15 marca 2021

Birma: wojsko surowo rozprawia się z protestującymi. W niedzielę zginęło prawie 40 osób

(Fotograf: STRINGER/Archiwum: Reuters)

Opór przeciwko przewrotowi wojskowemu, do jakiego doszło w Birmie (Mjanma) w nocy z 31 stycznia na 1 lutego br., spotyka się z coraz brutalniejszymi działaniami wojskowych. Tylko w samą niedzielę siły bezpieczeństwa zabiły blisko 40 osób.

 

W nocy z 31 stycznia na 1 lutego br. wojsko dokonało przewrotu – na co formalnie zezwalała im konstytucja. Wojsko Birmy ogłosiło na rok stan wyjątkowy i mianowało byłego generała Myint Swe na stanowisko pełniącego obowiązki prezydenta. 1 lutego we wczesnych godzinach porannych aresztowano także cywilną przywódczynię Aung San Suu Kyi, prezydenta i kilka innych osób, kończąc demokratyczne przemiany w kraju. Pretekstem do zamachu stanu były nieprawidłowości wyborcze w listopadzie ub. roku, które nie zostały „odpowiednio rozwiązane”. Rządząca krajem Suu Kyi – laureatka Pokojowej Nagrody Nobla, która przed dojściem do władzy spędziła wiele lat w areszcie – wezwała opinię publiczną, by nie zaakceptowała zamachu stanu dokonanego przez wojsko i „z całego serca” prosiła o protesty. Mimo zapowiedzi junty wojskowej, że po zakończeniu rocznego stanu nadzwyczajnego odbędą się wybory, wielu w to nie wierzy. Jak pokazuje historia tego kraju, do wyborów może nie dojść przez wiele kolejnych lat. Stąd tłumne protesty.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W niedzielę służby brutalnie rozprawiły się z opozycją, zabijając blisko 40 osób. Kilkadziesiąt innych odniosło poważne obrażenia. Według Stowarzyszenia Pomocy Więźniom Politycznym, niedzielna reakcja służb była najbardziej krwawa. Większość ofiar – 34 osoby – zabitych zostało w regionie Rangun, w którym dwa miasta (Hlaing Thar Yar i sąsiednia Shwepyitha) zostały objęte stanem wojennym. W Hlaing Thar Yar zginęło 22 cywilów, a kilkunastu innych zostało rannych. Do tłumienia protestu junta wojskowa wysłała znaczną liczbę żołnierzy.

 

Chociaż od 1 lutego kraj objęto stanem wyjątkowym, to w niedzielę państwowy nadawca MRTV po raz pierwszy użył określenia stanu wojennego, sugerując bezpośrednią kontrolę wojskową nad bezpieczeństwem. „W komunikacie stwierdzono, że Państwowa Rada Administracyjna podjęła działania w celu zwiększenia bezpieczeństwa oraz przywrócenia prawa i porządku, a dowódca regionu Rangun otrzymał uprawnienia administracyjne, sądowe i wojskowe na obszarze, który jest pod jego dowództwem” – podaje cbsnews.com. Ofiary śmiertelne były także w innych regionach: m.in. cztery zgony zgłoszono w Bago, Mandalay i w północnym mieście Hpakant w stanie Kachin.

 

Podczas protestów w Bago zginął jeden z postrzelonych policjantów – sugeruje Agence France-Press. W wyniku zamieszek ucierpiały chińskie fabryki tekstylne, które zostały podpalone. Zdaniem protestujących zamach wojskowych w Birmie mieli poprzeć właśnie Chińczycy. Pekin – w odpowiedzi na podpalenie lub zniszczenie 32 fabryk – zażądał bardziej zdecydowanych działań w celu ochrony ich interesów w tym kraju.

 

W Rangunie na nagraniach zamieszczonych w mediach społecznościowych tłumy ludzi – cześć w hełmach i maskach gazowych – biegła ulicą pośród odgłosów wystrzałów. Podczas wycofywania się demonstranci używali gaśnic, by utrudnić policji ściganie lub strzelanie do protestujących. Pojawiły się doniesienia o obrażeniach od ostrej amunicji i gumowych kul w dystrykcie Insein. Zgodnie z nową taktyką, demonstranci protestują pod osłoną nocy. Część demonstrantów opowiada się także za bardziej radykalnymi działaniami w miejsce „pokojowego nieposłuszeństwa”. W sobotę cywilny przywódca ukrywającego się rządu Birmy obiecał dalsze wspieranie „rewolucji” mającej doprowadzić do obalenia wojskowych. Mahn Win Khaing Than, powołany na stanowisko wiceprezydenta przez obalonych posłów Birmy, członek partii Aung San Suu Kyi, wystąpił po raz pierwszy od czasu przewrotu. W sumie od początku zamachu zginęło ponad 100 osób.

 

Birma to kraj, o którym głośno zrobiło się w związku z czystkami pośród muzułmanów Rohingja i wypędzeniem ponad 700 tys. z nich. Wcześniej kraj od lat. 60-tych znajdował się pod panowaniem wojskowej dyktatury. Na przekazanie władzy rządowi wybranemu w wyborach oficerowie zdecydowali się w roku 2011, wojsko zachowywało jednak kontrolę nad kluczowymi sektorami siłowymi. Zapewniło sobie także 25 proc. miejsc w parlamencie i możliwość dokonania zamachu stanu – zgodnie z konstytucją z 2008 r. – wobec władzy cywilnej.

 

W przemiany w Birmie osobiście zaangażował się były prezydent USA Barach Obama, który dwukrotnie odwiedził ten kraj. Birma była uznawana za rzadki przypadek, w którym generałowie dobrowolnie przekazali część władzy cywilom, uznając wyniki wyborów z 2015 r., które dały początek Narodowej Lidze na rzecz Demokracji. Kraj był chwalony przez zachodnie rządy jako „demokratyczny drogowskaz w świecie narastającego autorytaryzmu”. Jednak na przemianach bardzo zyskali wojskowi, którzy uwłaszczyli się na gwałtownie prywatyzowanym majątku państwowym.

 

Listopadowe wybory przyniosły partii rządzącej jeszcze większe zwycięstwo niż pięć lat temu. Zdobyła ona aż 396 z 476 mandatów w parlamencie, podczas gdy Partia Solidarności i Rozwoju Unii wojskowych jedynie 33. Generałowie obawiali się wzmocnienia władzy cywilnej i ewentualnej zmiany konstytucji. Na krótko przed elekcją pozbawiono głosu setki tysięcy przedstawicieli mniejszości etnicznych, ponieważ władza uznała, że obszary, na których mieszkają, były zbyt zajęte walką o przeprowadzenie wyborów. Nie mogli więc głosować np., muzułmanie Rohingja. Tak naprawdę obawy dotyczące interwencji wojskowych pojawiły się już w październiku, kiedy głosowanie zostało odwołane na niektórych obszarach mniejszości etnicznych.

 

Stany Zjednoczone i przedstawiciele dyplomacji Unii Europejskiej potępili zamach stanu. Odkąd wojsko Birmy przejęło władzę 1 lutego, japoński rząd wyraził „poważne zaniepokojenie”. Wezwał wojsko Birmy, znane jako Tatmadaw, do „szybkiego przywrócenia demokratycznego systemu politycznego w Birmie” i zażądał uwolnienia przywódczyni Narodowej Ligi na rzecz Demokracji Aung San Suu Kyi oraz wszystkich innych arbitralnie zatrzymanych. Japonia złożyła również kondolencje rodzinom zabitych osób przez siły bezpieczeństwa, „zdecydowanie” potępiając „przemoc wobec ludności cywilnej”.

 

Około tygodnia po zamachu stanu, Nowa Zelandia zawiesiła kontakty na wysokim szczeblu z Birmą i nałożyła zakaz podróżowania na przywódców wojskowych. Premier Jacinda Adern zapowiedziała również, że jej rząd nie będzie przekazywał funduszy pomocowych Birmie. Kilka dni po zamachu Waszyngton nałożył ograniczone, ukierunkowane sankcje na przywódców wojskowych i firmy wojskowe w Birmie. W marcu wprowadzono kolejne sankcje.

 

Ukierunkowane embargo ogłosiły Wielka Brytania i Kanada. Restrykcje dotknęły wyższych urzędników wojskowych. Australia w międzyczasie zawiesiła współpracę obronną i przekierowała pomoc do organizacji pozarządowych. Ukierunkowane sankcje ogłosiła jeszcze w lutym UE. W marcu rząd Korei Południowej zawiesił stosunki w dziedzinie obronności i bezpieczeństwa, a także przyłączył się do globalnego embarga na broń i rozpoczął przegląd pomocy rozwojowej dla Birmy.

 

W sprawie nałożenia poważniejszych sankcji waha się główny od dziesięcioleci darczyńca Birmy, czyli Japonia. Tokio przekazało od 2017 r. ponad 1 bilion jenów (9,5 mld dol.) w postaci pomocy pożyczkowej, ponad 300 mld jenów w postaci dotacji i 88 mld jenów w ramach pomocy technicznej. Ichiro Maruyama, ambasador Japonii w Mjanmie, spotkał się z Wunną Maung Lwin, aby potępić użycie przemocy wobec protestujących. Jednak skrytykowano go za to, ponieważ niejako autoryzował Lwina jako nowego ministra spraw zagranicznych Birmy.

 

W 2017 roku, gdy wojsko dokonało masowych zabójstw, gwałtów i powszechnych podpaleń, w wyniku których ponad 700 tys. muzułmanów Rohingja uciekło do Bangladeszu, Japonia powstrzymała się od potępienia rządu Birmy. Wstrzymała się także od przyłączenia się do wszystkich – od 2017 r. – rezolucji ONZ dotyczących Birmy. Japończycy odmawiają użycia słowa „Rohingja” i zachęcają do inwestycji sektora prywatnego w ogarniętym wojną stanie Rakhine, z którego wypędzano muzułmanów. Ambasador Maruyama również „modlił się” o to, aby Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości nie orzekł, że w Birmie miało miejsce ludobójstwo. Postawa Tokio motywowana jest rosnącymi wpływami Pekinu. Japończycy obawiają się, że krytyka Birmy automatycznie popchnie kraj w stronę Chin.

Źródło: cnbsnews.com, reuters.com, asiatimes.com

AS

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(1)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 125 884 zł cel: 300 000 zł
42%
wybierz kwotę:
Wspieram