3 kwietnia 2018

Co Nord Stream 2 oznacza dla Polski i „solidarności europejskiej”

(REUTERS/Kay Nietfeld/Pool/File Photo /Forum)

W sprawie Nord Stream 2 nie można liczyć na żadną europejską solidarność. Niemiecka polityka jest pod dużym wpływem dążeń biznesu, ale Gazociąg Północny pozwoli też Berlinowi na zwiększenie wpływów w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.

 

Zmarginalizowane Międzymorze

Wesprzyj nas już teraz!

We wtorek 27 marca cała Europa z hukiem wyrzucała rosyjskich dyplomatów w odpowiedzi na próbę zabójstwa na terytorium Wielkiej Brytanii Siergieja Skripala, o co oskarża się Rosję. Można byłoby pomyśleć, że wykuwa się właśnie prawdziwa europejska solidarność. Ale już w środę ogłoszono, że Niemcy wydały wszystkie zgody potrzebne do budowy gazociągu Nord Stream 2 na swoim terytorium. Potrzeba jeszcze zgód Rosji, Finlandii, Szwecji i Danii – i budowa będzie mogła ruszać.

 

Druga nitka gazociągu ma powstać do końca 2019, gwarantując podwojenie obecnej przepustowości. Rosja będzie mogła zaprzestać przesyłu gazu przez Ukrainę, może też ograniczyć tranzyt przez terytorium Polski, Białorusi i innych krajów naszego regionu. Zarówno Moskwę jak i Berlin uniezależnia to politycznie od wszystkich tych państw. Jak fatalne nie byłyby wzajemne stosunki Niemiec z Polską czy Rosji z Ukrainą, błękitne paliwo będzie mogło płynąć nadal bez najmniejszych przeszkód. Zwiększy się waga dwustronnych relacji niemiecko-rosyjskich, zmniejszy polityczne znaczenie krajów Międzymorza.

 

Polskie straty

Teoretycznie w aspekcie ekonomicznym Polska może stracić na Nord Stream niewiele – to zaledwie 21 mln złotych rocznie za obsługę obecnego przesyłu. Warszawa obawia się jednak, że rozbudowa Gazociągu Północnego utrudni powstanie planowanego połączenia gazowego między naszym krajem a Norwegią. Mówi się też o przypieczętowaniu losu Świnoujścia. Już przecież pierwszy Nord Stream uniemożliwił realizację planów rozwoju tamtejszego portu.  Choć Polska apelowała do Niemiec o zakopanie rur gazociągu pod dnem morskim tak, by nie ograniczyć możliwości wpływania do Świnoujścia statków o dużym zanurzeniu, Niemcy na niektórych odcinkach rury pozostawili na dnie. Spory prawne ciągną się o to do dziś, ale stronie polskiej nic jeszcze nie udało się wskórać. Nie wiadomo jeszcze, jak sprawy potoczą się przy układaniu drugiej nitki, ale dotychczasowe doświadczenie wróży jak najgorzej.

 

Budowa Nord Stream 2 oznacza też zwiększenie zależności gazowej Niemiec od Rosji, co z jednej strony jest całkowicie sprzeczne z projektem unii energetycznej, z drugiej stwarza ryzyko zwiększenia pola wpływów Moskwy na niemiecką politykę. Rozbudowa Gazociągu Północnego umocni też przekonanie niemieckiego społeczeństwa o podstawowej wartości współpracy ich kraju z Rosją, co musi skutkować brakiem poparcia dla ostrzejszej polityki na tym odcinku. Według tegorocznych sondaży zaledwie połowa Niemców uważa sankcje gospodarcze wprowadzone po aneksji Krymu za słuszne. Sankcje wprowadzone w ubiegłym roku przez amerykański Kongres odrzucało ponad 80 proc. Niemców. Dzięki Nord Stream 2 te postawy na pewno się nie zmienią w kierunku pożądanym przez Polskę. Przyjazna Rosji opinia społeczna w Niemczech to także czynnik osłabiający nadzieje na skuteczne wsparcie Polski przez kraje NATO w przypadku ewentualnego konfliktu zbrojnego między Rzeczpospolitą a Federacją Rosyjską.

 

Europa podzielona, ale z wyraźną przewagą zwolenników Gazociągu

Nie tylko Polska i Ukraina protestują przeciwko Nord Stream 2. Komisja Europejska przygotowuje od dłuższego czasu regulacje, które miałyby pozwolić na objęcie morskiej części gazociągu europejskimi przepisami antymonopolowymi. Idzie to wprawdzie bardzo mozolnie (co każe podejrzewać inspirowaną z Niemiec wewnętrzną obstrukcję), ale nawet jeżeli zrealizowano by deklarowane cele, to regulacje spowodują co najwyżej opóźnienie budowy – Gazprom nie mógłby być dłużej wyłącznym sprzedawcą gazu i operatorem gazociągu. To ograniczy jego zyski, ale gazociągu nie zablokuje. Rosja prowadzi jednak z KE negocjacje, starając się o ewentualne wyłącznie swojego przypadku spod funkcjonowania nowych przepisów. Ostatecznie mogłaby też z niemiecką pomocą kluczyć i omijać prawo, co skończyłoby się dopiero sporem przed Trybunałem Europejskim. Mówiąc krótko, działania KE nie są szczególnie obiecujące, choć w Radzie Unii Europejskiej zalazły poparcie nie tylko Polski, ale także Chorwacji, Danii, Estonii, Łotwy, Rumunii, Słowacji, Szwecji i Wielkiej Brytanii.

 

Szczególny jest przypadek duński. Ten kraj w związku z planowanym przebiegiem gazociągu może odmówić wydania potrzebnych zgód i w ten sposób znowu opóźnić realizację projektu. Rezerwowa trasa jest już jednak wyznaczona, a Kopenhaga jest przedmiotem silnego lobbingu Rosji. W drugą stronę naciskają ją tylko Stany Zjednoczone – jedyny naprawdę silny gracz przeciwny gazociągowi. Jeszcze w marcu tego roku Amerykanie zagrozili, że wprowadzą sankcje przeciwko tym europejskim firmom, które wesprą budowę Nord Stream. To poważna groźba, bo jej realizacja oznaczałaby wzrost cen kredytów i przez to podrożenie całej inwestycji. Znowu jednak o skutecznej blokadzie nie ma mowy. Można tylko piętrzyć trudności.

 

Tymczasem skala europejskiego wsparcia dla Nord Stream 2 jest duża i cały czas rośnie. W finansowanie projektu zaangażowanych jest pięć firm z kontynentu: niemieckie Uniper i Winterhall, austriacka OMV, francuska Engie i brytyjsko-holenderski Shell. Wszystkie macierzyste kraje tych firm są żywo zainteresowane budową gazociągu; popierały także przed laty stworzenie jego pierwszej nitki. Przywódcy Francji i Holandii razem z Angelą Merkel odkręcali nawet symbolicznie kurek Nord Stream 1 w roku 2011. W ubiegłym roku mówiło się o włoskim sprzeciwie, ale nie było to nic pryncypialnego. Odkąd to koncern Saipem z Italii rodem otrzymał zlecenie na budowę ostatniego odcinka Nord Stream 2, włoski opór zniknął. Nie ma też co liczyć na Grupę Wyszehradzką – Czechy zapowiedziały brak zastrzeżeń, Węgrzy są wprost zainteresowani gazem z Nord Stream transportowanym przez Słowację, bo chcą uniknąć niepewnej drogi ukraińskiej.

 

Niemcy są „za” – krytykę można przemilczeć

Dużego oporu nie ma też w samych Niemczech. Niedawno na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung” list otwarty opublikowało szereg deputowanych CDU/CSU, FDP i Zielonych, apelując o europejską solidarność energetyczną. To głos dla polskiego ucha oczywiście miły, ale o marginalnym znaczeniu. CDU jako całość posłusznie wykona polityczne rozkazy dane jej z góry. Bawarska CSU nie będzie krytykować ważnego dla Rosji projektu, skoro jej przywódca Horst Seehofer chętnie spotyka się z Władimirem Putinem zabiegając o jak najlepsze relacje gospodarcze między Bawarią a Federacją. Trzecia partia koalicji rządowej, SPD, to partia zasadniczo krytyczna nawet pod adresem sankcji po aneksji Krymu, a jej były szef i niemiecki kanclerz Gerhard Schröder to czołowa postać lobbingu na rzecz gazociągu. Wreszcie postkomunistyczna Lewica optuje za jak najsilniejszymi związkami gospodarczymi z Moskwą, a prawicowa Alternatywa dla Niemiec ewentualną klęskę projektu Nord Stream 2 uważa za „druzgocącą dla niemieckiego bezpieczeństwa energetycznego”.

 

Prasa jest do pewnego stopnia zróżnicowana. Zdarzają się także artykuły krytyczne; niektóre tytuły próbują na poważnie traktować zasadę europejskiej solidarności tak silnie forsowanej w sprawie uchodźców. W Süddeutsche Zeitung, Zeit czy Welt można więc niekiedy przeczytać apele do niemieckiego rządu o większą uległość wobec zastrzeżeń Komisji Europejskiej. Zasadniczo dominują jednak artykuły czysto informacyjne, a nie brakuje wprost oskarżających Polskę o bezsensowny bojkot budowy, co miałby motywować wyłącznie nasza chciwość. Niemieccy dziennikarze nie działają w ekonomicznej i politycznej próżni.

 

Będzie, co ma być

Podczas ostatniej wizyty w Warszawie Angela Merkel stwierdziła, że Nord Stream to projekt czysto biznesowy. To oficjalna linia, którą reprezentują wszyscy niemieccy politycy stojący u sterów państwa. Wiedzą dobrze, że prawda jest inna, a Gazociąg Północny ma też olbrzymią wagę polityczną. Głośno jednak tego nie powiedzą, bo komu mieliby się przypodobać? Sprawa Nord Streamu nie rozpala emocji obywateli, a umiarkowanie prorosyjskie nastroje sprawiają, że nie ma co liczyć na populistyczną chwytliwość haseł przeciwko gazociągowi. Nie ma tu znaczenia, że gwałci się słynną „solidarność”, a gazociąg jest wprost sprzeczny z deklarowaną polityką wobec Rosji i Ukrainy po aneksji Krymu i agresji na Ukrainę. Nawet gdyby część niemieckiej klasy politycznej, choćby i sama Merkel, była przeciwna Nord Streamowi, to szczególnego pola manewru nie widać. Podejmowanie niepopularnych decyzji i ściąganie sobie na głowę gniewu wielkiego przemysłu dla obrony wyimaginowanych „wartości” to przecież czysta abstrakcja.

 

Paweł Chmielewski

 

 

Zobacz także:

 

Polonia Christiana nr 52

 

Polonia Christiana 52

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie