16 sierpnia 2016

Czy Donald Trump sprzyja wrogom USA?

(REUTERS / FORUM)

Uzyskanie przez Donalda Trumpa nominacji Republikanów wywołało prawdziwą histerię. Neokonserwatyści i liberalne „jastrzębie” wzmogły oskarżenia o sprzyjanie dyktatorom, niszczenie ładu międzynarodowego i namawianie do łamania prawa. Pojawiły się nawet głosy wzywające do zamachu stanu w przypadku wygranej miliardera. Z kolei Barack Obama zasugerował, że Władimirowi Putinowi rzeczywiście może zależeć na wygranej Trumpa. Jakie z tego wszystkiego płyną wnioski dla Polski?


Publikujący na łamach „Los Angeles Times” James Kirchick zasugerował wręcz możliwość zamachu stanu po dojściu do władzy Donalda Trumpa. „Amerykanie widzący w ostatniej nieudanej próbie zamachu stanu w Turcji jakąś egzotyczną wiadomość z zagranicy powinni wziąć pod uwagę, że perspektywa podobnej niestabilności nie byłaby niemożliwa w tym kraju (USA red.), gdyby Donald Trump został prezydentem”.

Wesprzyj nas już teraz!


Tak mocne słowa wymagają odpowiednio mocnych argumentów. I rzeczywiście – z artykułu postępowego publicysty dowiadujemy się, że Trump to postać „bezczelnie autorytarna”, popierająca wszelkiej maści politycznych „strongmenów”. Na jego niekorzyść świadczyć  ma także zatrudnienie w charakterze szefa kampanii Paula Manaforta – lobbysty mającego na swoim koncie pracę dla popieranego przez Putina Wiktora Janukowycza. Kirchick zapomniał jednak dodać, że ten sam człowiek prowadził także kampanię innych kandydatów republikańskich, których trudno podejrzewać o rusofilię. Choćby Ronalda Reagana.

W oczach krytyków, takich jak Kirchik, Trump jawi się jako człowiek nieobliczalny i po prostu niebezpieczny. Ktoś, komu nie można powierzyć kodów nuklearnych.


Z kolei znany amerykańsko-żydowski dziennikarz i autor książek specjalizujący się w tematyce polityki zagranicznej, Jeffrey Goldberg na theatlantic.com określił Donalda Trumpa mianem ” de facto agenta Putina”. Stwierdził, że trumpowska wizja polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych pokrywa się z rosyjskimi interesami geopolitycznymi. Podobnie jak sposób krytyki amerykańskiej demokracji wśród ludzi z jego środowiska. W połączeniu z wypowiedziami kwestionującymi zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w NATO, stanowi to odejście od dotychczasowej polityki zagranicznej Republikanów. Do tej pory polegała ona bowiem na poszerzaniu liczby wolnych krajów, powstrzymywaniu obecności Rosji w kluczowych regionach świata, takich jak Bliski Wschód, Wschodnia Azja czy Europa. Prezydentura Donalda Trumpa oznacza zaś zerwanie z tą tradycją.

Prezydentura Trumpa doprowadzić może do „zakończenia powojennego porządku międzynarodowego, pozwolenia dyktatorom na czele z jego (Trumpa) sojusznikiem Władimirem Putinem na realizację własnych interesów”. Wybór miliardera to dla Goldberga ważny krok na drodze ku „despotyzmowi i tyranii” na świecie. 

  

Z kolei neokonserwatysta, historyk i pracownik Brookings Institution, Robert Kagan określił nDonalda Trumpa mianem potwora stworzonego – niczym przez Frankensteina – przez zdegenerowaną Partię Republikańską. Jego zdaniem GOP uległa nastrojom populistycznym i fanatycznemu sprzeciwowi wobec imigrantów. Republikańska opozycja wobec prezydenta Baracka Obamy zamiast skupiać się na rozsądnych argumentach, koncentrowała się na emocjonalnym i fanatycznym oskarżaniu czarnoskórego polityka o „anty-amerykańskość”. Jaki stąd wniosek? Republikanie są straceni, ale Stany Zjednoczone jeszcze nie. Wystarczy tylko poprzeć odpowiedniego kandydata…Hilary Clinton. Czyżby wywodzący się w znacznej mierze ze środowiska trockistów neokonserwatyści wracali do swych lewicowych korzeni?


Imputowanie Trumpowi powiązań z Rosją sięgnęło zenitu po wypowiedzi kandydata Republikanów dotyczącej maili Hilary Clinton. Demokratka podczas piastowania posady Sekretarza Stanu prowadziła służbową korespondencję z prywatnego, a nie rządowego serwera. Donald Trump 27 lipca tego roku na konferencji prasowej w Miami wezwał obce mocarstwo do wejścia w posiadanie tych wiadomości. Następnie twierdził jednak, że… żartował, a na Twitterze nawoływał do przekazania sprawy w ręce FBI.


Sztab wyborczy Demokratów w osobie doradcy politycznego Clinton Jake’a Sullivana nie przyjął jednak tych tłumaczeń i potępił słowa kandydata Republikanów jako stwarzanie zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego. W sprawę włączył się nawet Barack Obama. W wywiadzie dla NBC stwierdził, że Władimir Putin może próbować ingerować w przebieg wyborów w USA i zasugerował, że rosyjskiemu prezydentowi może zależeć na wygranej kandydata GOP. 

 

Co tak naprawdę sądzi Trump o polityce zagranicznej ?

Co o swojej wizji polityki zagranicznej mówi sam Donald Trump? Z jednej strony trzeba przyznać, że sam Republikanin przyczynił się do zwiększenia oskarżeń o putinofilię. Gdy w połowie grudnia 2015 r. rosyjski prezydent pochwalił Donalda Trumpa za jego talent i inteligencję, Trump niemal natychmiast mu się odwdzięczył, doceniając przywódcze kwalifikacje głowy rosyjskiego państwa. W grudniu 2015 r. podczas rozmowy z Joe Scarborough’em z MSNBC uznał prezydenta Federacji Rosyjskiej za prawdziwego lidera – w przeciwieństwie do polityków amerykańskich.  


Z drugiej strony Donald Trump w przemówieniu dotyczącym spraw międzynarodowych opublikowanym 27 kwietnia tego roku na donaldjtrump.com z uznaniem wypowiedział się o roli Stanów Zjednoczonych podczas II Wojny Światowej oraz Zimnej Wojny. Stwierdził jednak, że później „głupota i arogancja zastąpiła logikę, co doprowadziło do coraz to nowych katastrof (…)” – choćby tych w Iraku, Libii czy Syrii. Dopuszczono także do masowego prześladowania chrześcijan na Bliskim Wschodzie, a poprawność polityczna nie pozwala Barackowi Obamie nawet na użycie określenia „radykalny islam”. Prestiż Amerykanów na świecie został nadwątlony. Gdy Obama wylądował na Kubie i w Arabii Saudyjskiej na lotnisku nie powitał go żaden z ważnych przywódców przyjmującego państwa. Administracja Obamy zawarła ponadto niekorzystne porozumienia, takie jak deal nuklearny z Iranem. Jednocześnie budżet obronny Stanów Zjednoczonych został rozdęty ponad miarę, pomimo ogromnego deficytu handlowego.


Problematykę polityki zagranicznej poruszył Trump również podczas konwencji Partii Republikańskiej. Trudno by tego nie uczynił, wszak konkurentka do prezydentury, Demokratka Hilary Clinton w latach 2009-2013 sprawowała urząd Sekretarza Stanu. Zdaniem biznesmena i polityka powstanie i wzrost potęgi Państwa Islamskiego, wojna domową w Syrii, chaos w Iraku, opanowanie Egiptu przez islamistów to w znacznej mierze „zasługa” żony Billa Clintona.


Diagnoza sytuacji międzynarodowej i roli Ameryki w ostatnich latach nie napawa optymizmem. – Po 15 latach wojen na Bliskim Wschodzie, wydaniu bilionów dolarów i śmierci tysięcy osób sytuacja jest gorsza, niż kiedykolwiek wcześniej – powiedział Republikanin w przemowie dostępnej na vox.com.  


Jakie jest remedium? Zerwanie z interwencjonistyczną polityką i skupienie się na interesie własnego kraju. America First – najpierw Ameryka. Koniec niekontrolowanej imigracji, niekorzystnych porozumień handlowych, utraty miejsc pracy na rzecz Chin – oto oferta szefa „Trump Organisation”.


Odejście od kosztownej polityki nadmiernego zaangażowania nie oznacza jednak rezygnacji z walki z Państwem Islamskim. Przeciwnie – powinno ono zostać całkowicie pokonane. Jednak NATO nie wywiązuje się zdaniem Trumpa ze swojego zadania walki z terroryzmem. Jego członkowie korzystają z amerykańskiej ochrony, a jednocześnie nie płacą wymaganych składek członkowskich.


Czy Trump zniesie NATO ?

W szeregach neokonserwatystów i liberalnych jastrzębi poważne obawy budzi też kwestionowanie amerykańskiego zaangażowania w NATO i gwarancji obronnych wobec jego członków. W kontekście agresywnej polityki Federacji Rosyjskiej sprawa ma istotne znaczenie także dla Polaków. 


D’Angelo Gore na łamach poświęconej konfrontacji manipulacji politycznych z twardymi faktami stronie factcheck.org przeanalizował wypowiedzi kandydata Republikanów na ten temat. Wynika z nich, że kontrowersyjny miliarder uważa Sojusz Północnoatlantycki za przestarzały i niedostosowany do czasów walki z terroryzmem. Twierdzi, że wymaga on reorganizacji oraz zwiększenia wkładu pozostałych państw członkowskich. Jeśli nie zaczną one płacić wymaganych przez Sojusz 2 procent PKB na obronę, to w razie zagrożenia powinny zostać pozostawione same sobie. Jeżeli nie dojdzie to reform i bardziej sprawiedliwego podziału kosztów, to Trump dopuszcza możliwość wystąpienia USA z Sojuszu. Jednak wbrew krytykom nie mówił on nigdy o potrzebie rozwiązania Paktu. Niemniej jednak wezwania do ingerencji Rosji w wewnętrzne sprawy własnego kraju (padające w kontekście afery mailowej z Clinton) – pomimo późniejszego dementi budzą zaniepokojenie.


Trump a sprawa polska

Tego typu sformułowania rzeczywiście wydają się iść na rękę Rosji. Z drugiej jednak strony zauważmy, że w swoim kwietniowym przemówieniu Trump mówił o 4 krajach, które oprócz USA wywiązują się ze zobowiązań budżetowych podjętych wobec NATO. Do tych państw zalicza się także Polska. Zgodnie z danymi dostępnymi na witrynie Sojuszu (nato.int) Rzeczpospolita od 2015 przeznacza wymagane 2 procent PKB na obronę. Więcej od nas płacą tylko Estonia, Wielka Brytania, Grecja i oczywiście Stany Zjednoczone. Pozostałe z 23 kraje nie wywiązują się z tych zobowiązań. Dodajmy, że w 2015 r. Polska spełniła także – wraz z 9 innymi państwami – dodatkowy wymóg przeznaczania co najmniej 20 procent budżetu obronnego na sprzęt wojskowy.  


Neokonserwatyści i wojowniczy liberałowie zapominają też, że to Demokrata, Barack Obama wycofał się z budowy tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. Skrytykował to w kwietniowym przemówieniu nie kto inny jak… izolacjonista Trump. Pozwala to sądzić, że pod rządami biznesmena  Amerykanie nie zmniejszą swej pomocy wojskowej dla Polski.


Nie oznacza to rzecz jasna, jakoby pod rządami Donalda Trumpa Polska mogła spać spokojnie. Takiej pewności nie ma jednak ani za prezydentury Baracka Obamy ani nie miałaby za Hilary Clinton.  Lipcowe słowa ministra Witolda Waszczykowskiego, jakoby Amerykanie nie mieli się wahać w przypadku napaści na Polskę, wydają się albo dyplomatycznym zabiegiem, albo przejawem nadmiernego optymizmu.


Z drugiej jednak strony wypowiedzi Trumpa nie pozwalają – wbrew pozorom – na kategoryczne stwierdzenie, że po wyborze Republikanina polskie szanse na otrzymanie wsparcia zbrojnego istotnie się zmniejszą. Tak czy owak amerykańska pomoc w razie napaści pozostanie niewiadomą.  




Marcin Jendrzejczak



Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie