12 września 2018

Biały Dom obawia się wciągnięcia w wojnę z Hezbollahem. Wszystko przez Izrael

(fot. REUTERS/Ali Hashisho/File Photo/ FORUM)

Biały Dom obawia się wciągnięcia przez Izrael do wyniszczającej wojny z Hezbollahem, wspieranym przez Iran. Poważne obawy już w zeszłym roku wyrażali szefowie agencji wywiadowczych i jeden z członków Rady Bezpieczeństwa Narodowego.

 

Związany z „Washington Post” dziennikarz Bon Woodward właśnie opublikował książkę: „Fear: Trump in the White House,” w której opisał szczegóły dotyczące obaw zgłaszanych przez jednego z analityków wywiadu odpowiedzialnego za sprawy Bliskiego Wschodu. Wydarzenia dotyczą rozmów z lutego 2017 r.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Ów analityk wskazał na rosnący arsenał wojskowy Hezbollahu, bojówki militarnej wspieranej przez Iran, i ugrupowania politycznego, mającego potężne wpływy w Libanie.

 

Popierana przez Iran organizacja – jak podkreślił Derek Harvey – jest znacznie silniejsza niż podczas Drugiej Wojny Libańskiej z 2006 roku, czyniąc Izrael „bezbronnym” państwem „niezdolnym do obrony przed atakami rakietowymi.”

 

Hezbollah jest idealnym pośrednikiem dla Iranu, by użyć go do wywierania presji i ataku na lotniska Izraela – pisze Woodward w swojej 357-stronicowej książce. Autor zauważył, że obecne systemy obrony przeciwrakietowej „Żelazna Kopuła” i „Proca Davida” nie byłyby w stanie poradzić sobie z atakiem rakietowymi terrorystycznej organizacji.

 

Wkrótce po objęciu fotela w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, Harvey, były pułkownik, zdeterminowany, by zwalczać wpływy Iranu, zorganizował spotkanie z zięciem i doradcą prezydenta Donalda Trumpa, Jaredem Kushnerem. „Głównym zmartwieniem Harveya na Bliskim Wschodzie był Hezbollah”, pisze Woodward.

 

„Wrażliwe informacje wywiadowcze pokazały, że Hezbollah miał ponad 48 tys. pełnoetatowych żołnierzy w Libanie, stanowiąc egzystencjalne zagrożenie dla państwa żydowskiego” – kontynuuje. „Mieli 8000 sił ekspedycyjnych w Syrii, Jemenie i oddziały komandosów w całym regionie”.

 

Siedząc w małym biurze Kushnera tuż za Gabinetem Owalnym (prezydenckim) Harvey wskazał, że Hezbollah dysponował oszałamiającą liczbą 150 tys. rakiet. W wojnie z Izraelem w 2006 r. miał jedynie 4,5 tys. Harvey argumentował, że nagromadzenie tych aktywów zwiększyło prawdopodobieństwo wybuchu katastrofalnej wojny, która wplątałaby Stany Zjednoczone i spowodowałaby większy chaos na Bliskim Wschodzie.

 

„Konflikt irańsko-izraelski wciągnąłby Stany Zjednoczone i udaremniłby wysiłki na rzecz przywrócenia stabilności w regionie” – podkreślił Woodward.

Kushner podobno zgodził się, że po wdrożeniu irańskiego porozumienia nuklearnego należy zająć się Hezbollahem w bardziej zdecydowany sposób.  Harvey powiedział mu, że irański Korpus Strażników Rewolucji został „włączony do struktur Hezbollahu”, a Iran co roku przekazuje organizacji około 1 miliarda dolarów.

 

Autor książki zauważa, że szef krajowej agencji wywiadowczej (National Intelligence), Dan Coats, a także dyrektor CIA, Mike Pompeo przestrzegali przed silną pozycją Hezbollahu. Z ich stanowiskiem generalnie zgadzali się sekretarz obrony James Mattis, były sekretarz stanu Rex Tillerson, a także były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, HR McMaster.

 

Inni mieli nie doceniać „stopnia, w jakim przesunęła się podstawowa równowaga sił” – pisze Woodward. Kolejna arabsko-izraelska wojna na terenie Izraela mogłaby rozgrywać się na niespotykaną dotąd skalę. Otwarty atak mógłby wpłynąć na zdolność Izraela do prowadzenia prawdziwej walki – zaznaczył Woodward. Zdaniem autora książki, nowa administracja Trumpa jest nieprzygotowana na to, co może się wydarzyć.

 

Po rozmowach z Kushnerem i doradcami Trumpa, ambasador Izraela w Stanach Zjednoczonych Ron Dermer chciał, aby Harvey wyjechał do Izraela, by spotkać się z najlepszymi specjalistami wojskowymi w kraju i przygotować plan zwalczania wpływów irańskich, ale McMaster, jego ówczesny szef , nie pozwolił na to. Były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego McMaster, który zwolnił Harveya w marcu, sam także stracił stanowisko.

 

Podczas gdy nigdy nie sformułowano nowej oficjalnej polityki między USA a Izraelem w stosunku do Hezbollahu – przynajmniej nie publicznie, jak zaznacza Woodward – urzędnicy administracji doszli do porozumienia z Arabią Saudyjską w maju 2017 r. podczas pierwszej podróży zagranicznej Trumpa. Prezydent USA ogłosił  wówczas zawarcie umowy zbrojeniowej, opiewającej na 110 miliardów dolarów z zaciekłym przeciwnikiem Teheranu.

 

Pod koniec sierpnia tego roku Rada Bezpieczeństwa ONZ ostrzegła, że z powodu nagminnego naruszania porozumienia o zawieszeniu broni między Libanem a Izraelem, może dojść do wznowienia konfliktu. Rada przyjęła też nową rezolucję i zwróciła uwagę na konieczność wzmocnienia sił zbrojnych Libanu na południu kraju i na morzu.

 

Ostrzeżenie Rady przed „nowym konfliktem, na który żadna ze stron ani region nie może sobie pozwolić” posłużyło do jednogłośnej akceptacji rezolucji, przedłużającej mandat sił pokojowych ONZ w południowym Libanie (siły UNIFIL) do 31 sierpnia 2019 r.

 

Członkowie Rady wezwali „wszystkie strony” do „maksymalnego spokoju i powściągliwości” oraz „powstrzymania się od jakichkolwiek działań i retoryki, które mogłyby zagrozić rozejmowi lub zdestabilizować region.”

 

UNIFIL został pierwotnie stworzony w celu nadzorowania wycofania wojsk izraelskich z Libanu po inwazji w 1978 roku. Misję rozszerzono po wojnie między Izraelem a bojownikami Hezbollahu w 2006 r. Siły pokojowe są rozmieszczone wzdłuż granicy libańsko-izraelskiej.

 

Rezolucja, której inicjatorem była Francja ponownie wezwała wszystkie kraje do egzekwowania embarga na broń z 2006 r. i zapobieżenia sprzedaży lub dostarczaniu broni jakiejkolwiek osobie lub podmiotowi w Libanie nieautoryzowanemu przez rząd lub siły ONZ. Mimo nacisków USA, nie wymieniono w rezolucji Hezbollahu, chociaż to właśnie o dostarczanie broni dla tej konkretnej organizacji chodzi.

 

Rezolucja wezwała Izrael i Liban „do poparcia stałego zawieszenia broni i długoterminowego rozwiązania” konfliktu.

 

W ostatnich miesiącach lęk Izraelczyków przed nową wojną z Hezbollahem lub Hamasem postanowiła wykorzystać firma ubezpieczeniowa Phoenix, oferując izraelskim właścicielom domów ubezpieczenie od szkód wojennych.

 

To pierwsze tego typu ubezpieczenie w historii Izraela. Do tej pory odpowiedzialność za szkody wojenne spoczywała na państwie, ponieważ prywatni ubezpieczyciele uznali, że ryzyko jest zbyt duże.

 

Phoenixowi udało się jednak zapewnić w ostatnim czasie reasekurację, czyli gwarancje innych podmiotów, które pomogą pokryć koszty, jeśli ubezpieczyciel będzie musiał dokonać dużych wypłat. Firma jest jedyną, która oferuje tego typu ubezpieczenia w Izraelu.

 

Podczas wojny w Gazie w 2014 r. Hamas wystrzelił w kierunku Izraela prawie 5 tys. rakiet i pocisków moździerzowych. Organ podatkowy twierdzi, że zgłoszono 4572 roszczenia o odszkodowanie za uszkodzenie budynków i pojazdów. W rok po wojnie placówka państwowa wypłaciła odszkodowania warte ponad 31 milionów dolarów.

 

Następna wojna może spowodować o wiele więcej szkód ze względu na duży arsenał rakiet posiadany przez Hezbollah w Libanie i ryzyko ataków ze strony Iranu lub jego przedstawicieli w Syrii.

 

Na obszarach Izraela, gdzie ryzyko uszkodzenia domów pociskami jest największe (m.in. północ, południe, Zachodni Brzeg), wartość nieruchomości jest średnio o 10 proc. niższa niż w pozostałej części kraju.  

 

Źródło: własne PCh24.pl / timesofisrael.com / haaretz.com

AS

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 183 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram