28 maja 2014

Gęsty dym z fajki ks. Bonieckiego

(fot. Adam Chelstowski / FORUM )

Czy gęsty dym ze stylowej fajki przysłonił księdzu Bonieckiemu akty prześladowania chrześcijan w Polsce i Europie? Być może już czas, aby eks-naczelny „Tygodnika Powszechnego” otworzył okno i przewietrzył swój nieco zatęchły gabinet.

 

Ksiądz Adam Boniecki nie ma już – na szczęście – prawa do występowania w wysokonakładowych mediach. Władze zakonne pozwoliły mu jednak pisać króciutkie artykuły do „Tygodnika Powszechnego”, czyli pisma wciąż mieniącego się społeczno-katolickim. Tam duchowny zabiera głos tak mało rozsądny, że należy głęboko współczuć tym, którzy deklarują (dumnie nosząc stosowne nalepki i torby na zakupy), że chcą, by ks. Boniecki miał ów głos u nich w domu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Poruszony duchowny

 

Milczenie redaktora mogłoby być złotem, gdyby faktycznie zechciał dać sobie spokój z uzewnętrznianiem swoich refleksji. Można było bowiem – o naiwności – żywić głęboką nadzieję, że zrezygnowawszy z głoszenia „mowy-trawy” w tak ambitnych programach jak „Kropka nad i” ks. Boniecki nieco się wyciszy, ochłonie, spojrzy na rzeczywistość z dystansu. Ale, skądże znowu. Ku zachwytowi mediów typu TOK FM, duchowny najpierw deklaruje poruszenie losem prześladowanych przez muzułmanów chrześcijan, by zaraz potem złośliwie szturchnąć katolickich rodaków, mówiących o prześladowaniach katolików także pod naszą szerokością geograficzną.

 

Ale od początku. Oto doszło do uszu księdza redaktora, że oto w dalekim Sudanie rozgrywa się dramat chrześcijanki Meriam, która nie wyrzekłszy się wiary w Chrystusa stanęła przed groźbą utraty życia z rąk muzułmanów. Doskonale, że ks. Boniecki tę sprawę dostrzegł, a jeszcze bardziej cieszyć może, iż poczuł na myśl o tym wzruszenie. Tyle, że podobne dramaty dotykają chrześcijan w wielu krajach islamskich, bądź zagrożonych islamską dominacją. Wymieńmy tylko Egipt, Iran czy Syrię. Krew chrześcijan leje się tam strugami, a winni temu są wyznawcy Allaha prowadzący swoją świętą wojnę z „niewiernymi”. Ksiądz Boniecki o tym wie, bo nieraz zwracał uwagę na cierpiących prześladowania chrześcijan. Jednak nie tak dawno rozmywał wagę problemu budowy meczetu w Warszawie, opowiadając bajdy o tym, że każda religia ma swoich fundamentalnych wyznawców – w równym stopniu islam, co… katolicyzm.

 

W uznanym przez „otwartych katolików” stylu ks. Boniecki ocenił więc, że dramat Meriam winien nam katolikom w Polsce i Europie dawać do myślenia, w jak bardzo komfortowej sytuacji jesteśmy. „Mówienie u nas o prześladowaniu jest zniewagą wyznawców płacących najwyższą cenę za wierność” – diagnozuje sytuację ks. Boniecki. Czyżby? A liczne – w naszym kraju i krajach Europy – profanacje świątyń i Najświętszego Sakramentu? A dekretowanie prawa do aborcji czy eutanazji w dodatku bez uwzględnienia klauzuli sumienia dla lekarzy? To istotny element wywierania presji na katolikach, by postępowali wbrew sobie. Śmierć fizyczna jest oczywiście nierzadko straszliwa i bolesna, ale – co warto ks. Bonieckiemu czerwonymi literami wpisać do sztambucha – znacznie straszniejsza dla katolika jest perspektywa wiecznego potępienia. Przymuszanie do uczestnictwa w zabiegach aborcyjnych to drenaż katolickiej duszy, burzenie bastionu świadectwa.

 

Tymczasem jakoś próżno nasłuchiwać, by ks. Boniecki ze swoim „Tygodnikiem Powszechnym” stawał w obronie katolickich lekarzy czy położnych zmuszanych do zabijania dzieci lub asystowania przy tychże zbrodniach.

 

Jeśli jednak ks. Boniecki pogrążony w kłębach dymu wypuszczanych raz za razem ze swej stylowej fajki, nadal będzie się upierał, że „u nas” katolicy jakoś za bardzo prześladowani nie są, to niżej podpisany poleciłby duchownemu rozdmuchać tytoniową chmurę i pochylić się nad raportem Obserwatorium Nietolerancji i Dyskryminacji Chrześcijan w Europie. W ciągu pięciu lat twórcy raportu odnotowali 800 przypadków prześladowań chrześcijan „u nas” – czyli w Europie.

 

Od laicyzacji do prześladowań

 

Historia uczy, że postulat laicyzacji życia publicznego wysuwany przez antyklerykałów prowadzi prostą drogą do aktów wrogości wobec chrześcijaństwa. Stąd każdy znający metodę działania różnych władz czy „frontów” ludowych wybałuszał zapewne oczy, gdy słuchał, jak parę lat temu ks. Boniecki zapytany o to, czy w Sejmie powinien wisieć krzyż, czy też należy go zdjąć, odparł, że żadna odpowiedź nie jest prawidłowa. A przypomnijmy, że owo pytanie nie padło ot tak sobie, przez przypadek. Był to bowiem okres, gdy Palikotowa menażeria dostawszy się do niższej izby parlamentu usiłowała siać spustoszenie antyklerykalnym „kibolstwem”.

 

„Kibolstwo” ludzi Palikota nie wiąże się, oczywiście, z aktami przemocy fizycznej wobec katolików. Ale przykład hiszpańskiej II Republiki wymownie obrazuje, że za antyklerykalnymi hasłami lewicy mogą kroczyć siły posiadające plany o znacznie większej wadze gatunkowej niż „tylko” likwidacja Funduszu Kościelnego. Dochodzący do władzy w 1931 roku republikanie nie wydawaliby się groźni z dzisiejszego punktu widzenia. Postulowali oni przecież tylko zmianę „zacofanego” reżimu, wsparcie socjalne dla „społecznie pokrzywdzonych” (robotnicy, rolnicy) i – oczywiście – laicyzację. Do roboty zabrali się jednak z takim pietyzmem, że wkrótce jęli pozbawiać Kościół majątku, a duchownych życia. Co działo się pod koniec rządów hiszpańskich republikanów w 1936 roku? Katolicki polityk i lider opozycyjnej prawicy, Jose Maria Gil-Robles wystąpił 16 czerwca tegoż roku w Kortezach, by rzucić prosto w twarz republikanom porażające liczby będące efektem ich rządów. Oto od drugiego zwycięstwa lewicy (luty 1936 rok) spalono 160 kościołów, a splądrowano prawie 300. Trudno oprzeć się wrażeniu, że sytuacja ta przypomina to, co dzieje się od wielu miesięcy w zlaicyzowanej Francji, gdzie media tydzień w tydzień informują o rozmaitych aktach profanacji i dewastacji świątyń.

Ksiądz Boniecki jak gdyby nigdy nic, z podziwu godną lekkością ocenia, że w Polsce nie ma mowy o prześladowaniach. Autorytet duchownego i jego popularność w znaczących mediach dają mu głos potężny, choćby i na co dzień był nieobecny w przestrzeni publicznej. Takimi opiniami – nagłaśnianymi przez liberalno-lewicowe kręgi – usypia czujność wielu katolików. Dyktatura postępu kroczy bowiem powoli i – jeśli zabraknie donośnych głosów ostrzeżenia – można w ogóle jej nie zauważyć. Jednak w istocie niewiele różni się ona od innego złowieszczego reżimu – dyktatury proletariatu.

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie