12 czerwca 2018

Szczyt G7 pokazał, że USA „kręcą bicz” na Niemców. Czy Polska może na tym skorzystać?

(źródło: youtube.com / Telewizja Republika)

Niemcy mają po kanadyjskim szczycie G7 powody do obaw. Politycy i media krytykują prezydenta USA Donalda Trumpa za rozbijanie jedności Zachodu i oskarżają go o brak rozsądku. Czy słusznie? Niekoniecznie… Niemal wszystko wskazuje bowiem na to, że Amerykanie prowadzą starannie przemyślaną grę o wysoką stawkę. Polska może na tym skorzystać.

 

Ameryka wprowadza pierwsze cła

Wesprzyj nas już teraz!

Konflikt między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską – z Niemcami na czele – wybuchł otwarcie na krótko przed szczytem G7. Pod koniec maja amerykański minister handlu Wilbur Ross ogłosił, że prezydent Donald Trump zdecydował o wprowadzeniu bardzo wysokich ceł na stal i aluminium – odpowiednio 25 i 10 procent – sprowadzanych do USA z Europy, Kanady i Meksyku.

 

W Niemczech decyzja ta wywołała powszechne oburzenie. Bundesrepublika poniesie wskutek tego kroku wymierne straty. Wielkie niemieckie firmy przemysłowe eksportujące oba surowce sugerują, że mogą zupełnie wycofać się z rynku amerykańskiego. Obecnie Amerykanie kupują 36 mln ton stali rocznie. Z całej UE 3,6 mln, z tego 1 mln z Niemiec. Mogą poradzić sobie bez tego surowca. Ten 1 mln ton to dla Niemców jednak aż 20 proc. całego eksportu. Aluminium RFN sprzedaje Amerykanom kilkakrotnie mniej. Łącznie całość eksportu metali z Niemiec do USA jest warta blisko 4 mld euro. Wyższe cła wprawdzie zabolą, ale ten problem Berlin przetrwa względnie łatwo. 4 mld euro – to niewielka kwota, biorąc pod uwagę 112 mld euro, jakie warty jest ich całościowy roczny eksport do USA (import z USA to, dla porównania, około 60 mld euro). Problem jest jednak o wiele głębszy.

 

Nadejdzie cios w branżę samochodową?

Amerykanie sugerują bowiem, że obłożenie wysokimi cłami stali i aluminium może być dopiero początkiem o wiele ostrzejszej wojny handlowej. Donald Trump po szczycie G7 pisał na Twitterze wprost, że jego administracja musi przyjrzeć się handlowi samochodami. A to dla Niemców prawdziwa żyła złota, bo RFN to eksportowy gigant w tej branży. Aż 78 proc. samochodów produkowanych w Niemczech trafia na eksport.

 

W ubiegłym roku Amerykanie wydali blisko 17 mld euro na samochody, co oznacza ponad 7 procent całości eksportu motoryzacyjnego z Niemiec. Dla RFN Stany Zjednoczone są w tym obszarze partnerem wciąż ważniejszym nawet od szybko rosnącego rynku chińskiego. A zainteresowanie Amerykanów niemieckimi samochodami nie słabnie. Daimler, Volkswagen, BMW to cały czas marki, które za Oceanem cieszą się olbrzymią popularnością. Niemcy za to aut zza Oceanu kupują za ponad trzykrotnie mniejszą kwotę. Trump przekonuje, że to między innymi efekt nierównego oclenia. Podczas gdy cło na auta niemieckie trafiające do USA wynosi 2,5 proc., to w drugą stronę – aż 10proc.  Ewentualne uderzenie w niemiecki eksport samochodowy musiałoby Niemców ogromnie zaboleć. Niemiecka odpowiedź Amerykanów – już ni tak bardzo.

 

Dla Amerykanów Niemcy są piątym najważniejszym partnerem handlowym – po Chinach, Kanadzie, Meksyku i Japonii. Różnica polega jednak na tym, że Stany Zjednoczone zasadniczo rzecz biorąc są w dużej mierze samowystarczalne. Handel zagraniczny odpowiada tylko za 20 procent ich gospodarki. W przypadku Niemiec jest zupełnie inaczej – to aż 70 procent. Bez dogodnych warunków handlowych niemiecka potęga po prostu nie przetrwa. Stąd, jak podkreśla po szczycie G7 niemiecka prasa, wszelkie gesty Ameryki w stronę protekcjonizmu i izolacjonizmu gospodarczego są dla Niemców śmiertelnie groźne. Nie chodzi zresztą tylko o same Stany – Berlin boi się przede wszystkim ogólnoświatowej zmiany paradygmatu i odwrotu od liberalnej polityki handlowej. Niemieckie gazety nie ukrywają, że to byłaby prawdziwa katastrofa, podważająca fundament stabilności ekonomicznej kraju.

 

Niemcy oszczędzają na NATO

Wywierając presję na Bundesrepublikę Amerykanie mogą chcieć nie tylko poprawić swój bilans handlowy. Trump od dawna często w ostrych słowach apeluje do Berlina o zwiększenie zaangażowania na rzecz NATO. Bez skutku. Niemcy na cele militarne wydają nadal około 1 proc. PKB. Rząd deklaruje otwarcie, że to się nie zmieni. W kwietniu ubiegłego roku ówczesny szef MSZ Sigmar Gabriel mówił otwarcie, że dojście do zakładanego przez Sojusz Północnoatlantycki poziomu 2 proc. jest po prostu nierealne. Niemcy czują się bezpieczni i nie chcą przeznaczać 70 mld euro rocznie na obronę. Społeczeństwo jest zresztą niezmiennie przeciwne zwiększaniu wydatków na Bundeswehrę. Każda zapowiedź w tym kierunku ze strony CDU natrafia natychmiast na ostrą kontrę całej lewicy – od akceptujących udział w NATO SPD i Zielonych, po kontestującą Sojusz postkomunistyczną Die Linke.

 

Trafia to na podatny grunt wśród wyborców, chadecja zatem, nawet gdyby szczerze chciała, nie może w prosty sposób odpowiedzieć na apele Trumpa. Sytuację pogarsza fakt, że pieniądze przeznaczane przez Berlin na wojsko w dużej mierze idą na pensje i emerytury dla żołnierzy. Sprzęt jest w często opłakanym stanie, o czym niekiedy wręcz z rozbawieniem donoszą także polskie media. Niemcy nie dają Europie żadnej gwarancji bezpieczeństwa i Amerykanie rzeczywiście muszą ponosić koszty dalece wyższe, niż w przypadku realnego zaangażowania Berlina na rzecz kolektywnej rzekomo natowskiej obrony. Presja USA nie może dziwić. Na horyzoncie są miliardy dolarów oszczędności.

 

Interesy gazowe

Wreszcie trzecią wielką kością niezgody jest gaz. „Niemcy podłączają się rurociągiem do rosyjskiego gazu i pompują miliardy dolarów do Rosji. To nie jest słuszne” – krytykował w tym roku Donald Trump budowę Nord Stream 2. Z jednej strony chodzi naturalnie o wpływy polityczne, które umocni w Europie Rosja, jeszcze bardziej wiążąc Niemcy i inne kraje zachodnie błękitnym surowcem. Tymczasem Amerykanie chętnie częściowo zastąpiliby Moskwę w roli dostarczyciela gazu do Europy. Z roku na rok wydobywają coraz więcej gazu łupkowego i szukają nowych rynków zbytu. Jak przyznawał w rozmowie z niemieckimi mediami amerykański lobbysta LNG Charlie Riedl z „Center for Liquefied Natural Gas”, Niemcy są dla Amerykanów szalenie interesującym rynkiem. Na tyle, że wiosną tego roku amerykański Kongres przyjął ustawę, która umożliwia nakładanie sankcji na firmy zaangażowane w budowę rurociągu.

 

W przypadku Niemiec to dwa koncerny, Uniper i Wintershall. Co ciekawe w swojej ustawie kongresmeni napisali wprost, że jednym z ich celów jest po prostu tworzenie nowych miejsc pracy dla Amerykanów. Tymczasem olbrzymie zwiększenie dostępności taniego gazu rosyjskiego oznacza, że rynek niemiecki staje się praktycznie zamknięty na towar amerykański, dużo droższy, bo podróżujący przez ocean w formie skroplonej. To nie tylko strata potencjalnych miliardów dolarów, ale także przekreślenie szans na zmniejszenie rosyjskiej strefy wpływów, także na Ukrainie, która wskutek budowy Nord Stream 2 znajdzie się w sytuacji większej zależności od Kremla. Amerykanie tymczasem inwestują w Kijowie we własne wpływy wojskowe i polityczne duże środki.

 

Co z Polską?

Ten krótki przegląd pokazuje, że punktów spornych między Ameryką a Niemcami, a stąd i Unią Europejską w ogóle, nie brakuje. Polacy muszą obserwować ten konflikt z wielką uwagą, zachowując gotowość do działania. Warto zadać pytanie, czy Warszawa nie mogłaby wykorzystać zwiększonej presji Amerykanów na Niemcy do uzyskania pożądanych przez siebie ustępstw w obszarze współpracy militarnej. Wydaje się, że coś może być na rzeczy. Nie jest chyba przypadkiem, że właśnie teraz na portalu o niemieckim kapitale pojawiają się dość sensacyjne i w ocenie rządu podważające naszą pozycję negocjacyjną informacje o staraniach o stałą bazę USA nad Wisłą. Z drugiej strony ostra gra Ameryki na ograniczenie pola manewru Niemców na światowych rynkach zbytu musi oznaczać duży wzrost znaczenia rynku europejskiego, w tym polskiego. To być może okazja, by także z Berlinem załatwić po naszej myśli niektóre sporne interesy.

 

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 133 333 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram