2 lutego 2018

Czy każde wyzwanie ma sens?

(Nanga Parba By Muhammad Ashar (Own work) [CC BY-SA 3.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0)], via Wikimedia Commons)

Cała Polska wstrzymała oddech w oczekiwaniu na wieści z wyprawy ratunkowej na Nanga Parbat. Portale informacyjne co kilka minut aktualizowały przebieg operacji. Miliony ludzi było świadkami dramatycznej walki o życie, która rozgrywała się wśród niedostępnych himalajskich szczytów. Ostatecznie zdołano uratować jedną osobę, druga zginęła i pozostała w górach już na zawsze. Jak zawsze podczas takich wydarzeń powraca fundamentalne pytanie: po co? I czy w ogóle my, ludzie z „dolin” mamy prawo pytać?

 

Czy możemy zgodzić się na milczenie?

Wesprzyj nas już teraz!

– Nie powinniśmy osądzać ludzi, którzy szukają niebezpieczeństwa w najwyższych miejscach świata, lub wymagać od nich odpowiedzi na pytanie o sens tego, co robią. (…) Kiedy płacą najwyższą cenę za swoją pasję, powinniśmy po prostu o nich pamiętać – te słowa legendy polskiego alpinizmu Wandy Rutkiewicz mają dzisiaj jeszcze głębszy wydźwięk. Oczywistym jest, że katolik nie ma prawa osądzać. Ta przestrzeń zarezerwowana jest dla Najwyższego, który jako jedyny zna ludzkie serce. Jest jednak różnica pomiędzy osądem a oceną. I do niej właśnie chcę nawiązać – milczenie bowiem, jest w tym przypadku pójściem na łatwiznę.

 

Dla Tomasza „Czapkinsa” Mackiewicza było to już siódme podejście na Nanga Parbat. Nazywana przez środowisko himalaistów „Killer Mountain” pozostawała niezdobyta zimą do 2016 roku. Mackiewicz także, za siódmym razem w końcu zdobył szczyt. Nie zdołał jednak zejść, osierocił trójkę dzieci. Zginął robiąc to co kochał.

 

Od heroinisty do himalaisty

Tomasz w przeszłości był nałogowym heroinistą. Po ciężkiej walce odstawił narkotyki, zaczął chodzić po górach, ożenił się i został ojcem czwórki dzieci. Do tego jeździł stopem, pomagał w ośrodku dla trędowatych. Wiódł życie obieżyświata, człowieka o którym mówi się „niespokojny duch”. Można powiedzieć, że wygrał walkę z nałogiem. Ale czy na pewno?

 

Każdy alpinista przyzna, że góry uzależniają. Nie tylko w duchowym sensie; góry uzależniają fizycznie. Wysokie ciśnienie, rozrzedzone powietrze, niesamowita przestrzeń, ekstremalnie niskie temperatury i poczucie spełnienia będąc na szczycie działają mocniej niż dawka narkotyku. Mało kto rezygnuje z gór po pierwszej wyprawie. Wspinaczka wciąga.

 

– Człowiek żyjący swoimi marzeniami jest bohaterem. Marzył o tym szczycie. Zdobył go. Nie dane nam jest oceniać. Każdy chciałby mieć choć odrobine jego odwagi – pisze na facebooku Asia.

– Czy naprawdę nie możecie zrozumieć, że każdy ma prawo żyć według własnych zasad? – dodaje Anita.

 

Naprawdę, sercem szczerze zgadzam się z tymi ludźmi, jednak część mnie – odpowiedzialna za rozum – ma wątpliwości. Można mieć pasję, nawet trzeba – nadaje ona koloru naszemu życiu i może nauczyć nas lekcji, które przydadzą się nam w codzienności. Ale z pasją, jak ze wszystkim łączy się odpowiedzialnosć. Kiedy zaczynamy być odpowiedzialni za drugiego człowieka, musimy przygotować się na ewentualność rezygnacji lub ograniczenia swoich pasji. Pozbywamy się pewnych egoizmów kosztem dobra dziecka, żony, itd. Ten proces dotyka większości mężczyzn.

 

– Znam dużo ludzi którzy mają pasje. Niestety jak zakładasz rodzinę, to trzeba być facetem (…) wziąć za nią odpowiedzialność, a pasję i przyjemności odlożyć na drugi plan. Dojrzały facet ma inne priorytety. Też z checią wsiadłbym na motor rozpędził go ponad 250 km/h i poczuł adrenalinę. Ale jest rodzina i czas na bycie nieogarniętym gówniarzem już minął – pisze w mocnych słowach Tom.   

 

Akceptacja do końca

Co w takich sytuacjach czują żony wspinaczy? Słyszy się głosy, że przecież „wiedzą za kogo wychodzą”, „mają świadomość, że kiedyś nie wróci z wyprawy”. Sądzę jednak, że nie do końca. Aleksander Lwow, polski himalaista twierdzi, że partnerki wspinaczy dzielą się na te, które otwarcie nie akceptują pasji bliskich oraz takie, które ten brak ukrywają w sobie.

 

– Himalaiści niewątpliwie przyciągają kobiety stylem swojego życia, ale później to ich życie zaczyna stanowić w relacji przeszkodę[…]wyjazdy po dwa, trzy razy w roku na okres około trzech miesięcy każdy. To nawet trzy czwarte roku poza domem! Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że nie ma takiej żony, która gdzieś tam głęboko nie chciałaby, żeby przestał jeździć […] oczywiście są nim (himalaizmem – przyp. red.) zafascynowane, ale jak przyjdzie co do czego, chciałyby tego faceta zatrzymać – twierdzi Lwow.

 

Zdobywca = bohater?

Dużo łatwiej widzieć nam heroizm w sytuacjach spektakularnych i dramatycznych. Podczas wojny, klęski żywiołowej, wyprawy w nieznane. W tak wyraźnie zarysownej sytuacji, która zmusza człowieka do podejmowania ciężkich decyzji łatwo dostrzec nam cechy prawdziwego bohatera. Odwaga, spryt, wiara w siebie, dążenie do celu, pokonywanie własnych słabości – to wszystko podziwiamy i czujemy sympatię do postaci, które w ten sposób przezwyciężają niebezpieczeństwa. Czy jednak osoba podejmująca codzienny wysiłek utrzymania rodziny, wychowania dziecka czy opieki nad chorym nie jest godna podobnego szacunku? Tylko dlatego, że nie podejmują spektakularnych działań nie powinni czuć się gorzej od ludzi mających „ekstremalne” pasje.

 

Sens

Na samym końcu przechodzimy do kwestii fundamentalnej, czyli sensu takich działań. W średniowieczu cały system tomistycznej nauki sprowadzał się do celowości działania. Człowiek wiedział po co żyje – dla zbawienia duszy. Dzisiaj coraz więcej osób miałoby trudności z odpowiedzą na pytanie – po co żyjesz? To samo tyczy się sensu naszego działania. Bóg obdarzył nas talentami byśmy potrafili wykorzystać je do ubogacania świata, pomocy ludziom, a przede wszystkim do wspierania na drodze ku zbawieniu. Jeżeli nasze pasje, zainteresowania, wysiłki i ciężka praca podporządkowana jest zaspokajaniu próżności i egoizmów, nasze istnienie przestaje mieć cel. Wielcy bohaterowie to ci, którzy ryzykują życie dla innych, nie dla siebie. Największym zaś z nich jest Chrystus, który złożył ze swojego życia Ofiarę.    

 

Nauka

Zbyt często w kontekście podobnych wydarzeń ludzie ograniczają się do milczenia. Nie jest dobrze przyjętym wypowiadanie się negatywnie o zmarłych. Zwłaszcza tragicznie. Oczywiście – w obliczu tragedii lepiej milczeć niż powiedzić coś głupiego. Nie należy jednak kończyć na milczeniu. Cisza jest potrzebna do refleksji, a ta z kolei pomaga w wyciąganiu wniosków na przyszłość – w kontekście całej drogi życiowej.

 

 

PR 

 

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie