22 sierpnia 2014

Czy iracki kalifat skończy jak powstanie Mahdiego?

(fot. REUTERS/STRINGER/IRAQ/FORUM)

Po 90 latach na czołówki gazet i serwisów internetowych wróciło słowo „Kalifat”. Termin, który, wydawać by się mogło – bezpowrotnie, odszedł w przeszłość wraz z detronizacją ostatniego sułtana Imperium Osmańskiego, Abdülmecida II, pojawił się znowu niosąc z sobą znaną retorykę dżihadu, marszu na Rzym i rekonkwisty Hiszpanii.

 

Jak wynika z badań przeprowadzonych w 2007 roku aż 2/3 mieszkańców Egiptu, Maroka, Pakistanu i Indonezji życzy sobie zjednoczenia świata muzułmańskiego pod berłem kalifa. Czy zatem nowopowstałe Państwo Islamskie jest spełnieniem tych tęsknot, czy raczej jest tylko bliskowschodnią wersją separatystycznych republik na Ukrainie?

Wesprzyj nas już teraz!

 

O tym jak odbierany jest kalifat przez społeczeństwa zachodnie, nie trzeba tu wspominać. Doniesienia o prześladowaniach chrześcijan i innych wspólnot wyznaniowych, krzyżowanie nawet własnych współwyznawców, bezwzględny terror zaprowadzany wraz z prawem szarii na podbitych terytoriach, sprawiły, że nowe pseudo-państwo odbierane jest, jako barbarzyńska enklawa terroru. Coś na wzór dawnego państewka Al-Kaidy w Afganistanie. Jak natomiast wygląda odbiór kalifatu w społeczności muzułmańskiej?

Jako instytucja muzułmańska kalifat opiera swoją władzę na szariacie. Z tego powodu ogłoszenie nowego kalifatu podkreślało, że jego ustanowienie spełnia warunki wymagane przez Koran. Zaprzeczają temu jednak duchowni muzułmańscy na czele z dziekanem wydziału prawoznawstwa porównawczego w Al-Azhar, Saadem Al-Hilali. Według nich kalifat ustanowić może tylko cała umma, czyli społeczność islamska. Jednostronne ogłoszenie kalifatu przez jakąkolwiek frakcję, a już z pewnością przez pojedynczą bojówkę terrorystyczną nie ma podstaw prawnych.

W równie krytycznym duchu do ostatnich wydarzeń odnoszą się muzułmańscy pisarze, dziennikarze i artyści. Ich argumenty skupiają się na obawach, że Państwo Islamskie zniszczy tkankę społeczno-kulturalną w świecie arabskim i że wynikiem będą terrorystyczne, tyrańskie, rasistowskie i agresywne reżimy bez żadnych wolności indywidualnych i społecznych – a wszystko w imię czystości religijnej. W bardzo podobny sposób patrzy na to wpływowa wśród sunnitów Al Jazeera, według której pseudo-kalifat będzie nieświadomie służył interesom najgorszych wrogów islamu: USA, Izraela i Wielkiej Brytanii.

W tej ostatniej obawie tkwi z pewnością wiele racji, choć dyskutować można nad doborem beneficjentów. Z pewnością Zachód zyskuje pretekst do kolejnych interwencji na Bliskim Wschodzie, choć nie wiadomo, czy za nim pójdzie wola polityczna. Ale nie tylko Zachód może mieć interes w działalności Abu Bakr al-Baghdadiego i jego zastępów. Największym beneficjentem może się okazać szyicki Iran, który z jednej strony dzięki rozpadowi Iraku poszerzy swe wpływy, dokonując być może rzeczywistej inkorporacji szyickiej części, a z drugiej poprawi swe stosunki z Zachodem i sunnicką Arabią Saudyjską przerażonymi rozwojem Państwa Islamskiego i gotowymi przymknąć oczy na jego poskromicieli. Nie byłby to zresztą żaden precedens na Bliskim Wschodzie.

Ruch Abu Bakr al-Baghdadiego można porównać z tylko jednym historycznym zdarzeniem, doskonale nam skądinąd znanym dzięki powieści Henryka Sienkiewicza „W Pustyni i w Puszczy”. Mowa oczywiście o powstaniu Mahdiego w Sudanie. Mohammed Ahmed Ibn Abdallah, samozwańczy Mahdi na krótki czas wstrząsnął Lewantem, pokonując nawet wojska turecko-angielskie i ustanawiając swą stolicę w Chartumie. Był to jednak twór na tyle słaby, że po rychłej śmierci jego twórcy rozpadł się a jedynym efektem tej czteroletniej przygody okazało się wzmocnienie Wielkiej Brytanii w Egipcie i Sudanie, pozostających dotąd w orbicie wpływów Stambułu. Prawdopodobnie i ta awantura zjednoczeniowa, choć z pewnością gwałtowna, okaże się krótkotrwała, choć trzeba przyznać, że al-Baghdadi jest w trochę lepszym położeniu niż Mahdi z Chartumu.

Dzięki swej brutalnej, trwającej od roku ofensywie, Państwo Islamskie zagarnęło sporą część północnego Iraku, niemal 20 proc. powierzchni Syrii i weszło już nawet do Libanu. Pod jego kontrolą znalazły się duże miasta w tym Mosul i Faludża oraz pola roponośne w Dajr az-Zaur, z których dżihadyści już czerpią zyski, sprzedając surowiec na czarnym rynku. W ręce al-Baghdadiego wpadły także rezerwy bankowe w wysokości niemal pół miliarda dolarów, oraz całe składy amerykańskiej broni. To naprawdę spory potencjał, który może przez dłuższy czas napędzać tą rebelię. Jednak największe moim zdaniem znaczenie ma nie materialny wymiar zdobyczy, ale ich wydźwięk propagandowy. Al-Baghdadi osiągnął sukces, jest zwycięzcą i to zaczyna wpływać na wyobraźnię młodych muzułmanów. Cóż z tego, że akademicy, klerycy i intelektualiści potępiają go w czambuł, Al-Baghdaadi ze swą „średniowieczną” retoryką i pasmem sukcesów staje się magnesem przyciągającym dżihadystów z całego świata. Mahdi nie miał nigdy komfortu, jaki gwarantuje zglobalizowany świat.

Co nas zatem czeka w dającej się przewidzieć przyszłości? Pochód IS będzie trwał i nie zaszkodzą mu czysto symboliczne akcje, jak anemiczne bombardowania pozycji islamistów sprzed kilku dni. Okrutne prześladowania, które dotąd skupiały się na chrześcijanach, w większym stopniu dotyczyć teraz będą szyitów, z tej prostej przyczyny, że na terenie kalifatu chrześcijan już praktycznie nie ma. Do Al-Baghdadiego ciągnąć będą zastępy spragnionych krwi niewiernych muzułmanów z Egiptu, półwyspu Arabskiego i z zachodu Europy, choć na początek czeka ich głównie walka z konkurencyjnymi bojówkami w Syrii, szyitami w Iraku i prawdopodobnie Kurdami, którzy też na tej rewolcie zyskają. Wszystko to aż do czasu, gdy region będzie dostatecznie zdestabilizowany a bezradny Zachód gotowy zaakceptować poważne zmiany w przebiegu granic. Zresztą i tu precedens już się dokonał za sprawą Państwa Islamskiego, wszak to właśnie kalifat jako pierwszy zniósł istniejące od czasów umowy Sykes-Picot, granice kolonialne. Teheran i być może Ankara po prostu skonsumują kasztany wyciągane teraz z ognia przez Państwo Islamskie.

Piotr Górka


Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie