśmy obojętni w służbie Bożej? Czy nie stroniliśmy od Sakramentów? Czy nie porzucaliśmy modlitwy i nie odkładaliśmy pokuty z dnia na dzień? Kiedy bluźniono Imieniowi Bożemu, milczeliśmy, jakby nas to wcale nie obchodziło. A jakże często modliliśmy się bez smaku i bez chęci podobania się Bogu! Czy w niedzielę nie opuszczaliśmy nieszporów, mówiąc, że wystarczy, jak będziemy tylko na mszy? Czy było nam przykro, jeśli zdarzyło nam się, że musieliśmy opuścić kościół i nabożeństwo? Czy staraliśmy się te opuszczenia w jakiś inny sposób wynagrodzić? Czy z naszej winy dzieci i domownicy nie opuszczali nabożeństwa niedzielnego i świątecznego? Czy pokonywaliśmy w sobie nienawistne, mściwe i nieczyste myśli?

Nie wystarczy mówić, że Boga kochamy. Trzeba jeszcze spełniać Jego przykazania i dopilnować tych, którzy są nam powierzeni, żeby też je spełniali. Posłuchajcie, co mówi Pan: Zaprawdę powiadam wam, nie ten, który mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskiego, ale który spełnia wolę Ojca Mego (Mt 7, 21).

Św. Jan Maria Vianney, Kazania proboszcza z Ars, VIATOR, Warszawa 1999, s. 296-299.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 904 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram