31 grudnia 2012

Marcelina Darowska wraz ze swą szczególną myślą wychowawczą, realizowaną w zgromadzeniu sióstr niepokalanek, jest postacią ważną, a nawet, można by rzec – programową – dla dzieła odrodzenia Polski. Jest osobą mało znaną, ale jej życie i nauki do dziś mogą skłaniać do refleksji na temat religijnej i moralnej tożsamości naszego narodu, udzielając w tej materii wielu cennych wskazówek i odpowiedzi na palące pytania.

Pod koniec jej pełnego zasług życia zwrócił się do niej listownie sam Henryk Sienkiewicz: „Że siejba Twoja, Najprzewielebniejsza Matko, była Bożą siejbą, świadczą te głosy czci i wdzięczności płynące ku Tobie ze wszystkich krańców naszej poszarpanej ziemi. W ślad za głosami idą serca dzieci i kobiet polskich. Nauczyłaś je miłować Boga i kraj ojczysty, czcić wszystko, co wielkie, szlachetne a nieszczęśliwe, więc wielki a nieszczęśliwy naród ocenił i uczcił Ciebie. Pozwól i mojej głowie pochylić się przed Twą zasługą i złożyć Ci należny hołd za tę pracę tak długą a tak doniosłą dla naszego społeczeństwa i tak w swych skutkach błogosławioną. Chwała Twej rozumnej pracy a cześć zasłudze i dobroci!”.

 

Wesprzyj nas już teraz!

Mała patriotka

Przyszła Błogosławiona – podobnie jak wiele innych bohaterów i bohaterek historii zbawienia – przez wiele lat trwała w obojętności wobec wiary. Pochodziła z ziemiańskiej rodziny Kotowiczów herbu Korczak, gnieżdżącej się na Podolu, w miejscowości Szulaki. W domu wpojono jej najlepsze wzorce patriotyczne i obywatelskie, zaniedbano natomiast formację religijną, która ograniczyła się do konwencjonalnego udziału w nabożeństwach Kościoła.

Mała Marcysia, ledwie poznawszy alfabet, zanotowała pewnego razu następujące słowa: „Boże, chcę coś zrobić dla Polski”. Ta chęć motywowała ją przez najbliższe lata, a po nawróceniu powróciła w nowym blasku, wzbogacona o katolickie nastawienie i wszelkie dobrodziejstwa, jakie objawiona religia wnosi w sferę służby ojczyźnie ziemskiej.

Dwunastoletnią dziewczynkę wysłano na pensję i do szkoły w Odessie. Z trudem namówiono ją tam do pisania po rosyjsku, ale przekorna młoda patriotka i tak zapisywała zdania rosyjskie w alfabecie łacińskim; kiedy zaś źle mówiono o Polsce, wychodziła z klasy. Powróciwszy w wieku lat szesnastu do rodzinnego majątku, poznała pewnego kawalera, który zaczął starać się o jej rękę. Był to pan Karol Darowski herbu Ślepowron, któremu – mimo wzajemności uczuć Marceliny – ojciec podał czarną polewkę.

W końcu jednak pan Kotowicz uległ, gdy amant jego córki wrócił z nieudanej wyprawy do Węgier, gdzie chciał połączyć się z generałem Bemem, lecz po drodze został ujęty przez rosyjskie służby. Zgodnie ze zwyczajem ślub nastąpił w pół roku po zaręczynach, czyli w październiku 1849 r. Rok później przyszedł na świat potomek męski, zaś w roku 1852 – córka państwa Darowskich.

Wszystko zdawało się układać, aliści ten sam 1852 rok okazał się niespodziewanie tragicznym dla pani Marceliny i małej córeczki Karoliny. Zmarł oto przedwcześnie mąż, zmożony tyfusem, oraz synek, chorujący na błonicę.

 

Duchowe zmartwychwstanie

Marcelina Darowska szukając pocieszenia i poprawy zdrowia wyjechała do Heidelbergu w towarzystwie pani Ludwiki Kopczyńskiej. Dotarła następnie do Paryża, gdzie zetknęła się zarówno ze świeckimi „apostołami emigracji”, jak Mickiewicz czy Chopin, jak i z tymi, którzy położyli dziejową zasługę dla wtórnej chrystianizacji Polski, która w XIX wieku uległa pokusie laicyzmu i prądów rewolucyjnych – z księżmi ze zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego.

Widocznie już wtedy czuła potrzebę zbliżenia się do Boga i Kościoła, skoro zabiegała o spotkanie z Piotrem Skargą polistopadowej emigracji – o. Hieronimem Kajsiewiczem. Nie zastała go w stolicy Francji, więc chwilowo zastąpił go inny zmartwychwstaniec, o. Aleksander Jełowicki, z którym wiodła wówczas dyskusje o nurtujących ją problemach, między innymi o rzeczywistości piekła. Udała się dalej do Wiecznego Miasta, gdzie nie tylko dotarła do Kajsiewicza, ale przede wszystkim poznała ziemiankę Józefę Karską, z którą miała ją wkrótce połączyć misja jej życia…

Józefa Karska – podobnie jak Marcelina Darowska i wiele innych osób w ówczesnej sytuacji – rozmyślając o sposobach poprawy losu ojczyzny, doszła do wniosku pokrywającego się z rozumieniem dziejowego posłannictwa Kościoła, mianowicie że jedynie poprzez wpojenie katolickich obyczajów i sposobu myślenia oraz „zaoranie” dusz świętą miłością Boga i bliźniego można skutecznie zaradzić potrzebom kraju walczącego z obcą tyranią i własną niemocą, ciągnącego za sobą pokoleniowe piętno grzechów. Zgodnie z tym przeświadczeniem Karska (której proces beatyfikacyjny jest obecnie w toku) postanowiła pod okiem zmartwychwstańców założyć zgromadzenie żeńskie, trudniące się katolickim wychowaniem dziewcząt.

W tym samym czasie w pani Darowskiej dokonywała się duchowa przemiana. Pod wpływem cierpień, jakimi doświadczyła ją Opatrzność, i przykładu świątobliwych kapłanów dojrzewała do przyjęcia łaski Bożej. Przełom wreszcie nastąpił i przyszła Błogosławiona przystąpiła do spowiedzi generalnej, rozpoczynając nowe życie. Józefa Karska podupadła akurat na zdrowiu i szukała osoby, która wesprze dzieło tworzenia nowej rodziny zakonnej. Wybór padł na przybyszkę z Podola, która po nawróceniu zapałała wielką gorliwością o sprawę Bożą.

 

Trudny dylemat

Marcelina Darowska złożyła prywatne śluby na ręce ks. Kajsiewicza, ale stanęła przed dramatycznym wyborem – czy służyć Bogu w zakonie, czy w stanie, do którego powoływało ją istnienie na tym świecie jej małej córeczki? Oczywisty głos chrześcijańskiego obowiązku wskazał tę drugą odpowiedź. Wdowa i jej córka powróciły do rodzinnego majątku, a Zgromadzenie Sióstr Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny (Congregatio Sororum Immaculatae Conceptionis Beatae Virginis Mariae) powstało niezależnie od niej w roku 1857.

Rodzice nalegali, by Marcelina wyszła ponownie za mąż, lecz ona ślubowała już dozgonną czystość. Był to początek konfliktu, jaki ustał dopiero przed śmiercią ojca. Po jakimś czasie Błogosławiona zaczęła odczuwać coraz silniejsze rozterki – chciała bowiem służyć Bogu, spełniając obowiązki matki i wystrzegała się pokusy egoizmu, jaka kryła się w wyborze stanu zakonnego… jednak na próżno – cały czas powracało przeświadczenie, że porzucając Rzym, porzuciła swoje właściwe powołanie.

W roku 1860 zmarła Józefa Karska, która jako matka Maria Józefa od Jezusa Ukrzyżowanego była przełożoną niepokalanek. Siostry zwróciły się w tym wypadku do niedawnej współpracowniczki ś .p. matki Marii Józefy, prosząc ją o objęcie kierownictwa nad zakonem. Marcelina odczytała w tym wezwanie Boże i zdecydowała się na krok w najwyższym stopniu kontrowersyjny w oczach świata – na opuszczenie dziecka i najbliższych, i przyjęcie habitu. Zapewniwszy opiekę małej Karolinie, wyjechała do stolicy chrześcijaństwa.

Córka przez wiele lat nie mogła wybaczyć jej tej decyzji. Podobnie rodzice. Ojciec odpuścił jej dopiero na łożu śmierci. Do umierającego ojca przyjechała już jako matka Maria Marcelina od Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Staruszek za nic nie chciał przyjąć księdza, a kiedy stracił przytomność, zakonnica padła na kolana i błagała Boga o litość. Przebudziwszy się, pan Kotowicz wyraził wolę przystąpienia do spowiedzi, lecz zmarł, zanim przybył kapłan. Można mieć nadzieję, że dzięki wzbudzeniu żalu doskonałego i woli oczyszczenia duszy od grzechów nie odtrącił w ostatniej chwili Bożego miłosierdzia.

 

Katolickie wychowanie narodu

W roku 1863 udało się Błogosławionej przenieść dom generalny zgromadzenia do Jazłowca – miejscowości na Ukrainie, wsławionej później przez zwycięski 14. pułk ułanów. To tam urodził się poeta Kornel Ujejski i tam pod koniec XIX wieku młody książę Sapieha, późniejszy kardynał, odprawił swą pierwszą Mszę prymicyjną. Papież bł. Pius IX poparł decyzję przeniesienia, twierdząc, iż „to zgromadzenie jest dla Polski”.

Wkrótce dzięki staraniom przełożonej domy niepokalanek powstały i w innych miastach (Jarosławiu, Niżniowie, Nowym Sączu, Słonimiu i Szymanowie). Założenia jej apostolatu były niezwykle innowacyjne, a zarazem z gruntu polskie. Językiem właściwym dla epoki romantyzmu poruszała kwestie w owym czasie palące. Narodowość uważała za „cechę myśli Bożej na ludach” i nie ignorowała jej w kontekście działalności religijnej. Szlachtę ślepo przywiązaną do nieuchronnie odchodzącego z areny dziejów ustroju feudalnego napominała, iż skutki rewolucji są nieuniknione, a stan chłopski należy docenić i włączyć w obręb świadomego swej tożsamości społeczeństwa.

Poprzez pracę wychowawczą pragnęła poszerzać granice królestwa Bożego na ziemi, lecz oddajmy głos samej Błogosławionej. Pisała ona, iż celem zgromadzenia Niepokalanego Poczęcia jest „wykształcenie niewiasty na obywatelkę Królestwa Bożego, co znaczy kształtowanie jej nie tylko ze strony umysłowej i zewnętrznej, ale przede wszystkim moralnej; a więc wykształcenie jej na prawdziwie chrześcijańską żonę, matkę, panią domu, obywatelkę kraju”.

Opisywała też misję tak wychowanej matki chrześcijańskiej wobec swoich dzieci: „usuwając niechrześcijańskie wzory, które by mąciły wyobraźnię i pojęcia młodociane, [matka] miłością pociągnie ich serca, siłą prawdy trafi do ich przekonania i przykładem wymowniejszym nad wszystkie słowa i teorie wprowadzi na drogę chrześcijańską. Ojczyźnie zapewni wierne syny, a Niebu dusze”.

Jednocześnie radziła zachowanie umiaru we wszystkim, co należy do istoty zdrowego katolickiego wychowania. Swym wychowankom zalecała: „Bądźcie wierzące, ale bez dewocji. Bądźcie sumienne, ale bez skrupulanctwa. Kochajcie, ale bez świergotania. Uczcie się miłości silnej i świadomej, bez czułostkowości”. Dzięki takiej formacji myśl Boża miała przenikać wszystkie warstwy narodu: „Myśl Boża w nim [narodzie] to ziszczenie prośby modlitwy Pańskiej: Królestwo Boże na ziemi, gdzie by się w najpełniejszym znaczeniu żyło dla Boga i Bogiem, wolą Bożą, pod panowaniem Bożym”.

Błogosławiona służebnica Jezusa Chrystusa Króla do końca życia pozostała wierna swej misji, którą w końcu pojęła nawet jej córka Karolina. Pojednały się przed śmiercią matki, która w nieustannej pracy dla Boga i Ojczyzny utraciła zdrowie i siły. Odeszła do Pana 5 stycznia 1911 roku. W homilii pogrzebowej abp Józef Teodorowicz podsumował jej żywot słowami św. Pawła: „Zamknąć jej życie w jednym znaku i jednym słowie, a to w słowie Pawłowym: Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”.

Wyniesienie na ołtarze postulowano już w jakiś czas po śmierci matki Marii Marceliny, lecz doszła ona do skutku dopiero za pontyfikatu Jana Pawła II. Ojciec Święty przy okazji uroczystości beatyfikacyjnych przypomniał ideał królestwa Bożego realizowany przez matkę Marię Marcelinę: „Szerzyć Królestwo Boże w duszach ludzkich i wprowadzać je w świat – oto program jej apostolskiej działalności, zrodzony w ciszy rozmodlonego serca. Chciała uczynić wszystko, aby prawda, miłość i dobro mogły zwyciężać w życiu ludzi i przemieniać oblicze umiłowanego narodu”.

 

Kościół wspomina bł. Marcelinę Darowską 5 stycznia.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 133 333 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram