Jezus Chrystus mógł wprawdzie wysłużyć nam zbawienie bez cierpienia, wiodąc na ziemi życie słodkie i przyjemne. Lecz stało się inaczej, jak mówi św. Paweł: On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż (Hbr 12, 2). Wyrzekł się bogactw, przyjemności, ziemskich zaszczytów, wybierając życie ubogie oraz śmierć pełną bólu i zniewag. Dlaczego? Czy nie wystarczała do wyproszenia u Ojca Przedwiecznego przebaczenia dla człowieka zwykła modlitwa, która mając wartość nieskończoną, wystarczała do zbawienia świata i nieskończonej liczby światów? Dlaczego zechciał wybrać tyle męczarni wraz z tak okrutną śmiercią, że pewien autor mówi, iż z samego tylko bólu dusza Jezusa odłączyła się od ciała? Po co taka zapłata za odkupienie człowieka?
Odpowiada na to św. Jan Chryzostom: Owszem, wystarczała wprawdzie jedna modlitwa Jezusa, byśmy zostali odkupieni, ale nie wystarczyła, aby ukazać nam miłość, jaką ten Bóg nam przynosi; to, co wystarczyło dla odkupienia, nie wystarczyło dla miłości. Potwierdza to św. Tomasz w słowach: „Chrystus, cierpiąc z miłości, ofiarował Bogu więcej, niż wymagała naprawa zniewagi wyrządzonej przez rodzaj ludzki”. Ponieważ Jezus bardzo nas ukochał, pragnął też, byśmy bardzo Go miłowali, i dlatego uczynił wszystko, co było możliwe, także poprzez cierpienie, aby zdobyć naszą miłość i dać nam do zrozumienia, że nie mógł nic więcej uczynić dla pozyskania naszych uczuć. Św. Bernard twierdzi, że Jezus przyjął na siebie wiele cierpień, aby mocno zobowiązać człowieka do umiłowania Go.
Jaki większy dowód miłości, mówi sam nasz Zbawiciel, może osoba kochająca okazać osobie ukochanej, niż oddać życie z miłości dla niej? Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich (J 15, 13). A Ty, o najukochańszy Jezu – mówi św. Bernard – uczyniłeś jeszcze coś więcej, bo zechciałeś oddać życie za nas, nie swoich przyjaciół, ale wrogów i buntowników. Na to właśnie zwrócił uwagę Apostoł, gdy pisał: Bóg okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami (Rz 5, 8). A zatem, Jezu, Ty za mnie, swego wroga, zechciałeś umrzeć, a ja miałbym się opierać tak wielkiej miłości? Oto jestem do Twojej dyspozycji, gdyż Ty tak usilnie pragniesz, abym Cię miłował. Kocham Cię ponad wszystko, odrzucam od siebie wszelką inną miłość i do Ciebie tylko pragnę należeć.
Wesprzyj nas już teraz!
Św. Jan Chryzostom mówi, że głównym celem, jaki przyświecał Jezusowi w czasie Jego męki, było ukazanie Jego ku nam miłości, a tym samym przyciągnięcie do siebie naszych serc wspomnieniem cierpień za nas poniesionych. Św. Tomasz dodaje, że dzięki męce Jezusa znamy wielkość miłości, jaką Bóg przynosi człowiekowi. Przedtem jeszcze powiedział św. Jan: Po tym poznaliśmy miłość, że On oddał za nas życie swoje (1 J 3,16).
O mój Jezu, niewinny Baranku ofiarowany za mnie na krzyżu, niech nie będzie daremne to, co dla mnie wycierpiałeś. Osiągnij we mnie cel tylu Twoich cierpień! Zwiąż mnie całego słodkimi więzami Twojej miłości, abym nigdy Cię nie opuścił i nie odłączył się już od Ciebie.
Św. Łukasz donosi, że Mojżesz i Eliasz, rozmawiając na górze Tabor o męce Jezusa Chrystusa, nazwali ją nadmierną (por. Łk 9, 31). Istotnie, mówi św. Bonawentura, słusznie męka Jezusa została nazwana nadmierną, gdyż była nadmiarem bólu i nadmiarem miłości: cóż więcej mógł Jezus wycierpieć, a nie wycierpiał? Jego nadmiar miłości osiągnął stopień. A czy mogło być inaczej? Prawo Boże nie zobowiązuje ludzi do czego innego, jak tylko do miłowania bliźniego jak siebie samego. Jezus zaś – jak mówi św. Cyryl – ukochał bardziej ludzi niż niż siebie samego.
Św. Alfons Maria de Liguori, Medytacje pasyjne. Medytacje różańcowe, Homo Dei 2011, s. 80-82.