3 października 2016

Bunt przeciw własnej naturze

(Zdjęcie ilustracyjne. Fot.Filip Cwik/Napo Images/FORUM)

Kiedy przyglądamy się obrazom, a jeszcze lepiej fotografiom sprzed pierwszej wojny światowej, zdumiewa nas, jak bardzo zmieniła się moda! Zaraz też pojawia się konstatacja, że ta gigantyczna zmiana w zdecydowanie większym stopniu dotyczy mody kobiecej. A że strój danej epoki wyraża mentalność swoich czasów, moda mówi wiele – na przykład, jak dana społeczność pojmuje kobiecość i męskość. Wspomniana zmiana w modzie oraz cały szereg przeobrażeń mentalności i stylu życia płci pięknej nasuwają pytanie: co takiego się wydarzyło, że kobiety zmieniły się do tego stopnia, iż niejednokrotnie odnosimy wręcz wrażenie jakby Ewa zbuntowała się przeciwko swojej własnej naturze?

 

Stanisław Połaniecki z Sienkiewiczowskiej Rodziny Połanieckich spacerujący Krakowskim Przedmieściem AD 2015 zapewne nie wzbudziłby większego zainteresowania. Może jedynie jego kapelusz wywołałby uśmieszki. Wyobraźmy sobie jednak, że kroczy obok niego jego powieściowa żona, Marynia. Co by się działo na jej widok na głównym warszawskim trakcie? Z pewnością zdumieni przechodnie masowo wyjmowaliby smartfony i filmowali, fotografowali, sycąc wzrok pięknem, delikatnością, elegancją i dostojeństwem emanującymi ze stroju i postawy typowych jeszcze do czasu wybuchu Wielkiej Wojny. Przechodnie napawaliby się pięknem dawnego świata, jak czynią to, oglądając przeróżne gale straussowskie w wykonaniu choćby zespołu Andre Rieu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Można także wyobrazić sobie sytuację odwrotną – oto współczesna studentka z Krakowskiego Przedmieścia AD 2015 jakimś bajkowym sposobem zostaje przeniesiona na tę samą ulicę w rok, na przykład, 1890. Cóż by się wtedy działo? Przede wszystkim jej strój wywołałby okrzyk zgorszenia – wiele kobiet zasłaniałoby pewnie oczy dzieciom czy opuszczało kotary w oknach, by, broń Boże, nie narazić na taki widok kogoś z domowników. Analogicznie, student ze współczesnej Warszawy co najwyżej wzbudziłby zdziwienie z powodu braku kapelusza, może zbyt szybkiego i nerwowego chodu… A może wręcz przeszedłby niezauważony?

 

Znamienne, że mniej więcej w tych samych latach, kiedy powieściowa Marynia Połaniecka spacerowała po Warszawie ze swym mężem Stachem, Fryderyk Engels pisał książkę pod tytułem Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa, ukazując w niej rzekomo istniejącą niegdyś pierwotną strukturę społeczną, w której istniała wspólnota żon i mężów. A współpracujący z nim Karol Marks mówił o małżeństwie jako o prostytucji kobiety z jednym mężczyzną, postulując, by kobieta prostytuowała się z całym społeczeństwem. Rozpoczynała się rewolucja obyczajowa, której apogeum przeżywamy obecnie. Wszystko w imię realizacji utopijnych ideałów: całkowitej równości i totalnej wolności.

 

Później pojawił się Zygmunt Freud, który poszedł jeszcze dalej, przedstawiając popęd płciowy jako najważniejszy, obok popędu śmierci, czynnik kierujący życiem człowieka. Freud uznał, że stawianie granic popędowi płciowemu jest złe, gdyż wywołuje w człowieku nerwice. On i jemu podobni ideolodzy, zwłaszcza neomarksistowscy z tak zwanej szkoły frankfurckiej, stworzyli ideologię współczesnej rewolucji obyczajowej, która wyodrębnia sferę seksualności z podporządkowania jej kategoriom dobra i zła.

 

W teoriach tych przewijał się nieustannie motyw wyzwolenia kobiety. Dla komunistów – od męża i dzieci, dla neomarksistów zaś – także z ograniczeń wynikających z płciowości i natury. Masowo legalizowano rozwody, promowano tak zwaną wolną miłość, aż wreszcie nastał czas ideologii gender, w której dokonuje się dekonstrukcji, a wręcz likwidacji pojęcia płci poprzez jego redukcję do sfery zrelatywizowanej kultury.

 

„Wyzwolone”, czyli sformatowane

 

Od co najmniej półtora wieku ludzie są coraz intensywniej indoktrynowani przez ideologię, która atakuje już najgłębsze sfery człowieczeństwa, czyli płeć. Atak ten najmocniej zaś kieruje się przeciw kobietom.

 

Kobiecość – taką jak ją pojmowano do rewolucji francuskiej, a zwłaszcza do rewolucji komunistycznej – przedstawia się jako zacofaną, przeto niebędącą w stanie przetrwać w społeczeństwie wspinającym się w dialektycznym postępie na kolejne stopnie doskonałości.

 

Kobiety zostały więc „wyzwolone”: opuściły dom, zaczęły masowo pracować w fabrykach i urzędach, w szkołach i na uniwersytetach, rywalizując tam na równi z mężczyznami. Rewolucjoniści domagali się dla nich „równości”, nieustannie karmiąc je propagandą nakazującą „realizować się” poza domem i rodziną. Komuniści orzekli, że dzieci należą do państwa – zaczęto więc organizować państwową, niezależną od Kościoła i rodziny, edukację. Efekty tych działań niszczą rodzinę – małżonkowie pracują, dzieci spędzają czas w szkołach i przedszkolach, a więzi w rodzinie sukcesywnie się rozluźniają.

 

Osłabienie więzi oraz atomizacja społeczeństwa wpływają z kolei na formowanie mężczyzn, którzy przestają stanowić dla kobiet silne oparcie. Męskość i socjalizm są nie do pogodzenia. Socjalizm bowiem osłabia naturę mężczyzny, który godząc się, by państwo zadbało o niego i jego rodzinę, nie musi już być odpowiedzialny, zaradny i mężny w stawianiu czoła trudnej rzeczywistości. W miejsce mężczyzn wolnych, przedsiębiorczych i odpowiedzialnych masowo pojawiają się więc zniewieściali, zniewoleni przez namiętności, wymarzony etat czy kredyt, chwiejni, słabi i zastraszeni funkcjonariusze socjalistycznego systemu.

 

Kryzys męskości nierozerwalnie wiąże się z kryzysem kobiecości. Powyższa sytuacja bowiem nie może pozostać bez wpływu na kobiety, które nieomylnie, instynktownie dostrzegają słabość mężczyzn. Wątpią, czy dzisiejszy mężczyzna zdoła o nie walczyć i je chronić, same nierzadko mając serce skore do walki i rywalizacji. Wiedzą też, że w razie kłopotów państwo opiekuńcze stworzy im warunki egzystencji. Właśnie dlatego tak wiele kobiet zakłada, że musi liczyć wyłącznie na siebie w poszukiwaniu swego miejsca w społeczeństwie, bezpieczeństwa i stabilizacji. Stąd tak ochocze i masowe rzucanie się w wir kariery. Przeciętna kobieta już jest o wiele lepiej wykształcona od statystycznego mężczyzny. Kilka kierunków studiów, później studia podyplomowe, kursy, szkolenia i tak aż do czterdziestego, a nawet pięćdziesiątego roku życia. A że państwo socjalistyczne często dużo obiecuje, ale w istocie mało daje, ta walka kobiet trwa długo, a jej pierwszymi ofiarami są rodziny, a także same kobiety. Rodziny bowiem w takich warunkach albo nie powstają, albo się rozpadają, albo też cierpią z powodu nieobecności matki czy ojca.

 

Oczywiście, taki system społeczny premiuje kobiety, które skutecznie zbuntują się przeciw własnej naturze – kobiety, które wyrzekną się małżeństwa otwartego na dzieci postrzegane jako przeszkoda w karierze. Rewolucja preferuje kobiety, które wyrzekną się cech typowo niewieścich: opiekuńczości, dobroci, cierpliwości, troskliwości o rodzinne gniazdo i delikatności. Wszystkie te cechy bowiem nie przystają do rzeczywistości swoistej walki o byt, którą obserwujemy w życiu zawodowym. Stąd też współczesnej kobiecie, która ulegnie duchowi czasu, coraz trudniej spojrzeć z tkliwością na dziecko. Jak może pomyśleć o sobie jako o matce gromadki dzieci, skoro od przedszkola jest formatowana na wydajną pracownicę korporacji, której nagrodą ma być dobra pensja i marnej jakości światowe przyjemności? Kobieta w ten sposób ukształtowana łatwo sięgnie po antykoncepcję, dokona dzieciobójstwa, wyrzeknie się męża, byle tylko zrealizować ów oszukańczy priorytet – karierę, która zapewni jej bezpieczeństwo materialne oraz poczucie spełnienia.

 

Oszukane i wykorzystane

 

Jednym z największych oszustw i manipulacji dokonanych przez światową rewolucję jest właśnie wmówienie kobietom, że szczęście, prestiż i spełnienie znajdą przede wszystkim poza małżeństwem i macierzyństwem. Zauważmy, jak w kulturze zanika celebracja prawdziwego kobiecego powołania. Ile w ciągu ostatnich trzech dekad powstało filmów czy książek dowartościowujących macierzyństwo, małżeństwo i życie rodzinne? W cywilizacji chrześcijańskiej status kobiety rósł z jej wiekiem – od panieństwa poprzez zamążpójście, bycie matką, dostojną matroną czy w końcu babką. Dziś jest zgoła odwrotnie – kobieta jest wartościowa dopóty, dopóki może się wykazać młodością i atrakcyjnością fizyczną…

 

Ostatecznie ofiarą rewolucyjnego kłamstwa padną same kobiety: tak zwane singielki albo rozwódki mieszkające w zadłużonych mieszkaniach, bez oszczędności, z abortowanymi dziećmi na sumieniu, nękane depresją i w najlepszym razie z 700 złotymi renty państwowej w roku, na przykład, 2030.

 

Tymczasem prawda o niewieście jest taka, że nie można o niej myśleć inaczej niż poprzez jej naturę daną przez Stwórcę. A z natury tej wyraźnie wynika, że Bóg stworzył kobietę po to, by była wsparciem dla mężczyzny i matką. Aby była strażniczką domowego ogniska (a nie „kurą domową”, jak pogardliwie mówią rewolucjoniści). Widać to w specyfice kobiecej psychologii, żeńskiej duchowości, a nawet w budowie kobiecego ciała – wszędzie tu pełno odniesień do jej powołania do bycia oblubienicą i matką. Nawet w zakonach żeńskich kobieta staje się dziewiczą oblubienicą Jezusa Chrystusa (a tytułuje się siostrą lub matką). Wiele zakonnic, choć same żyją w dziewictwie, staje się matkami dla potrzebujących tego – wspomnijmy choćby najbardziej znaną w naszych czasach zakonnicę Agnes Gonxha Bojaxhiu, którą cały świat nazywa Matką Teresą z Kalkuty…

 

Obecnie bardzo dużo mówi się na temat kryzysu męskości. Powstają nawet organizacje pomagające mężczyznom umacniać własną tożsamość. Kryzys kobiecości dostrzegamy jakby słabiej. Tymczasem ów straszliwy bunt przeciw własnej naturze w przypadku kobiet wydaje się znacznie straszliwszy. I totalny. Nie można sobie bowiem wyobrazić świata bez kobiet otwartych na nierozerwalne małżeństwo i macierzyństwo. Czas więc skończyć z mitem rewolucyjnego postępu i kłamstwem nowych czasów wymagających rzekomo odejścia od kolejnych zasad prawa naturalnego i anulowania kolejnych przykazań Dekalogu. Miejmy nadzieję, że genialna kobieca intuicja niebawem sama dostrzeże to gigantyczne oszustwo.

 

 

Arkadiusz Stelmach

 

 

 

  Tekst ukazał się pierwotnie w 43. numerze magazynu „Polonia Christiana”

 

Zobacz także:

 

Polonia Christiana 43. Gra o kobietę

 

Polonia Christiana 43. Gra o kobietę

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie