21 marca 2017

Żyjemy w czasach powszechnej ekscytacji brudem. Nic w tym zdaniu odkrywczego – ot, po prostu refleksja nieodparcie narzucająca się po niemal każdym, nierzadko bodaj chwilowym obcowaniu ze sztuką współczesną. Albowiem paradygmatem dzisiejszej sztuki, ba, wręcz jej dogmatem jest myzofilia – obsesyjne pragnienie brudzenia się i uciecha z faktu pozostawania w stanie zanieczyszczonym. A także namiętne poszukiwanie wszelkiego brudu, aby po znalezieniu choćby najmniejszej jego drobinki pracowicie ją wydłubać i z upodobaniem okazywać całemu światu.

                 

Fundamentalnym celem dzisiejszej sztuki jest macanie brudnych miejsc. Wymowny tego przykład znajdujemy w filmowej opowieści o Marii Skłodowskiej-Curie. Cóż bowiem powszechnie wiadomo o tej niepośledniej kobiecie? W sumie niewiele – że odkryła dwa nowe pierwiastki, że prowadziła pionierskie badania nad promieniotwórczością i jako pierwsza usiłowała za jej pomocą leczyć raka oraz że jest jedynym w dziejach uczonym, który dwa razy otrzymał Nagrodę Nobla w dwóch różnych dziedzinach nauk – ale z powodzeniem wystarczy, by odczuwać dumę z tak wybitnych osiągnięć naszej rodaczki, która wydatnie przyczyniła się do rozwoju nauki i na cały świat rozsławiła imię naszego narodu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Po cóż nam zatem wiedza o jej niemoralnym prowadzeniu się? Maria Skłodowska-Curie ma bowiem w swym życiorysie również i taki epizod – trwający około roku romans z młodszym od niej o cztery lata uczniem jej męża, Paulem Langevinem, mężczyzną żonatym, ojcem czwórki dzieci. Po cóż nam wiedza, iż stała się bohaterką głośnego na całą Francję skandalu? Że przyczyniła się do rozbicia rodziny? Do cierpienia kobiety i dzieci, które w niczym jej nie zawiniły? Po co nam wiedza, że nasza wybitnie uzdolniona rodaczka zdolna była również do podłości…?

 

Czy nie lepiej pozwolić owemu epizodowi utonąć w niepamięci, zwłaszcza, że był to pojedynczy wybryk, który się więcej nie powtórzył? Czy nie lepiej pamiętać Marię Curie-Skłodowską wyłącznie jako tytankę nauki, zupełnie ignorując jej życie prywatne? Czy znajomość jej alkowy ma wpłynąć na nasz osąd o jej laboratorium? Ona już po Bożym sądzie szczegółowym, gdzie ją zważono i oceniono – a teraz oczekuje ostatecznego wyroku. Nic nam do jej spraw minionych (i w sumie dawno zapomnianych). Któż z nas nigdy nie upadł; któż się nigdy z własnej winy i woli nie zanieczyścił? Jeżeli ktoś żywi podobne przekonanie, niech natychmiast chwyci pierwszy napotkany kamień i z całej siły rąbnie się nim w czachę. Kto wreszcie (będąc zdrowym na umyśle i duszy) się swego, nawet nie wiadomo jak dawnego upadku nie wstydzi? Kto nie dałby wiele, aby cofnąć czas, by inaczej pokierować biegiem wydarzeń? De mortuis nihil nisi bene – mawiali mądrzy Rzymianie. Maria Skłodowska-Curie była wybitnym uczonym i do dziś zasłużenie pozostaje jedną z najsławniejszych Polek na świecie – czy to nie wystarczy?

 

W dzisiejszych myzofilicznych czasach z pewnością nie! Dziś wstęp do panteonu wymaga certyfikatu uświnienia. A najszybciej można sobie takowy wyrobić w departamencie sztuk wizualnych. Sesja w „Playboyu” – i, trzask!, pieczątka na podaniu o przyspieszenie kariery! Co? Tej pani nie sfotografujemy, bo już się trochę rozsypuje? To zróbmy o niej film – ze wszystkich sztuk wszak najważniejszy, jak niestrudzenie powtarzał towarzysz Lenin – a z pewnością wyszperamy u niej jakiś smakowity grzeszek…

 

Tą właśnie drogą poszła Marie Noelle. Cielesność, zmysłowość, zdrada, romans – to główna oś jej obrazu. Nie ciężka praca nad niewdzięczną, promieniotwórczą materią, nie wytrwałe przezwyciężanie niechęci skrajnie nieprzychylnego środowiska naukowego, nie matczyna miłość, zdawkowo ledwie w filmie wzmiankowana…

 

Kiepski to film. Nudny. Jeden z tych, których dwuminutowy zwiastun pod względem artystycznym przewyższa półtoragodzinną całość, i wyczerpuje ogół treści. No i, jako się rzekło, wredny. Zdecydowanie więc lepiej za równowartość ceny biletu kupić parę kilo gruszek, które choć o tej porze roku nie najlepsze, i tak mniej zaszkodzą naszemu systemowi trawiennemu niż kontakt ze sztuką nastawioną na macanie brudnych miejsc.

 

Jerzy Wolak

 

„Maria Skłodowska-Curie”; scenariusz i reżyseria: Marie Noelle; w rolach głównych: Karolina Gruszka, Arieh Worthalter, Charles Berling, Izabela Kuna, Malik Zidi, Piotr Głowacki, Jan Frycz, Daniel Olbrychski; Belgia, Francja, Niemcy, Polska 2016, 100 minut.

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 290 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram