7 grudnia 2012

Boni M. i pikielhauba

(Fot. A. Chełstowski/Forum)

„Mowa nienawiści” ma w Polsce długą historię, ale nigdy nie brakowało też zatroskanych takim stanem rzeczy. Dzisiaj moresu będą uczyć nas w tym względzie minister Boni oraz powoływani przez niego komisarze. Bywało, że terapię leczącą nas z tej przykrej predylekcji fundowała nam władza europejska, nowoczesna i zatroskana o nasz rozwój duchowy wedle norm prawdziwej „Kultury”.

 

Na przykład, państwo pruskie, w ramach szeroko zakrojonego programu kulturotwórczego, realizowanego na naszych ziemiach od czasów wielkiego Europejczyka Fryderyka II, podjęło się zadania oduczania Polaków posługiwania się „mową nienawiści”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Pozostawmy na boku głosy tych nacjonalistycznych, by nie rzec – faszystowskich historyków polskich, którzy nazywali ten proces kulturotwórczy „germanizacją epoki rozbiorów” i uprzytomnijmy sobie, że wówczas Berlin wziął odpowiedzialność nie tylko za Europę, ale w tej Europie realizował ożywiony, obliczony na lata program współpracy transgranicznej (uparcie nazywany do dzisiaj przez polskich nacjonalistów „rozbiorami”).

 

Takim pruskim politykiem, ale i odpowiedzialnym Europejczykiem był Otto von Bismarck. Po zjednoczeniu przez niego Niemiec w 1871 roku uchwalono dla nowej Rzeszy Niemieckiej kodeks karny, który w swoim paragrafie 130 przewidywał karanie „wykroczeń przeciw spokojowi publicznemu poprzez podżeganie do nienawiści jednych obywateli przeciw drugim”. Oto kolejny dowód przekonujący, że to właśnie Bismarck jest jakże bardzo dzisiaj zapomnianym prekursorem nowej Europy. Nie tylko wytyczał szlak do „państwa socjalnego” (przymusowe ubezpieczenia społeczne wprowadzane w Rzeszy od lat osiemdziesiątych XIX wieku), nie tylko zwracał uwagę na konieczność uszczelnienia ruchu granicznego na „zewnętrznych granicach Europy” (niektórzy nacjonalistycznie nastawieni historycy nazywają to „rugami pruskimi”) czy transferu środków pomocowych na Wschód (administrowała nimi Komisja Kolonizacyjna; instytucja także niewolna od dialektyki podejrzeń polskich nacjonalistów) ale i podjął dzieło walki z „mową nienawiści”. Zaczął od Polaków i słusznie, bo wiadomo wszak, co wysysamy wraz z mlekiem naszych matek. Słuszne dzieło kontynuowali następcy Bismarcka, po tym jak w 1890 roku ten zasłużony Europejczyk udał się na polityczną emeryturę.

 

Parę przykładów, by nie być gołosłownym. W grudniu 1901 roku redaktor ukazującego się w Poznaniu tygodnika „Praca” został skazany na dwa lata więzienia na podstawie wspomnianego paragrafu z kodeksu karnego Rzeszy, ścigającego „mowę nienawiści”. Chodziło o artykuł, który ukazał się w tym polskim periodyku w styczniu 1901 roku z okazji dwóchsetlecia pierwszej koronacji królewskiej Hohenzollernów. W zakwestionowanym tekście znalazł się i taki ociekający nienawiścią fragment: My, oto, Polacy, przykuci do rydwanu polityki pruskiej, w tej chwili pamiętamy dobrze, jakich myśmy to doznali dobrodziejstw od królów pruskich. Pamiętamy i złamanie wierności Polakom w 1792 roku i gospodarkę pruską w Warszawie za czasów „Prus Południowych”, i Flottwella, i rok 1848, i wypędzenie 40 tysięcy Polaków z Księstwa [Poznańskiego] i komisję kolonizacyjną.

 

W 1910 roku sąd pruski w Krotoszynie zakazał rozpowszechniania na obszarze Prus książki Czesława Pieniążka „Polska i Krzyżacy”. Wśród wielu fragmentów, które sąd określił jako „podżegające do nienawiści” był i taki o wielkim polityku europejskim, Fryderyku II: jeden z najchytrzejszych, najprzewrotniejszych ludzi, jacy gdziekolwiek i kiedykolwiek byli na świecie. Niemcy pruscy przezwali go sobie „wielkim”, za to, że królestwo pruskie uczynił dwa razy większym. Prawda, że je tak powiększył, ale w jaki sposób? Zdradą, oszustwem, fałszerstwem, rozbojem.

 

Skrupulatność pruskiego wymiaru sprawiedliwości w zwalczaniu polskiej „mowy nienawiści” rozciągała się również na pocztówki, na których widniały reprodukcje malarstwa historycznego, tworzonego przez polskich nacjonalistycznych malarzy. Oto więc w 1905 roku, na mocy wspomnianego paragrafu ścigającego „podżeganie do nienawiści”, pruski sąd w Essen (Nadrenia) zakazał dalszego rozpowszechniania pocztówki z reprodukcją „Panoramy Racławickiej” Jana Styki. Trzy lata później sąd w Bytomiu na tej samej podstawie prawnej zakazał rozpowszechniania na pocztówkach „Bitwy pod Olszynką Grochowską” Wojciecha Kossaka.

 

Gdy w 1901 roku polscy nacjonaliści rozpętali zamieszki w szkole we Wrześni (pod pretekstem ograniczania przez Brukselę, pardon – przez Berlin, katechezy w języku polskim) pruskie sądy ze wzmożoną czujnością pilnowały, by „mowa nienawiści” dotycząca tej kwestii nie rozlała się po polskiej prasie. Dlatego w grudniu 1901 roku redaktor tygodnika „Praca” został skazany na dwa lata więzienia, za opublikowanie na swoich łamach artykułu „Hańba stulecia” o ograniczeniach stawianych przez rząd pruski bezpłatnemu nauczaniu języka polskiego. Za „podżeganie do nienawiści” sąd pruski w Poznaniu uznał m. in. ten fragment: Ten sam Poznań, w którym rozgościła się, jak u siebie gromada przybyszów, którzy twierdzą, że są wysłańcami cywilizacji – ten sam Poznań był świadkiem, jak za naukę czytania i pisania, jakby za zbrodnie jaką, wtrącono do więzienia.

 

Jak mawiał Stanisław Anioł w „Alternatywach 4”– nie wstydzimy się brać przykładu ze słusznych i sprawdzonych wzorców. Minister Boni w pikielhaubie – czyż to nie piękne?

 

Grzegorz Kucharczyk

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie