24 września 2015

Gross – oszczerca z polskim orderem

(Jan Tomasz Gross fot. Eugeniusz Helbert/FORUM)

Dzisiaj na słowa Grossa widowiskowo oburzają się nawet jego wieloletni chwalcy, ale nie zmienia to ani na jotę nurtu prowadzonej przeciwko Polsce brudnej kampanii, której kolejna fala rozlała się po świecie.

 

Niemal dwie dekady temu, w kwietniu 1996 roku symbolicznie rozpoczął się atak na Polskę ze strony „Przedsiębiorstwa Holokaust”. Izrael Singer, przez szereg lat sekretarz generalny Światowego Kongresu Żydów oświadczył, że jeśli Polska nie spełni majątkowych roszczeń jego środowiska, będzie „atakowana i upokarzana na arenie międzynarodowej”. Sam Singer został później zdymisjonowany za defraudacje, ale jego groźba pozostała w mocy. Raz za razem, ze strony międzynarodowych mediów i eksponowanych figur słyszymy więc o „polskich obozach koncentracyjnych”, współwinie za Holokaust, nietolerancji, ksenofobii i toczących nasz naród rozmaitych paskudnych przypadłościach.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Na czołowego stręczyciela polskiego wstydu wytypowany został zrządzeniem nieznanej opaczności Jan Tomasz Gross, socjolog z równie zagadkowych przyczyn występujący też jako autorytet w dziedzinach historii i etyki zbiorowej. Choć nie prowadził rzetelnych badań mogących ukazać rzeczywiste tło i skalę problemów, o których pisał w kolejnych książkach, od lat licytuje się sam ze sobą na rzucane pod adresem Polaków coraz to poważniejsze oskarżenia. Swobodnie rzuca przy tym wziętymi wprost z sufitu liczbami, ku uciesze dekonstruktorów narodowych „mitów”.

Performer ów znajduje za każdym razem celebryckie grono admiratorów. Chociaż co rusz zdają się oni protekcjonalnie poklepywać go po ramieniu i mówić z rubasznym śmiechem: „No, teraz Janek to przesadziłeś”, przecież jednak nie odsyłają go wraz z owymi bredniami na księżyc, gdzie właściwe miejsce dla Grossowych fantazji. Ba, uwiarygadniają je zapraszając do płomiennych dysput ich autora, potrafią rozprawiać o nich z pełną powagą i kolportować je w świat. Kłamstwa, choć wielokrotnie już obalone przez prawdziwych historyków, ale wciąż po stokroć powtarzane, stają się więc oficjalną „prawdą” celebrowaną od święta, choćby w Jedwabnem (przy uroczystej asyście reprezentantów państwa i Kościoła), zaś na co dzień, systematycznie, na łamach mediów miejscowych i zagranicznych.

 

Skoro ten sposób sprawdza się doskonale, dlaczego nie użyć go znowu? Tak się akurat złożyło, że kolejny performance Grossa przypadł na okres przygotowań do unijnych szczytów mających zdecydować o nowym społecznym eksperymencie – przymusowym imporcie przez kraje eurosojuzu wielotysięcznych, egzotycznych rzesz nowych klientów opieki społecznej – w sile wieku, pełnosprawnych, przeważnie płci męskiej. Nieskorych do pracy, za to chętnie wyciągających ręce po dżizję, czyli podatek, który wypłaci im z własnej woli w postaci sowitych świadczeń socjalnych „niewierna” Europa, zanim w końcu podłoży głowę pod islamski topór. Znów usłyszeliśmy zatem przy tej okazji tak dobrze znany Grossowy motyw o naszym morderczym antysemityzmie i braku współczucia dla żydowskich ofiar.

 

Przeciw, a nawet za!

Żeby uzyskać należyty efekt, performer musi eskalować napięcie, przykłada więc Polakom z coraz grubszej armaty. Jego wyrażone na łamach dziennika „Die Welt”, w kontekście sporu o imigrantów stwierdzenie, że nasi rodacy mieli w czasie wojny wymordować więcej Żydów niż Niemców to już potężny kaliber. Znamienne i typowe dla środowiska sprzyjającego autorowi „Sąsiadów” były wypowiedzi uczestników dyskusji zorganizowanej przez „Krytykę Polityczną” po skandalicznym artykule. Jak relacjonuje „Newsweek”, Barbara Engelking, szefująca Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy Polskiej Akademii Nauk orzekła mianowicie, że Gross ma prawdopodobnie rację, twierdząc, iż Polacy zabili w czasie wojny więcej Żydów niż Niemców, ale nie uprawnia to do „uproszczeń, uogólnień i pośpieszności”. „Mamy dług wdzięczności wobec Grossa. Nasze samopoczucie bez niego byłoby z pewnością lepsze, ale dzięki niemu Polska przeżyła najważniejszą po 1989 roku debatę. Przekłuł balon polskiej niewinności” – mówił z kolei Marcin Zaremba. W roli krytyka karkołomnych tez Grossa wystąpił natomiast Aleksander Smolar. Obok słów polemiki określił się on jednak jako wieloletni przyjaciel autora tekstu w „Die Welt” i wyraził  swój „szacunek dla tego, co [Gross] zrobił dla oczyszczenia polskiej historii swymi przełomowymi książkami o Jedwabnem”.

 

Niby więc krytykują, ale zarazem uznają głoszone wcześniej przez Grossa fałszywe tezy. Niby się oburzają, ale równocześnie chwalą, dając pole do kolejnych kalumnii wypowiedzianych w trakcie dyskusji przez „bohatera wieczoru”. Czytamy bowiem dalej w relacji tygodnika: «To, co Polacy zrobili z Żydami jest traumą do dziś. Traumą oczywistą, bo ludzi nie wolno zabijać» – mówił Gross i dodał: – «To jest historia potworna. Zabijanie Żydów było w Polsce publicznym procesem przy poklasku społeczności. Nie trzeba być bezpośrednim mordercą, wystarczy obecność i aprobata dla zabijania».


Niech przemówi Gross

„W Ameryce zajmowanie się Holocaustem przynosi świetne pieniądze. A jeśli jeszcze dostarczysz «dowody» potwierdzające, że Polacy to obrzydliwi antysemici, to wtedy masz gwarancję, że ogłoszą Cię tu bohaterem” – mówił prof. Norman Finkelstein, autor „Przedsiębiorstwa Holokaust”. Kolejne paszkwile wychodzące spod ręki Grossa pisane są bowiem, owszem, na użytek pedagogiki wstydu, jakiej jesteśmy poddawani w Polsce przez okres III RP, jednak przede wszystkim z myślą o czytelniku międzynarodowym, który ma blade pojęcie o realiach wojennej historii w Europie Środkowej. Wystarczy, że przyswoi on sobie powtarzaną po wielokroć pojęciową zbitkę: Polak-katolik-morderca Żydów. Wiarygodności „ustaleniom” Grossa dodawać ma przekaz, że jest on Polakiem (to daleko idące niedopowiedzenie) oraz fakt, że jego książki publikuje na tutejszym rynku wydawnictwo nazywane wciąż katolickim (Znak). W polskich realiach by poznać „metodologię” Grossa niepotrzebne są drobiazgowe studia. Wystarczy po prostu pozwolić mu mówić.

 

No właśnie, jakież to „oczyszczenie polskiej historii” zafundował nam autor tak głośnych w świecie „Strachu” czy „Złotych żniw”? Finkelstein nazwał „Sąsiadów” książką „wielkości komiksu i o takiej mniej więcej wartości intelektualnej”, zaś ks. prof. Waldemar Chrostowski stwierdził: „używanie słowa «prawda» w kontekście nawiązywania do Grossa jest obraźliwe dla pojęcia prawdy” zapewne z powodu specyficznego warsztatu stosowanego przez bohatera warszawskich i nowojorskich salonów. Ten ostatni już w latach 70. formułował kuriozalne, ahistoryczne tezy dotyczące Polski z czasów niemieckiej okupacji. W książce Polish Society under German Occupation Gross przekonywał, iż „Polacy cieszyli się większą wolnością w okresie 1939-1944 niż w ciągu całego stulecia”. Wielość struktur konspiracyjnych w okupowanej Polsce przypisywał „swobodzie politycznej” funkcjonującej rzekomo na terenie Generalnej Guberni. „Trudno przypuścić, by podziemne organizacje mogły powstać i istnieć w takiej liczbie, gdyby było inaczej” – pisał. 

 

„Udział Polaków-katolików w prześladowaniu i mordowaniu współobywateli Żydów był zjawiskiem rozpowszechnionym na terenie całego kraju.” (…) „Zabijanie Żydów w Polsce po wojnie nie było traktowane jako zbrodnia, lecz raczej jako forma kontroli społecznej w obronie wspólnych interesów. Zabójcy Żydów nie podlegali ostracyzmowi ze strony społeczności lokalnej” – czytamy z kolei w „Strachu”.

 

Tropiciel cmentarnych hien

Klasyczną manipulacją w stylu Radia Erewań popisał się Gross również w „Złotych żniwach” traktujących o Polakach-katolikach-hienach cmentarnych, okradających ciała ofiar Holokaustu z kosztowności. Przez cały „esej” przewija się motyw okładkowej fotografii mającej ukazywać naszych rodaków-złodziei ujętych przez wojsko na terenie obozu w Treblince. Jak ustalili dziennikarze „Rzeczypospolitej”, zdjęcie owo przedstawia w rzeczywistości ludzi zmobilizowanych przez dróżnika Lucjana Sikorę do uporządkowania rozrzuconych po obozie szczątków, a nie przyłapanych na kradzieży „żydowskich zębów i pierścionków”, co wielokrotnie wmawiał czytelnikom Gross i akompaniująca mu „Gazeta Wyborcza”. Według kierownika obozowego muzeum, autor „Złotych żniw” w Treblince był, o zdjęcie pytał, ale nawet go nie obejrzał i nie interesowały go inne wersje zdarzeń niż ta, którą ostatecznie opisał.

 

Dzisiaj na słowa Grossa oburzają się nawet jego wieloletni chwalcy, ale nie zmienia to ani na jotę nurtu prowadzonej przeciwko Polsce brudnej kampanii, której kolejna fala rozlała się po świecie. Oprócz sądowych pozwów kierowanych przeciwko oszczercy należy zadbać o odebranie mu nadanego przez Aleksandra Kwaśniewskiego Krzyża  Kawalerskiego Orderu Zasługi RP. Trzeba protestować przeciwko rozsiewanym w zagranicznych mediach fałszom, ale na własnym podwórku Polacy muszą posprzątać sami.

 

 

Roman Motoła



 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie